Mówiąc krótko i dosadnie alianci zachodni jak zwykle "schowali głowę w piasek" pozwalając Stalinowi zrobić co on chciał. A konkretnie to jest to zagadnienie dość skomlikowane. Co innego bowiem alianci zachodni, a co innego ZSRR. Sytuacja polityczno-militarna w pierwszych miesiącach 1944 r. była taka, że zmusiła rząd polski w Londynie do zmiany wcześniejszych ustaleń i włączenia Warszawy do planu "Burza". Nie znając treści konferencji teherańskiej(zdrada mocarstw zachodnich sprawy polskiej), premier Mikołajczyk sądził, że wybuch powstania w stolicy stanie się ostatnim atutem Polski w walce o granice i suwerenność państwową. Stąd, z jednej strony, naciskany przez Brytyjczyków, aby wznowić stosunki polsko-radzieckie, z drugiej zaś, wierny podstawowym interesom Polski, był skłonny podjąć decyzję o wybuchu powstania w Warszawie. Doświadczenia z przebiegu akcji "Burza" na terenach wschodnich kazały mu sądzić, że Stalin gotów jest za wszelką cenę zmusić rząd polski do ustępstw graniczących z utratą samodzielności politycznej Rzeczypospolitej. Nie podzielał jego poglądów naczelny wódz, gen. Sosnkowski. Bez względu więc na wybuch i przebieg powstania nie należało według Sosnkowskiego pertraktować z ZSRR, a jedynie wymusić na Brytyjczykach respektowanie umowy polsko-angielskiej sprzed września 1939 r.
Dnia 31 lipca 1944 r., po otrzymaniu meldunków o bliskim desancie Armii Czerwonej na drugą stronę Wisły, komendant główny AK gen. Komorowski podjął decyzję o wybuchu powstania. Następnego dnia o godz. 17 (godzina W) oddziały AK miały zaatakować najważniejsze placówki niemieckie w mieście. Niemal jednocześnie premier Mikołajczyk wyjeżdżał do Moskwy. Spotkanie ze Stalinem i polskimi komunistami odbyło się już po wybuchu powstania i nie dało żadnych rozstrzygnięć. Radziecki przywódca żądał granicy na linii Curzona i reorganizacji rządu polskiego, w którym poważne znaczenie mieliby reprezentanci utworzonego 21 lipca w Moskwie PKWN.
Armia Czerwona tymczasem doszła do Wisły pod Warszawą i na rozkaz Stalina zatrzymała się. Stalin postanowił niemieckimi rękami rozprawic się z polskim panstwem podziemnym. W połowie sierpnia władze ZSRR oficjalnie potępiły dowództwo powstania, a następnie nie wyraziły zgody na wahadłowy lot zaopatrzeniowy dla Warszawy bombowców amerykańskich połączony z lądowaniem na lotnisku za linia frontu, które były pod kontrolą Rosjan. Ujawnienie światowej opinii publicznej stanowiska rządu sowieckiego w sprawie pomocy dla powstania i upór premiera Winstona Churchilla doprowadziły do wyrażenia zgody na jeden lot na początku września, ale było juz wtedy za późno na cokolwiek. W połowie września, żołnierze polskiej 1 Armii wojska Polskiego gen. Berlinga dokonali desantu na lewobrzeżną Warszawę. Chcieli oni wspomóc powstańców, jednak po kilku dniach, przy olbrzymich stratach własnych i bez wsparcia ze strony głównych sił Armii Czerwonej, musieli się wycofać. Berling został za to potem zbesztany przez Rosjan i utracił chyba naczelne dowódctwo nad wojskiem polskim. Dopiero w drugiej połowie wrzesnia Stalin wyraził zgodę na zrzuty dla walczącej Warszawy, ale było za późno na pomoc. Na koniec dzięki zabiegom rządu polskiego w Londynie, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone uznały Armię Krajową za wojsko kombatanckie. To samo uczynili Niemcy, natomiast nie Stalin. 2 października po 63 dniach walki powstanie upadło, nie osiągając założonego celu. Niektórzy historycy nazywają powstanie warszawskie gwoździem do trumny dla polskiego państwa podziemnego. A gwóźdź ten wbił Stalin.
gherbid pisze:user1814656 pisze:Sorry, ale to troche zabawnie wszystko brzmi w ustach ludzi siedzacych w UK
Nie rozumiem Twojego stwierdzenia? Wg Ciebie opuszczenie granic kraju obliguje do zapomnienia historii? Nic dziwnego że nie masz kobiety. Chyba ciężko znaleźć temat, na który można z Tobą podyskutować...
Dzieki nim duch w Narodzie nie zginal, nazisci, bolszewicy i euro-komuna moga nam naskoczyc
jest taka bajka La Fontaine'a o psie i wilku, znasz? "lepszy na wolnosci kasek lada jaki, nizli w niewoli przysmaki".brain pisze:Jest takie przyslowie dosyc znaczaco trafne: "Za dziekuje, rodziny nie wyzywie."
Mysle, ze sednem sprawy jest nie to jakimi cfanymi, uduchowionymi, wspanialymi ludzmi baaa, jakim niebezpiecznie boskim narodem jestesmy. Ale kwestia, ze nalezy we wszystkim miec umiar i wszystko wywazac.
Niestety jako narod popadamy w skrajnosci, a kazda skrajnosc w zachowaniu wyglada tak jak... (tu bedzie przyklad zeby zobrazowac) wpadanie w poslizg samochodem... nerwowe kontrowanie kierownica ma skutek odwrotny do zamierzonego. My popadlismy w samozachwyt jacy to jestesmy bogaci duchowo, wspaniali... co z tego, zawsze sprzedani za grosze, uslugujacy wszystkim, ale z pseudo godnoscia i wilelkim sercem.
Zatem lepiej chyba miec troszke mniej wiary i martwych bohaterow a pelniejsze miski jadla dla swojej dziatwy.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika. i 75 gości