vojtas pisze:Generalnie obracanie się w środowisku osób wysoko zarabiających, w Polsce zaczyna być uznawane za złe. W związku z powyższym należy się zastanowić nad dwoma kwestiami:
1. Czy zamierzasz wrócić do Polski i narazić się na potępienie?
2. Czy do końca życia tułać się po świecie, Polskę odwiedzając tylko okazjonalnie?
vojtas pisze:Ktoś kto zarabia niewiele, sknerzy funciaki w skarpete i żywi się w Lidl, pewnie nie przywiezie do Polski grubej kasy.
Natomiast ktoś ktooczywiście przywiezie więcej floty, ale nie wiadomo jak sie skończy cała zabawa, może wytkną palcami, oskarżą o układy ... wyślą na rydz'e.nawiązywać kontakty, kręcić się w ich środowisku i skupić się na tym jak jutro zarobić kolejne 100 funtów lub więcej.
user1699926 pisze:juz jest zapraszam
Historia chłopaka, który sprząta w KFC: dba, aby pozostawiona żywność się nie marnowała. Przynosi do domu resztki hamburgerów, kurczaków itp. Czasem je rzeczy, które ktoś napoczął i nie dokończył, a jeszcze jakby tego było mało, to zlewa pepsi i inne napoje w jedną butelkę i przynosi do domu. Ostatnio nawet zaprosił znajomych na wódkę i oczywiście on, jako gospodarz postawił popitkę i zagrychę. Zgadnijcie skąd je wziął? Inna historia dotyczy człowieka, który w ogóle nic nie jadł. Kiedyś wieczorem jego współlokatorzy zrobili kotlety i zostawili je nieusmażone na następny dzień, aby to zrobić bezpośrednio przed obiadem. Był to błąd, bo pod osłoną nocy głodomór wpieprzył je na surowo! Rano zarzekał się, że nic o tym nie wie, choć był jedynym podejrzanym.
Inny z naszych rodaków dowiódł, że można żywić się za funta tygodniowo, żywiąc się puszkowanym spaghetti z Tesco w cenie 7 pensów. Problem palenia papierosów rozwiązał zbierając kiepy z ulicy, kupując bibułki za 20 pensów i wykruszając do nich resztki tytoniu.
Jeszcze inny pomysł polegał na przywiezieniu z Polski mleka w proszku, owsianki no i oczywiście cukru, a następnie codzienna dieta, oparta na tych produktach.
Dwóch Polaków sypia w jednym łóżku, ale jak się okazało nie w tym samym czasie. Wcale nie muszą, bo jeden pracuje na dzienną zmianę, a drugi na nocną. Pewien właściciel pokoju na wynajem odebrał kiedyś telefon od Polaka, który usilnie namawiał go na wynajem placyku na rozbicie namiotu w ogrodzie za L20 na tydzień. Twierdził też, że może myć się u kumpli, byle tylko miał szyfr do bocznej bramy na ogród i wszystko będzie OK. Inny Polak w ramach oszczędności postanowił nie wynajmować pokoju i śpi w samochodzie. Myje się i spędza wieczorki u rodzinki, która ma go już po dziurki w nosie, ale cierpliwie toleruje, bo rodziny się nie wybiera... On twierdzi, że w maju wraca, więc nie opłaca mu się wynajmować pokoju na pół roku. Innemu zepsuł się materac, więc przez 2 tygodnie spał na gołej podłodze.
Pewna para przeprowadziła się do domu, gdzie są liczniki na wodę. Aby zaoszczędzić na rachunkach, nie spuszczali wody z wanny, tylko używali jej wiadrem do spłukiwania toalet, czy mycia podłogi. Inni rzadziej piorą, czy biorą prysznic, ale przecież w Polsce ludzie też tak robią.
Pewna parka używała dwa razy papierowych torebek do pakowania kanapek. Przynosili zużyte torebki z pracy i na drugi dzień znowu ich używali do pakowania kanapek.
Znany jest przypadek chłopaka, któremu dziewczyna, zupełnie niechcący, przez przypadek, wyrzuciła ostatnią parę skarpetek, przywiezionych jeszcze z Polski. Biedny chłopak przez dwa tygodnie chodził więc bez skarpet, a było to zimą... Inny jadał mięso jedynie wtedy, kiedy dostał je za darmo, stojąc pod lokalnymi mięsnymi i otrzymując je tuż przed zamknięciem sklepu w formie resztek, okrawków i kości. Zdziwionym Anglikom mówił, że to dla psa. Na żywność wydawał najwyżej L5 na tydzień, a jego sposób polegał na chodzeniu do ASDY około ósmej i czekaniu, aż pracownik z metkownicą przeceni po raz trzeci uprzednio już przecenione produkty.
Przecenione produkty są tanie, ale najwyraźniej były za drogie dla innego Polaka, który poszedł gdzieś za Tesco, aby odzyskiwać przeterminowaną żywność z ich kontenera. Ten kontener jest zabezpieczany plandeką zamykaną na kłódkę, więc kiedy tam grzebał ze swoim synem, zostali zatrzymani przez Tesco Security.
Inny artysta odwiedzał TIRem urząd pracy, żeby szukać dodatkowej pracy bo "nie dość, że zaoszczędzi na bilecie, to jeszcze mu za nadgodziny zapłacą". Wyleciał z roboty, kiedy się okazało, że nielegalnie parkował (zgodnie z prawem w mieście można zostawiać na ulicy tylko samochody do 1.5 tony).
Pewien Polak nigdy nie tankuje paliwa za więcej niż 5 funtów, bo szkoda mu zostawić swój 16-letni samochód z większą ilością paliwa, na wypadek gdyby mu się rozkraczył na drodze. Problem w tym, że nawet wtedy nie zostawiłby tego grata. Kiedy mu zabrakło paliwa, podreptał do najbliższej stacji benzynowej z plastikową butelką po napoju, ale usłyszał, że nie może w nią dostać paliwa. Zmuszony był więc zakupić plastikowy kanister za jedyne L4.99 po czym... wlał do niego paliwa za 2 funty.
Wielu ludzi przy wypłacie od razu wysyła całą kasę do Polski, żeby ich nie kusiło, zostawiając sobie tylko wydzielone L20 na tydzień. Jeśli im później brakuje, to nic więcej już nie kupują danego tygodnia, albo pożyczają od innych (na wieczne nieoddanie).
Pewien chłopak przywiózł z urlopu w Polsce nowy telefon Ericssona i zapomniał, że w Anglii są inne wtyczki. Aby naładować baterię, po prostu uciął wtyczkę tak, że zostały dwa kable i wsadził je do kontaktu. Trochę się zdziwił, kiedy telefon już mu się nie chciał włączyć, ale kolega mu doradził żeby złożyć reklamację na linie lotnicze, że niby mu się popsuł w samolocie. Co więcej, kiedy odcinał tę wtyczkę, to robił to akurat nowo zakupionym nożem innego kumpla i niefortunnie go wyszczerbił. Kiedy kumpel zwrócił mu uwagę, żeby kupił nowy (1,5 funta) ten zaproponował, że mu "wyklepie" wyszczerbienie.
Znam chłopaka, który jest tu już od dwóch lat i nie napił się ani razu piwa, bo mu szkoda 1 funta (mawia że to 6 zł i w Polsce będzie miał za to 3 piwa). Niektórzy rozwiązują ten problem metodą "na sępa", jak pewna dziewczyna, która w sklepie nigdy nie chciała brać koszyka ("ja nie jestem głodna"), ale podczas zakupów co chwila coś wrzucała swojej koleżance.
W Anglii jest dużo sklepów dobroczynnych, przed którymi ludzie dobrego serca zostawiają w workach ubrania, które sklepy później sprzedają. Jeden z naszych rodaków chodził wieczorami pod te sklepy i na chama wygrzebywał i przebierał, a co mu pasowało brał. Czasem spodnie były o cztery numery za duże, ale twierdził, że lubi luźne i opinał się paskiem... Najlepszy numer był wtedy, gdy nie zdając sobie sprawy co to oznacza, założył do pracy koszulkę z napisem "BLACK MAN WILL FIGHT-DO NOT DISTURB". Inny pozyskiwał ubrania w ten sam sposób, a następnie sprzedawał je na sobotnim targu.
Pewien Polak zadziwił współlokatorów następującymi pomysłami:
- wykręcił dwie żarówki z kinkietów, aby mniej płacić za prąd.
- dostał lub znalazł gdzieś 4 duże opakowania tabletek do zmywarki i stwierdził, że zabierze je do Polski i jak kiedyś dorobi się zmywarki to się przyda. Po jakimś czasie współlokatorzy przyzwyczaili się, że używał tych tabletek robiąc pranie ("to tabletka i to tabletka").
- kiedy przyszedł półroczny rachunek za wodę, zamknął się na cały dzień w pokoju.
Inny zaś, wybierając się do Polski z zamiarem bezpowrotnym, zabrał ze sobą wszystkie sztućce, garnki, szklanki i inne niepotrzebne rzeczy. Jakież było jego zdziwienie na lotnisku, kiedy po zważeniu bagażu okazało się, że musi zapłacić za nadbagaż. Możecie sobie wyobrazić, że 15 kg nadbagażu kosztowało go chyba trzykrotnie więcej, niż zapłacił za te wszystkie rzeczy w sklepie.
Niektórzy przywożą ze sobą czajniki, tostery czy pojemniki na sztućce, ale co zrobić z produktami szybko zużywającymi się? Pewna dziewczyna jeździła tylko po to do ubikacji na stacji Richmond w Londynie, aby zawinąć ze sobą kilka dużych rolek papieru toaletowego, kiedy była jej kolej na kupowanie.
U pewnego Polaka uszczelka w toalecie zaczęła przepuszczać wodę. Poszedł więc do kafejki internetowej, zapłacił za 15 min Internetu, zaliczył toaletę, z której wyciągnął uszczelkę, zalewając przy okazji całą łazienkę. Wyszedł i zwrócił uwagę obsłudze, że woda cieknie. Zaoszczędził w ten sposób 4 funty.
W ogrodzie przy pewnym domku były małe lampki na baterię słoneczną. Jeden z mieszkających tam Polaków spojrzał na wejście do ogródka i zapytał: "ej, jak się wyłącza tę lampę, bo ona niepotrzebnie się świeci, a prąd kosztuje!" Prąd kosztuje, więc inny chłopak, który trudnił się robieniem kanapek w Starbucks, na czas swojej nieobecności w domu wyjmował z budzika baterie - paluszki, żeby się nie zużywały.
Pewna Polka poleciała do Anglii spieniężyć czek, nie znając zresztą w ogóle angielskiego. Nie wiedziała, że mogła spieniężyć czek, będąc w Polsce i że kosztuje to około kilkunastu funtów.
Wszystkie powyższe historie są autentyczne i zostały opowiedziane przez uczestników forum londynek.net
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika. i 22 gości