O wszystkim i o niczym forum ogólne bez ograniczeń terytorialnych
MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

nieporozumienia jezykowe

Postautor: MarcFloyd » 21 sie 2008 07:31

Water go makaron stop, please…

Zielono w oczach, różowo w mózgu:) Na migi, na miny, za pomocą języka 'ponglish', z dużą determinacją i często z kompromitacją, staramy się porozumieć w obcym kraju. Czy to się udaje?


W relacji „face to face” prawie zawsze. W konfrontacji telefonicznej, prawie nigdy, ale wszystko to jest urocze i bardzo zabawne. Oto przykłady z życia wzięte….

Water go makaron stop, czyli woda leci – makaron stoi;) Bardzo prosta zagadka. Otóż dwóch Polaków, młodych mężczyzn, w klasycznym „funciaku” nie może znaleźć durszlaka… podeszli, więc do kasy i grzecznie zapytali, sorry we looking a… chwila zastanowienia, dobór słów i mocne stwierdzenie: can You give me water go and makaron stop, please. Oczywiście słowu mówionemu towarzyszyła gestykulacja. Wyglądało to zabawnie, ale durszlak się znalazł. Panowie w świetnych humorach wyszli ze sklepu ze swoim trofeum. (durszlak = strainer)

Podobna sytuacja, aczkolwiek nieco bardziej skomplikowana, miała miejsce w innym super markecie. Młody człowiek potrzebował sznurka – przynajmniej tak mi się wydaje… podszedł do ekspedientki i gestykulacyjnie zarysował pętle na swojej szyi, wydając z siebie dziwne odgłosy. Ale udało się. Otrzymał kłębek porządnego sznura. (sznurek = string)

I jeszcze jedno zdarzenie. Też Polaka i też mężczyzny, oczywiście bez żądnych aluzji. Chłopak wpadł na niedzielne zakupy do małego sklepiku. Zaraz po tym, jak udało mu się kupić mleko i jajka, zapragnął „one kilo bultatoss…”, gdyby nie mrożone frytki i tłumaczenie sprzedawcy, że chce zupełnie to samo tylko w całości, to podejrzewam, że nie udało by mu się wyjść ze sklepu z ziemniakami;) (ziemniaki = potatos)


http://www.londynek.net/czytelnia/artic ... id=2340499

Ubawilem sie :D Znacie jakies ciekawe przyklady potworkow lub nieporozumien jezykowych?

Mnie sie przypomina jedna sytuacja:
Prowadzilem wtedy fast food w Londynie i mialem troche staffu z Korei. Przemile dziewczyny, natomiast ich znajomosc angielskiego byla dosc zroznicowana.
Jedna z nich byla Mia. Mia wygladala na dwadziescia lat, miala czterdziesci, byla gorliwa chrzescijanka i przeciwniczka picia alkoholu (kiedys oswiadczyla ze Jezus pil wino bo w Jerozolimie nie bylo wody :D ).

Ktoregos dnia juz zamykalismy, ja liczylem utarg a Mia wlasnie konczyla sprzatac. W ktoryms momencie widze ze stoi z broda oparta o mop i wpatruje sie w sciane. Nasz dialog wygladal tak:

MF: Mia, are you ok?
Mia: Yeah....
MF: So, what are you doing?
Mia: Thinking about my husband
MF: What about him?
Mia: I want to beat him
MF: :shock: Mia, why do you want to beat your husband?
Mia: Becouse I love him very much
MF: :shock: :shock: :shock: you love him very much so you want to beat him???
Mia: Yeah....
MF: Mia, are you sure you meant beat? (tu ruch piescia imitujacy uderzanie w twarz)
Mia: No no! (tu ruch ustami imitujacy calowanie)
MF: Did you mean you wanted to kiss him?
Mia: Yeah.....

:)

kaslawka
Rezydent
Posty: 1830
Rejestracja: 07 paź 2007 13:54

Postautor: kaslawka » 21 sie 2008 09:13

ja na poczatku mojej kariery w Londynie mialam troche wpadek jezykowych :lol:

pamietam jedna....

Moj kochany szedl na duze zakupy, ja do pracy i w pospiechu pytal sie czego dokladnie potrzebuje.
Pomyslalam sobie ze przydalaby mi sie jakas wedlina na kanapki ale jak powiedziec Wedlina po angielsku ? :)
no wiec przypomnialo mi sie z szyldow sklepow miesnych Meat&Poultry ze prawdopodobnie jesli meat to mieso to poultry musi byc wedlina :lol:

no i mowie mu ze chce "poultry" na kanapki. Spojrzal sie na mnie dziwnie ale poniewaz przyzwyczajony do moich udziwnien nie skomentowal tego :wink:

Wieczorem sprawdzam lodowke a tam zero mojej "poultry" wiec sie grzecznie pytam czemu zapomnial o jednej rzeczy o ktora go prosilam :twisted:
a on mi na to ze przeciez kupil i wyciaga z zamrazalnika cala torbe udek z kurczaka :lol:
Ostatnio zmieniony 21 sie 2008 09:53 przez kaslawka, łącznie zmieniany 1 raz.

Morgaine
Posty: 0
Rejestracja: 22 wrz 2008 21:49

Postautor: Morgaine » 21 sie 2008 09:39

moja kolezanka z pracy (Niemka) chciala zrobic kiedys imprezke herbacianą w biurze wiec napisala mejla...


"Hi Girls, we just got a new cattle in the office, so..."

Morgaine
Posty: 0
Rejestracja: 22 wrz 2008 21:49

Postautor: Morgaine » 21 sie 2008 09:45

Ach jeszcze jedno. W wakacje pracuje zawsze z dzieciakami z Belgii na obozach jezykowych. Zawozimy dzieci na 2 tygodnie do jakiejs boarding school w Anglii, i zmuszamy je do rozmawiania po angielsku 24/7/

W tym roku jeden chlopczyk powiedzial przy obiedzie

"This chocolate cake is delicious. I will tell the cock about it!"


'Kok' po flamandzku, czyli w jego ojczystym jezyku, to kucharz... mimo roznicy w pisowni, po angielsku brzmialo to jak powyzej... ;)

bimbo
Emigrant
Posty: 171
Rejestracja: 30 lis 2007 23:44

Postautor: bimbo » 21 sie 2008 18:50

Znajomy Anglik pytal raz mnie o moja znajoma, z ktora widzial mnie na ulicy, kto to czy ma kogos i takie tam?
A ja mu na to:

"She is lonely mother" na co on zdziwiony pyta "why nobody like her?"
Oczywiscie okazalo sie samotna matka=single parent :lol:

banita
Rezydent
Posty: 7320
Rejestracja: 31 sie 2007 07:34

Postautor: banita » 21 sie 2008 23:13

polski jegomosc lekko zawiany w sklepie u hindusa

one please wodka please :) - przynajmniej byl uprzejmy :)

Artur79
Rezydent
Posty: 2318
Rejestracja: 30 sie 2007 09:41

Postautor: Artur79 » 22 sie 2008 09:29

kto mi [piii...] stad mojego posta ? :evil:
a juz sie znalazl, w osobnym temacie :)

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 26 sie 2008 12:32

Po prostu musialem to wkleic :lol: :lol: :lol:
Calkiem niezle swiadczy o znajomosci jeszyka u naszych rodakow:

http://londynek.net/czytelnia/article?jdnews_id=2336012
Z Londynu do Wrocławia w 30 minut!

Kto by pomyślał, że z Londynu można dolecieć do Wrocławia w tak krótkim czasie?


Wydaje się nieprawdopodobne. Okazuje się jednak, że nawet bez maszyny czasu jest to jak najbardziej możliwe.

Usterka.

Był piękny czerwcowy poranek. Lot zapowiadał się całkiem zwyczajnie. Nie wydarzyło się nic niepokojącego ani nadzwyczajnego, co można byłoby uznać za zapowiedź wypadków, które nastąpiły potem...

Wyruszyliśmy planowo. Policzono nas, nakazano zapiąć pasy. Stewardessy, jak zwykle patrząc martwym wzrokiem gdzieś w tył samolotu, pokazały pasażerom, gdzie jest kamizelka, a gdzie maska tlenowa, a po chwili ścigały się po wąskim korytarzy między siedzeniami, proponując wszystkim gazety, perfumy, szampana i kanapki.

Rozsiadłam się wygodnie. Moje sąsiadki w najlepsze plotkowały o pewnym Włochu, a ja starałam się czytać, jednak kobieca natura oczywiście nie pozwoliła mi nie podsłuchiwać. Niby zatopiona w lekturze słuchałam, jak ten padalec oszukał jedną z ich biednych koleżanek.

Nagle, po mniej więcej 15 minutach lotu, rozległ się spokojny głos kapitana. Niestety, komunikat nadany z kabiny pilota był wysoce nieciekawy. Okazało się, że z powodu problemów technicznych musimy zawrócić na lotnisko Stansted.

Zerknęłam na sąsiadki – dalej w najlepsze obgadywały Włocha i nie wyglądały wcale, jakby wiadomość miała dla nich jakiekolwiek znaczenie. Rozglądnęłam się, ale większość pasażerów nie wyglądała na przejętych. Zdziwiłam się, bo przecież oznaczało to dla nas wszystkich spore opóźnienie, a to zawsze wzbudza negatywne emocje!

Jednak kiedy tylko z powrotem wylądowaliśmy na Stansted, zrozumiałam, dlaczego nikogo nie poruszyła informacja o usterce.

„Ale krótka podróż!”

Te słowa zostały wypowiedziane przez dziewczynę siedzącą po mojej lewej. Zamarłam. Ludzie wokół podnosili się ze swoich miejsc, uradowani tym niemożliwie krótkim czasem lotu! Myśleli, że właśnie wylądowaliśmy we Wrocławiu!

W ruch poszły oczywiście telefony komórkowe i radośni pasażerowie zaczęli posyłać entuzjastyczne wici w świat: „Już jestem w Polsce!”, „Właśnie wylądowaliśmy we Wrocławiu!”, „Lecieliśmy zaledwie 30 minut i nie uwierzysz, gdzie jestem...”. Przetarłam oczy, bo naprawdę wydawało mi się, że to po prostu nie może dziać się naprawdę.

Rozglądnęłam się. Wśród innych, skonsternowanych jak ja pasażerów, którzy wiedzieli, że jesteśmy na Stansted, w wielkim pośpiechu bagaże z szafek wyciągali ci, którzy byli już... na lotnisku wrocławskim.

Wszystko jednak zepsuła stewardesa, która brutalnie i całkiem niepotrzebnie oznajmiła, że bezpiecznie wróciliśmy do Anglii. Chyba nietrudno uwierzyć w ciężki szok, jakiego doznali pasażerowie na wieść o tym, że to jednak jeszcze nie Wrocław, a oni już siedzą z podręcznym w ręce na skraju swoich fotelików gotowi do wyjścia!

Płacz i zgrzytanie zębów wypełniły kadłub samolotu, który na moment zamienił się w jedną wielką łzę. Na szczęście, stewardesy znowu przyjechały z wózeczkami pełnymi smakołyków i luksusowych kosmetyków, co pozwoliło odzyskać zawiedzionym ludziom względnie dobry nastrój.

Wrocław.

Po technicznej kontroli i szybkiej naprawie, mogliśmy wyruszyć. Do Wrocławia, tym razem naprawdę, dotarliśmy z ponad dwugodzinnym opóźnieniem.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich pasażerów lotu 8405 z dnia 16 czerwca.

Artur79
Rezydent
Posty: 2318
Rejestracja: 30 sie 2007 09:41

Postautor: Artur79 » 26 sie 2008 12:41

zaloga zle do tego podeszli, powinni najpierw oznajmic zeby zwrócic na siebie uwage, ze np. bedzie rozdawane darmowe piwo, a potem powiedziec reszte :)


Wróć do „Hyde Park”



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika. i 6 gości