Dominika Kopeć pisze:
Co ty wiesz o Mickiewiczu?
Tego się obawiałam. Soon Ok przestała się dziwić.
Potwierdziła się zarazem moja nienaukowa hipoteza, że asymilacja w obcym kraju zajmuje około trzech - czterech miesięcy. Mniej więcej tyle czasu minęło, odkąd Soon Ok przyleciała z Seulu i zamieszkała w Europie. W Londynie. Odkąd zamieszkała ze mną.
Zaraz po przyjeździe Soon Ok dziwiła się wszystkiemu. Lubiłam te momenty zdumienia. Obserwowałam proces oswajania obcego świata i czekałam, aż “dziwność” zamieni się w “normalność”. Przybywający z daleka “obcy” na zastaną rzeczywistość patrzy przez pryzmat własnej kultury. Myślami jest wciąż w swoim świecie, a wszystko, co nowe, jest do tego świata podobne, bądź jest jego przeciwieństwem. Lubiłam niekończące się pytania Soon Ok. Uświadamiały mi “dziwność” Europy i chcąc nie chcąc zaznajamiały z rzeczywistością Korei.
“Mówisz po koreańsku?”. “W Korei wszyscy mają maszyny do gotowania ryżu”. “Która godzina? W Korei jest teraz dokładnie…”. “W Korei codziennie smarujemy twarz kremem z filtrem. A wcześniej kremem wybielającym skórę”. “Europejska łazienka jest bardzo dziwna. Koreańska jest wygodniejsza”. “Mam 21 lat, ale to kalendarz koreański. A ty? Zaraz przeliczę, ile lat masz naprawdę”. “W Polsce też pijecie dużo herbaty?”. “Your country. My country. Very similar”. “Poproszę rodziców, żeby przysłali nam trochę batatów. Musisz spróbować. Nawet jeśli można je dostać w Londynie, to na pewno nie są tak dobre, jak te w Korei”.
Obserwowałam proces “oswajania” i przypominałam sobie moje pierwsze miesiące w Berlinie. Niemcy mieli oczywiście mniejsze lub większe pojęcie o Polsce. Stosunki polityczne między Berlinem a Warszawą były rok temu, delikatnie mówiąc, dość napięte. Przychodziłam na niemiecką imprezę, nie zdążyłam jeszcze otworzyć butelki Becksa, a już ktoś witał mnie słowami: “Polska? Polska! Leś Kaczynsky!”. I domagał się wyjaśniania, “jak to wygląda z drugiej strony”. Narzekałam wtedy na utożsamianie mnie z wyborcą PiS-u. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że w gruncie rzeczy odpowiadała mi ta rola. Mogłam do woli opowiadać o sondażach, wyborach, wyborcach, o tym, co ja na ten temat myślę i jak się to wszystko, moim zdaniem, skończy. Zwłaszcza, że nazwy niektórych polskich formacji politycznych w przekładzie na niemiecki brzmiały naprawdę śmiesznie. Był to dziwny rodzaj gwiazdorstwa, który pozwalał mi poruszać tematy, na których się znałam. Nie musiałam wychylać nosa poza problemy własnego kraju.
Oczywiście uważałam, że jestem osobą “otwartą i ciekawą świata”. Przecież często zdarzało mi się wypytywać znajomych o realia życia w ich krajach. Przepytywałam ich, owszem, ale zaraz potem dorzucałam: “U nas nie ma takiego zwyczaju…”, “To zupełnie inaczej niż u nas…”, “My robimy to tak…”, ”A w Polsce…”
Kiedy trafiłam na kogoś, kto o Polsce nie wiedział nic albo prawie nic, protekcjonalnie stwierdzałam: “Oczywiście, że nie mamy Euro. Polska waluta nazywa się złoty. Jak możesz tego nie wiedzieć?”, “Polska była wtedy pod rozbiorami. Nie słyszałeś o tym?”, “Oczywiście, że nie mówię po rosyjsku! To zupełnie inny język.”, “Nie słyszałeś o Wałęsie?”, “Nie wiesz, kto ty był Mickiewicz?”, “Co ty w ogóle wiesz?”.
Później zrozumiałam, że każdy kraj ma swojego Mickiewicza.
To najważniejsza lekcja, jaką dała mi szkoła emigracji. Zyskałam szczególny rodzaj wyobraźni, powalający dostrzec, że Polska nie jest centrum wszechświata, a jedynie jego częścią. Obserwując niemieckie i polskie media, zauważyłam, że w tych pierwszych dużo więcej miejsca poświęca się problematyce zagranicznej. Polskie newsy donoszą w pierwszej kolejności o kolejnych, lokalnych mini-aferach, spychając na dalszy plan ważniejsze wiadomości z innych części świata. Może tego wymagają czytelnicy, chcący nieskończenie pławić się we własnym, polskim sosie?
Polacy szczególnie lubią słuchać i czytać o sobie. O Polsce, o tym, co jest “tu i teraz”. A nie gdzieś daleko. Albo o innych Polakach. Albo o Polakach zagranicą. Albo o tym, co inne narody o Polakach myślą. Ale o innych narodach już nie. Jakby wszystko, co poza Polską, było niegodną uwagi bezkształtną otchłanią.
Żyję w tej otchłani i często mam wrażenie, że Londyn jest jakąś daleką prowincją. Jakby to, że nie ma mnie w Polsce, znaczyło, że nie ma mnie w ogóle. Jakby pobyt zagranicą oznaczał dziurę w życiorysie. Moi znajomi wciąż powtarzają, że coś mnie omija albo, że coś tracę.
Oczywiście są to osoby “otwarte i ciekawe świata”.
Dominika Kopeć pisze:2008-08-01 o godz. 02:46
Niezupełnie o to mi chodziło. Nie jestem na bieżąco z gadaniną polskich polityków, ale nie wydaje mi się, żeby ktoś próbował mi cokolwiek wmówić. Zresztą, pisząc o mediach, miałam na myśli raczej skutek, a nie przyczynę “polskocentrycznego” myślenia.
Wcześniej też myślałam, że Polska jest pępkiem świata. Kiedy nasz kolega z liceum nie poszedł na “normalne”, polskie studia, tylko na “jakąś” Sorbonę, myśleliśmy, że po prostu przepadł, że go nie ma. Biblioteka mojego wydziału nie zamawiała książek po angielsku. Wszystko, czego nie było po polsku, po prostu nie istniało.
Pobyt zagranicą rozszerza świadomość, zmienia wrażliwość. Mieszkałam wcześniej z Peruwianką, która zastosowała osobliwą terapię, lecząc mnie z tej “polskocentryczności”. Zaczynałam opowiadać, że “Polska to, Polska tamto”, a Peruwianka wyciągała mapę świata i przepytywała mnie z geografii Ameryki Południowej. Zawsze w tej zabawie wygrywała, stwierdzając: “Domenica. Świat jest duży. Świat jest różny.” Potem wyjmowała spod łóżka worek zasuszonych liści, mówiąc: “Teraz możemy napić się herbatki z koki. No co? Nigdy nie widziałaś koki?”.
Kiedy dziecko bawi się w piaskowicy na swoim podwórku, uważa, że jest to najfajniesza piaskownica na świecie. Tam robi się najfajniejsze babki i nie sensu się stamtąd ruszać. Kiedy (jeśli) wyjdzie poza to podwórko, zobaczy, że są jeszcze plaże, wydmy, pustynie…
Zaczynałam opowiadać, że “Polska to, Polska tamto”, a Peruwianka wyciągała mapę świata i przepytywała mnie z geografii Ameryki Południowej. Zawsze w tej zabawie wygrywała, stwierdzając: “Domenica. Świat jest duży. Świat jest różny.” Potem wyjmowała spod łóżka worek zasuszonych liści, mówiąc: “Teraz możemy napić się herbatki z koki. No co? Nigdy nie widziałaś koki?”.
Ty chyba sie po prostu spodziewasz ze jak ja cos wrzucam to bedzie nie wiadomo jak kontrowersyjne i ostro napisane, co?
mnie sie wydaje, ze autorce chodzilo o pokazanie jak bardzo Polacy sa zamknieci na 'innosc'. nie chcemy nawet zobaczyc, posmakowac, posluchac tego innego swiata, bo nasz 'stary' jest taki fajny.
a nawet jesli nie jest, nikomu poza nami nie wolno go krytykowac. za to w druga strone, hej! mamy opinie o wszystkim i o wszystkich, na dodatek jestesmy niezachwiani w wierze w nasza racje.
no i rzecz jasna nic nie jest tak dobre jak w Polsce
ja mysle ze bym znalazl na mapie swiata pare puzli bez ktorych by to puzle calkiem niezle wygladalo, nie marza Ci sie wakacje nad morzem iranskim albo wycieczka do zatoki nigeryjskiej ?Swiat to jak puzzle, bez jednego klocka nie bedzie obrazka
ale tez nie robie zadnych oh i ah, jaki to super ten zachod i wszystko co zagraniczne lepsze.
I to ciebie rozni od naszych kochanych polskich ksiezniczek Very Happy
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika. i 17 gości