Postautor: www.t23.pinger.pl » 30 maja 2008 14:10
Wszystko kiedyś wraca. A to ubiór lat 80- tych, albo Krystyna Loska z przerobioną plastycznie twarzą czy też kultowy „Beverly Hills”. Te wymienione elementy łączy jedna cecha, one wracają na pewno i pewnie chwilę dłuższa potrwają.
Ja jednak nie o tym co pewne, ale o tym co niepewne, przekłamane, wyolbrzymione i rozdmuchane czyli o powrocie Polaków do kraju ojców.
Media szarego kraju nad Wisłą prześcigają się w windowaniu magicznej liczby wracających. W końcu polityka IV- tej RP zdążyła już wszystkich przyzwyczaić do propagandy sukcesu. Szkoda tylko, że te sukcesy nie są wcale „ICH”. Owszem zjawisko pojawiło się, ale przyczyna powrotu Polaków wcale nie jest poprawa sytuacji gospodarczej w kraju jak twierdzi niezniszczalny bliźniak a po prostu spadek kursu pieniądza z podobizną królowej.
Do kraju wracają Ci, którzy na Wyspach pragnęli się dorobić a nagle przestało się to opłacać, bo w ciągu dwóch lat szterling spadł o 1,60- zł. Wracają także ci, którym Anglia kojarzyła się z królestwem, gdzie mamona rośnie na drzewach. Nic bardziej mylnego. To już nie ten sam chłonny rynek pracy. Teraz zza każdego rogu i z każdego zmywaka wygląda polska postać z orlim nosem, plecakiem i białą frotą wystającą z spod tanich dresów lub z sefty butów.
Dobrym odzwierciedleniem sytuacji w Anglii jest cytat, który wczoraj przeczytałem na jednym z forów internetowych: „tu nie ma nieba a na czyściec trzeba ciężko zapracować”. Wyspy są krajem wielkich możliwości jednak bez wysiłku nic się tu nie osiąga.
Na szczęście jest jeszcze grupa tych, którzy dostrzegli tu szansę. Mnóstwo Polaków przyjeżdża do Anglii by zdobywać nowe umiejętności i wykształcenie. Prasa brytyjska dostrzega w nas chęć uczenia się, wysokie kwalifikacje, a także otwartość. To, że start jest trudny każdy wie, nic jednak ani nikt nie zmusza nas byśmy tkwili w cały czas w punkcie wyjścia. To właśnie my należymy do grupy najbardziej kreatywnych wśród nowych przybyszy i to nie tylko dlatego, że jest nas najwięcej. Jak grzyby po deszczu powstają nie tylko polskie restauracje czy sklepy ale i gabinety lekarskie i firmy usługowe. Polak potrafi - to sprawdza się w 100% jednak tylko ten Polak, który podejmuje ryzyko i ciężko pracuje na swój sukces. Wystarczy się tylko rozejrzeć, ruszyć głową a kto wie może i trzy przeciętne krajowe są w naszym zasięgu.
Wracający do kraju twierdzą, że teraz tez potrójna krajowa to nic trudnego. Przeciętne wynagrodzenie wzrosło ale tylko minimalnie. Na duże podwyżki może liczyć tylko sektor budownictwa ze względu na braki w wykształconej kadrze . Średnie czy zawodowe wykształcanie to niestety nadal w Polsce 800- 1200 zł lub kasa w „Biedronce” z pampersem za 870 zł.
Często każdy z nas rozmawia z najbliższymi. Dziwne ale ci moi najbliżsi nie mówią nic o cudzie pieniężnym w kraju nad Wisłą. Mowa jest za to o ciągłych podwyżkach, strajkach i drożyźnie. Powrót do kraju podyktowany czy tęsknotą czy spadkiem kursu często okazuje się bolesnym zderzeniem z rzeczywistością. Ciężko zarobione pieniądze topnieją z dnia na dzień, kupione mieszkanie czy samochód trzeba opłacić a pieniędzy po odliczeniu rachunków zostaje malutko. Dlatego też wielu decyduje się na ponowna emigrację. Wiele możemy powiedzieć o Anglii, a to, że nie jesteśmy u siebie, że daleko od domu, że jedzenie wstrętne. Nie można jednak Anglii odmówić łatwości życia codziennego. Tego, że po wypłacie nie tylko starczy na chleb i rachunki ale na życie bez wyrzeczeń. Na kino, ciuchy i uciechy przy piwku.
Jednym dobrym pomysłem na powrót jest zainwestowanie oszczędności w biznes. Jeżeli już przepłyniemy na drugi brzeg polskiej biurokracji, mamy głowę na karku i ciekawy pomysł możemy zarabiać na własne konto. Pomysłowość i ciężka praca jest w cenie w każdym kraju. Poza tym teraz jest dobry czas na rozwijanie własnej działalności, konkurencja przecież siedzi za granicą.
Rożnie jest z tym naszym wracaniem. Zrozumiała tęsknota za rodziną, za przyjaciółmi gna nas z powrotem. Zresztą bigos najlepiej smakuje u mamy. Zapach łąki i lasu zaraz po deszczu tylko w Polsce pachnie właściwie. Nadal jednak lądują samoloty pełne Polaków szukających pracy. Czy to Londyn, Dublin Berlin zdaje się być mało ważnym. Za czym to niby lecimy skoro w Polsce tak cudownie? Skoro opieka medyczna, sądownictwo i płace są odpowiednie? Dlaczego porzucamy te pachnące łąki, lasy i maminy bigosik?
Ano moi drodzy lecimy tak naprawdę za pieniędzmi, za tym co nam one daje - godziwe życie, codzienny spokój, i by było co do garnka włożyć. By dzieci posłać na studia, by spłacić kredyt, by kupić mieszkanie. I choć piękno Polski jest niezaprzeczalne to ciągle spod poszewki wystaje szarość i beznadzieja szarych osiedli. Tułaczka młodych małżeństw po drogich stancjach, głód dzieci w szkole i śmierć emerytów, których nie stać ani na stanie w beznadziejnie długich kolejkach do lekarza, ani na leki po 50- ciu latach pracy.
Na koniec osobista dygresja. Choć prezydent nazwał mnie jako emigranta nieudacznikiem ja osobiście mogę nim być, nie boli mnie to. Boli mnie tylko to, że musiałem wyjechać, że brak „pleców” czy znanego nazwiska w Polsce uniemożliwiał mi rozwinięcie skrzydeł. Boli mnie, że miliony (tak miliony) stworzyły kolejną słynną już w historii kraju „Wielką Emigrację” nie z powodu wojny czy prześladowań ustrojowych, a tylko i wyłącznie z powodu beznadziei i biedy we własnym kraju....