O wszystkim i o niczym forum ogólne bez ograniczeń terytorialnych
comar
Gastarbeiter
Posty: 8
Rejestracja: 23 maja 2010 18:38

Postautor: comar » 04 cze 2010 23:52

A tutaj interesująca lektura
Notka widmo na salonie: Łazarz rozgryzujący orzecha Smoleńskiego spisku.

http://blogmedia24.pl/node/31037

lolita25
Gastarbeiter
Posty: 83
Rejestracja: 01 mar 2010 17:22

Postautor: lolita25 » 05 cze 2010 14:51

banita pisze:najlepsze partie zawsze sprzedaja sie jako pierwsze :lol: :lol: :lol:





szczegolnie z oferty buy one get one free :twisted:

no i zalezy jeszcze jaki ten kupujacy.. :wink: moze bezguscie czy jak tam :lol:

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 06 cze 2010 15:51

Nikt nie zawołał: Opamiętajcie się!
Piotr Pacewicz 2010-06-04, ostatnia aktualizacja 2010-06-04 16:03:17.0

Jak to możliwe, że piloci z prezydentem i prawie setką pasażerów na pokładzie podjęli się lądowania, jakby to była wojenna misja, której cel uzasadniał najwyższe ryzyko? Jak doszło do tak absurdalnej decyzji?


Jarosław Kaczyński wykluczył, by jego brat zachował się "nieracjonalnie lub samobójczo" i by nalegał na lądowanie wbrew ostrzeżeniom wieży kontrolnej. Z pewnością ani prezydent, ani piloci, ani nikt inny na pokładzie nie dążył do samobójstwa ani nawet nie brał pod uwagę katastrofy.

Ale ktoś tę decyzję podjął. Może na pokładzie tupolewa wystąpiło zjawisko grupowego myślenia, które doprowadziło już ludzkość do wielu błędów i nieszczęść?

Prawo

Na gruncie prawa lotniczego winny tragedii jest jednoosobowo pierwszy pilot. Bo to "dowódca statku powietrznego jest obowiązany wykonywać loty zgodnie z przepisami, w szczególności zaś zapewnić bezpieczeństwo statku powietrznego oraz znajdujących się na jego pokładzie osób i rzeczy. Gdy statkowi powietrznemu grozi niebezpieczeństwo, dowódca jest obowiązany zastosować wszelkie niezbędne środki w celu ratowania pasażerów i załogi. Jest też upoważniony do wydawania poleceń wszystkim osobom na pokładzie, a osoby te są zobowiązane do wykonywania poleceń dowódcy".

Jak dodaje regulamin lotów - "niezależnie od ich stopnia wojskowego oraz statusu".

Tak mówi prawo. Ale my chcemy zrozumieć, co się stało. Kto i dlaczego zdecydował, by lądować? I równie ważne: jak zapadła ta decyzja?

Kto?

Zapis ze skrzynek - choć dziurawy - pokazuje, że piloci nie działali w próżni. Gen. Andrzej Błasik, dowódca wojsk lotniczych, człowiek zaufany Lecha Kaczyńskiego, zawdzięczający prezydentowi ocalenie kariery po katastrofie CAS-y, spędził w kokpicie sporo czasu i tam zginął. Do kabiny wchodził też "dyrektor" - zapewne Mariusz Kazana, dyrektor protokołu dyplomatycznego w MSZ. A także anonim, któremu drugi pilot 22 minuty przed katastrofą powiedział: "Da radę". I anonim z 18. minuty, który pytał, co nastąpi po wylądowaniu. A może również inni?

Błasik i Kazana siedzieli w trzecim saloniku, wchodząc do kokpitu, mijali drugi, w którym był m.in. szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak i szef BBN Aleksander Szczygło. A potem salonik samego prezydenta, który od kokpitu oddzielał tylko korytarzyk. Drzwi do kabiny były otwarte, może nawet cały czas, co jest zwyczajem w lotach VIP-ów.

11 minut przed katastrofą dyr. Kazana powiedział pilotom: "Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robić". O czym prezydent miał decydować - czy o lądowaniu, czy o ewentualnym wyborze lotniska zapasowego - nie wiemy, ale Lech Kaczyński został przedstawiony jako główny decydent.

Trudno sobie wyobrazić, by Lech Kaczyński nie rozmawiał o sytuacji ze współpracownikami. I telefonicznie z bratem, bo wszystko z nim omawiał. Pozostaje do ustalenia godzina tej ostatniej rozmowy.

Trudno też sobie wyobrazić, by gen. Błasik nie wymienił opinii z najwyższymi dowódcami wojska, z którymi dzielił ośmioosobowy przedział nr 3.

Nie wyobrażajmy sobie tamtej sytuacji jako gwałtownych narad czy kontrowersji. Wręcz przeciwnie - sadzę, że wymianie informacji, w której uczestniczyło kilka-kilkanaście osób, towarzyszył spokój. Komentowali kolejne komunikaty. Decyzja, by próbować lądować, a nie odlatywać na inne lotnisko, była zapewne przyjmowana przez wszystkich z aprobatą.

Dlaczego?

To był lot prezydenta, jego ekipy, jego gości. To prezydent był centralną postacią. Lech Kaczyński tak zresztą interpretował swoją rolę głowy państwa w powietrzu - w swoim tupolewie chciał być prawdziwym dowódcą, skoro był zwierzchnikiem sił zbrojnych.

Gdy w sierpniu 2008 r. pilot odmówił lądowania w Tbilisi, prezydent zarzucił mu brak odwagi. Pilot - choć odznaczony potem przez ministra obrony "za przestrzeganie procedur i poczucie odpowiedzialności za bezpieczeństwo czterech prezydentów na pokładzie" - przeżył to ciężko.

We wrześniu 2008 r. przewodniczący klubu PiS Przemysław Gosiewski w zapytaniu poselskim do ministra obrony wyrażał taki pogląd, pytając: "Czy pilot ma prawo odmówić wykonania rozkazu zwierzchnika Sił Zbrojnych RP?" oraz "Czy minister, podejmując decyzję o odznaczeniu, chciał pokazać, iż będzie premiował w przyszłości przypadki niesubordynacji, tchórzostwa i odmawiania wykonywania rozkazów?". W przyszłości.

Z pewnością wojskowi i politycy z kręgu prezydenta wiedzieli, że głowa państwa tak rozumie swoją rolę. Zapewne wiedział to również "dyrektor", choć to urzędnik z resortu spraw zagranicznych w rządzie Platformy.

Msza katyńska była dla prezydenta i wielu pasażerów czymś więcej niż uroczystością. Wpisywała się w polityczny spór, miała zatrzeć wrażenie, że to Donald Tusk z Władimirem Putinem doprowadzili do postępu w leczeniu narodowej rany, jaką jest zbrodnia katyńska. Ale powody były poważniejsze niż licytacja na patriotyzm, fundamentalne. Msza w Katyniu dotykała symbolu narodowej sprawy, samego serca polityki historycznej braci Kaczyńskich, miała być manifestacją patriotyzmu tak zrośniętego z wizerunkiem prezydenta. Chciał on wystąpić jako dumny przywódca polskiego narodu.

Miałby odlecieć jak niepyszny? Jakież byłoby rozczarowanie! Prezydent odczuwał to zapewne jako groźbę osobistej kompromitacji. Mógł sobie wyobrażać złośliwe żarty politycznych rywali i nieprzychylnej mu części opinii publicznej.


W dodatku ta niezawiniona przez niego wpadka byłaby - symbolicznie - porażką w relacjach z Rosją, które dla prezydenta były sprawą honoru. Swą życiową rolę zagrał wszak dwa lata wcześniej na wiecu w Tbilisi, gdy w imieniu Polski i poniekąd Europy wystąpił w obronie Gruzji. Tłumy wiwatowały, a Lech Kaczyński mówił: "Nasi sąsiedzi pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ten kraj - mówił dalej o Rosji - uważa, że dawne czasy upadłego imperium wracają, że znów dominacja będzie cechą tego regionu. Nie będzie. Te czasy się skończyły raz na zawsze".

To też był kontekst decyzji o lądowaniu. Takie myślenie zaciążyło zapewne także na decyzjach kontrolerów lotów ze Smoleńska, którzy obawiali się skandalu dyplomatycznego i lądowanie jedynie odradzali, ale go nie zabraniali.

Decyzja o lądowaniu była zatem rozpatrywana w kategoriach politycznych, narodowych, historycznych, godnościowych. Czynnik bezpieczeństwa był oczywiście ważny, ale jako jeden z wielu.

Z perspektywy tragedii taka logika wydaje się opętańcza. Ale gdyby piloci bezpiecznie posadzili tupolewa - na co przecież mieli szanse - patrzylibyśmy na to inaczej. Kto wie, czy sam prezydent i jego otoczenie nie odczuwaliby nawet potem dumy, że wykazali się taką determinacją.

Jak?

Psycholog Irving Janis opisał myślenie grupowe jako taki sposób myślenia, w którym zachowanie spójności i solidarności grupy liczy się bardziej niż realistyczne rozważanie faktów. Członkowie grupy unikają nawet wypowiadania poglądów spoza wyłaniającej się zgody, bo nie chcą uchodzić za niemądrych czy tchórzliwych. Nie chcą też wywoływać złości lub zakłopotania ważnych członków grupy.

Klasycznym przykładem jest decyzja grupy doradców prezydenta Johna F. Kennedy'ego o inwazji na Kubę w 1961 r. w celu obalenia dyktatury Castro. Inwazja zakończyła się totalnym fiaskiem, świat się oburzył, a Kuba związała się mocniej z ZSRR. - Jak mogliśmy być tak głupi? - pytał parę lat później sam Kennedy i odpowiadał, że najbardziej im zależało na "podtrzymywania ducha zespołu".

Psychologowie twierdzą, że myślenie grupowe pleni się zwłaszcza w warunkach ograniczonego dostępu do informacji oraz stresu - gdy grupa widzi zagrożenie. Łatwiej o nie w grupach ideowo spójnych, zwłaszcza gdy jest "przywódca, który kieruje przebiegiem dyskusji i daje do zrozumienia, czego sobie życzy".

Myślenie grupowe daje złudne poczucie siły i wiarę w moralną słuszność nawet najgłupszych decyzji.

Sądzę, że otoczenie prezydenta i on sam mogli paść ofiarą tego zjawiska. Czuli się zagrożeni tyleż złą pogodą, co widmem prestiżowej i ideowej porażki, jaką byłoby zepsucie uroczystości w Katyniu. Wielu mogło współtworzyć, a w każdym razie wyrażać punkt widzenia prezydenta, co byłoby o tyle zrozumiale, że byli jego zwolennikami, przyjaciółmi, pracownikami, gośćmi.

Nikt nie potrafił zawołać: - Opamiętajcie się, ryzyko jest zbyt duże!

Nie wiemy, na ile wyraźna była ta grupowa decyzja, by lądować. Mogła przyjąć tylko (i aż!) postać prośby - by zrobić wszystko, co tylko możliwe...

Ta psychologiczna hipoteza może być - paradoksalnie - swego rodzaju pocieszeniem, bo skaza myślenia grupowego jest zjawiskiem uniwersalnym. Winna byłaby nie specyficznie polska "fantazja ułańska", lecz prawidła grupowej komunikacji.

Racjonalizacje

Decyzja, by mimo wszystko lądować, mogła znaleźć dodatkowe argumenty czy raczej racjonalizacje, które zmniejszały obawy, że może być fałszywa.

Przecież Jak-40 z dziennikarzami wylądował bez kłopotów ledwie godzinę wcześniej. A gdzie jakowi do tupolewa! Zresztą komunikaty z jaka nie były jednoznaczne. Piloci ostrzegali, że warunki są złe, ale nie odradzali próby lądowania. Podkreślali, że im się udało.

Pasażerowie i załoga mogli też ulec złudzeniu, że przecież nic złego nie może się zdarzyć, skoro samolotem leci prezydent i całe dowództwo polskiego wojska! Dlaczego akurat tym razem, w dodatku nad Katyniem?

Prawie każdy ma za sobą mniej lub bardziej niebezpieczne doświadczenia z lataniem i zawsze się udawało. Zdaje się, że także piloci o tym rozmawiali: "Miałem tak już, miałem, a jak już wylądowaliśmy..." - opowiada drugi pilot na 22 minuty przed katastrofą.

Sygnały o pogodzie docierały kolejno - coraz gorsze. To też było niefortunne, działała zasada oswajania złych wiadomości.


Kapitan

Czas na najbardziej tragiczną postać - majora Arkadiusza Protasiuka.

Znalazł się w polu sprzecznych norm. Zawodowy etos podpowiadał, że musi wybrać rozwiązanie bezpieczne. Ale do kokpitu docierało myślenie grupowe z pokładu samolotu: zrobić wszystko, by wylądować.

Aż do 15. minuty przed katastrofą kapitan powtarzał jak mantrę swój pomysł na rozwiązanie konfliktu norm: podejdzie do lądowania i na wysokości krytycznej - około 100 m - oceni sytuację, a gdy będzie niebezpiecznie, odleci na zapasowe lotnisko. Gdyby to był zwykły lot cywilny, od razu poleciałby gdzie indziej. Ale to nie był ani cywilny lot, ani cywilny pilot.

W ostatnim kwadransie docierają do kapitana trzy sygnały, które znamy tylko fragmentarycznie. "No to mamy problem" (15. minuta przed katastrofą). "Nie ma jeszcze decyzji prezydenta, co dalej robić" (11. minuta) - obie wypowiedzi przypisywane dyr. Kazanie. I tajemniczy głos na 3,5 minuty przed katastrofą: "Wkurzy się, jeśli jeszcze ".

Najpóźniej 22 sekundy przed katastrofą, na wysokości 100 m, kapitan podejmuje decyzję, że będą lądować. Nie tłumaczy dlaczego. Wziął tę tajemnicę do grobu.

Możemy się tylko domyślać. Może w pewnym momencie i on wpada w pułapkę myślenia grupowego? Wychodzi z roli dowódcy statku powietrznego, staje się członkiem grupy, której ton nadaje prezydent naszego państwa? Tak mogło być, nawet jeżeli - podkreślam - wola prezydenta nie została zamieniona w jednoznaczny rozkaz, ale rodzaj sugestii, życzenia, oczekiwania.

Miał powody, by tak reagować. 36-letni major miał za plecami najwyższego dowódcę wojsk lotniczych. Obecność gen. Błasika mógł, musiał rozumieć jako presję i zarazem wsparcie w trudnej operacji.

Arkadiusz Protasiuk miał też osobiste powody, by liczyć się z życzeniami prezydenta. To on był drugim pilotem lotu do Gruzji, w którym pierwszy pilot nie uległ presji, by lądować w Tbilisi, ale zapłacił za to oskarżeniami o tchórzostwo i przesłuchaniami prokuratorskimi po doniesieniu posła PiS.

Sam Protasiuk też nie był potem w najlepszej formie. Dwa miesiące później, w październiku 2008 r., doszło do "kłótni o krzesło" przy stole unijnego szczytu. Premier Tusk nie chciał wziąć na pokład rządowego Tu-154 prezydenta, który upierał się, że to on będzie reprezentował Polskę w Brukseli.

Prezydent chciał lecieć drugim tupolewem, ale Protasiuk odmówił lotu. Był chory, brał antybiotyki. Tabloidy plotkowały, że to z powodu uniku pilota, głowa państwa musiała wyczarterować samolot.

Może mjr Protasiuk czuł, że nie stać go, by trzeci raz zawieść prezydenta? Może działając pod presją czasu i rosnącego napięcia, we mgle także własnych wątpliwości, przyłączył się do grupy? Postanowił na oczach swego prezydenta i swego dowódcy pokazać, co potrafi polski pilot?


Piotr Pacewicz





http://wyborcza.pl/1,105743,7974264,Nik ... _sie_.html

Rafael3D
Gastarbeiter
Posty: 12
Rejestracja: 15 maja 2010 01:41

Postautor: Rafael3D » 07 cze 2010 00:53

MarcFloyd pisze:
http://wyborcza.pl


źródło równie wiarygodne jak zeznania oficerów GRU.
Cieciowy - było nie było członek rządu z ramienia wysunięty na czoło PO- wygadał się dziś za dużo w RadiuZet, ciekawe czy jutro będzie musiał odszczekać słowa o aresztowaniu 3 sowieckich oficerów, którzy kradnąc kartę bankomatową jednej z ofiar, już w tym samym dniu zakosili z konta 6K. Moskwa już przesłała stosowne dementi:
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title, ... &_ticrsn=5

To jest to tzw. pojednanie w wykonaniu lemmingów.

BTW: z Londynu Marshall Comorra przywiózł do Tuskolandu nowego członka PO :D

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 07 cze 2010 20:33

Rafael3D pisze:
źródło równie wiarygodne jak zeznania oficerów GRU.




Widze przedwyborcze ozywienie posiadaczy psychozy maniakalno-depresyjnej.

Po to zeby zrozumiec co sie stalo nie potrzebujesz Wyborczej - wystarczy ci

sciagniety ze strony MSWiA stenogram, nieco wiedzy o bylym prezydencie i

umiejetnosc kojarzenia faktow.

Chyba ze wolisz bajki na dobranoc (np. o zlym Putinie z rakieta w garsci) -

wtedy polecam np. 'Gazete Polska', 'Rzeczpospolita', 'Fakt' albo jakas

podobna szmate.
Ostatnio zmieniony 07 cze 2010 20:47 przez MarcFloyd, łącznie zmieniany 1 raz.

comar
Gastarbeiter
Posty: 8
Rejestracja: 23 maja 2010 18:38

Postautor: comar » 07 cze 2010 23:33

Za to GW to bardzo wiarygodne źródło informacji ,akurat żydokomuna na pewno będzie dbała o rzetelną informację Polaków tak jak i wnuk dziadka z Wehrmachtu będzie dbał o interesy Polski, podobnie też te rzetelne stenogramy pisane w pośpiechu , że nawet godz 10:11:34,2 jest przed 10:11:33,1. Ruskie za nas przeprowadza rzetelnie całe śledztwo
Ale co tam przecież ciemny lud wszystko kupi , najlepszy dowód widać tu na londynku

banita
Rezydent
Posty: 7320
Rejestracja: 31 sie 2007 07:34

Postautor: banita » 08 cze 2010 08:45

comar pisze:najlepszy dowód widać tu na londynku


jak wyzej ...

Rafael3D
Gastarbeiter
Posty: 12
Rejestracja: 15 maja 2010 01:41

Postautor: Rafael3D » 08 cze 2010 08:50

MarcFloyd pisze:.. zeby zrozumiec co sie stalo nie potrzebujesz Wyborczej - wystarczy ci

sciagniety ze strony MSWiA stenogram...


mówisz o tej wrzutce xero przefaxowanej do Polandu? Sami Sowieci mówili, iż nie ponoszą za tę wersję stenogramu (bo jest to jak na razie 1-sza rosyjska wersja, następne są wciąż tworzone i dopasowywane do aktualnych potrzeb politycznych) żadnej odpowiedzialności, oraz iż nie stanowi ona wiernej relacji z ostatnich minut.

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 08 cze 2010 12:58

comar pisze:,akurat żydokomuna na pewno będzie dbała o rzetelną informację Polaków tak jak i wnuk dziadka z Wehrmachtu



Tak jak przypuszczalem po przeczytaniu pierwszego z twoich postow - jestes idiota.

comar
Gastarbeiter
Posty: 8
Rejestracja: 23 maja 2010 18:38

Postautor: comar » 08 cze 2010 16:34

Remont Tu-154M w samarskich zakładach należących do sponsora kampanii wyborczej Władimira Putina ubezpieczono na 53,1 mln złotych. Maszyna była na gwarancji. W przypadku dowiedzenia jej niesprawności, która mogła doprowadzić do katastrofy na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj, zakłady Olega Deripaski musiałyby zwrócić koszty polisy. W grę wchodzą również ogromne odszkodowania, utrata renomy firmy, a w efekcie odpływ klientów i bankructwo.

Jak ustalił "Nasz Dziennik", umowa na zlecone prace konsorcjum firm WAM Telecom International SA i Polit-Elektronik zawiera klauzulę, że wykonawca odpowiada za wady prawne i fizyczne ujawnione w wyremontowanych samolotach i pokrywa z tego tytułu wszelkie zobowiązania. Remontowane samoloty zostały objęte dwuletnią gwarancją lub 2000 godzin lotu. Rozbity tupolew po remoncie w zakładach w Samarze wylatał około 140 godzin.
Umowa zawarta z wykonawcą wymagała, by ten ubezpieczył remont powierzonych maszyn na czas prowadzonych prac na kwotę "adekwatną do wartości powierzonego wykonawcy samolotu", tj. łącznie ok. 53,1 mln złotych.
Polisa dotyczyła np. uszkodzenia lub zniszczenia samolotu w trakcie prac remontowych, gwarancja zaś - bezawaryjnej pracy samolotu po opuszczeniu zakładu remontowego. Innymi słowy, wykonawca remontu zapewnia, że oddaje użytkownikowi w pełni sprawną maszynę. I to może rodzić dla zakładu w Samarze określone konsekwencje.
W przypadku stwierdzenia przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) faktu, że przyczyną katastrofy była usterka techniczna maszyny, wykonawca prac miałby niemałe kłopoty. I nie chodzi tu tylko o finansową odpowiedzialność za straconą maszynę, ale też możliwe roszczenia rodzin osób, które zginęły w katastrofie. Do tego trzeba dodać nie mniej ważne dla wykonawcy rozpowszechnienie złej opinii o zakładzie. To może mieć znaczenie prestiżowe, bo jak podają media, prezesem firmy remontowej jest zięć obecnego premiera Rosji. W tym kontekście nie dziwi też fakt, że na czele rosyjskiej komisji badającej przyczyny wypadku prezydenckiego Tu-154M stoi sam premier Władimir Putin. Powstaje też fundamentalne pytanie o to, czy zakłady w Samarze mogły przeprowadzić remont w sposób nieprawidłowy. Wykonawca miał m.in. przez 6 lat borykać się z remontem czeskiego tupolewa, a jak sugerują media, zakład ten był w przeszłości podmiotem awantury związanej z wykonywaniem remontów z wykorzystaniem używanych części zamiennych. Zastanawia jednak szybkie wykluczenie przez MAK awarii polskiego samolotu, a takie zapewnienia padały już w chwili, kiedy czarne skrzynki nie zostały jeszcze odnalezione. Rosjanie od początku chcieli więc wykluczyć przyczyny techniczne, które mogły doprowadzić do katastrofy.
Kolejną niewygodną dla Rosjan przesłanką do przyjęcia hipotezy awarii jest fakt, że zakłady remontowe w Samarze są akredytowane przez Miedzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) - ten sam organ, który wyjaśnia przyczyny kwietniowej katastrofy. Tak naprawdę więc Komitet prowadzi śledztwo we własnej sprawie. Znamienne jest, że MAK szybko stwierdził również na podstawie stenogramu rozmów z kabiny pilotów, że samolot funkcjonował poprawnie do chwili zderzenia z ziemią. Jednak ujawniony dokument (w dużej części zawierający białe plamy) w żaden sposób nie potwierdził ani nie zaprzeczył żadnej z hipotetycznych wersji zdarzeń. Kluczowych dla rozwiania wątpliwości danych z rejestratorów parametrów lotu i pracy urządzeń pokładowych wciąż nie znamy.
Także doświadczenia polskiego lotnictwa nakazują zachować nam ostrożność przy przyjmowaniu wprost ferowanych przez Rosjan opinii na temat przyczyn katastrof lotniczych. Warto bowiem pamiętać, że kiedy w latach 80. doszło do dwóch katastrof samolotów Ił-62 należących do LOT, postawa naszych wschodnich sąsiadów nie była wzorcowa. Jak ustalono, w obu przypadkach przyczyną katastrofy była utrata sterowania spowodowana uszkodzeniem jednego z silników. Mimo jasnych dowodów rosyjscy eksperci nie chcieli potwierdzić takiej wersji zdarzeń, sugerując, że uszkodzenie silnika było efektem katastrofy, nie zaś jej przyczyną. Przedstawiciele producenta niechętnie też współpracowali z polską komisją, przekazali jej tylko ogólnie znane dokumenty. W efekcie komisja musiała dokonywać na własną rękę skomplikowanych obliczeń tzw. mechaniki lotu maszyny i jej zachowania w różnych warunkach.

Komisja nie myśli o remoncie
Jakości wykonanego remontu rozbitego Tu-154M MAK najwyraźniej nie chce ustalać (za to np. dokładnie zbadał system szkolenia naszych pilotów). Tylko z oficjalnych zapewnień strony rosyjskiej wiadomo, że po oddaniu maszyny strona polska nie zgłaszała uwag. Wiemy też, że samolot już w Polsce przed wpuszczeniem na pokład VIP-ów został dokładnie sprawdzony przez techników specpułku. Możemy się tylko domyślać, ile z wymienionych elementów udało się zweryfikować nie tylko pod kątem sprawności, ale też stwierdzenia ich faktycznego "przebiegu". Jak poinformowało MON, nadzór nad pracami remontowymi sprawuje (bo wciąż remontowany jest drugi Tu-154M) konsorcjum firm WAM Telecom International SA i Polit-Elektronik. - Zamawiający i wykonawca uzgodnili ponadto w umowie, że przedstawiciel użytkownika, tj. 36splt (technik/inżynier), będą nadzorowali proces remontu bezpośrednio w zakładzie remontowym - poinformowano w MON. Resort nie zdradził jednak, na czym ów nadzór polega i czy polski przedstawiciel jest obecny podczas wszystkich prac wykonywanych w Samarze.
Sam remont obu maszyn kosztował ok. 70 mln złotych. Ile wart będzie wyremontowany drugi Tu-154M, który prawdopodobnie nie zagrzeje już miejsca w polskich Siłach Powietrznych? Nie wiadomo. Pytane o to Ministerstwo Obrony Narodowej podkreśliło, że "Departament Zaopatrywania Sił Zbrojnych nie dysponuje informacjami o wartości samolotu po wykonanym remoncie".
Marcin Austyn

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100608&typ=po&id=po01.txt

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 08 cze 2010 19:27

Ach jasne. I te same zaklady na spolke z MAK wydaly pilotom rozkaz ladowania w warunkach zerowej widocznosci :lol: :lol: :lol:

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 08 cze 2010 20:51

Aspen - Smoleńsk. Wylądować. Za wszelką cenę
Mikołaj Chrzan, Gazeta Wyborcza Trójmiasto 2010-06-08, ostatnia aktualizacja 2010-06-08 14:28:42.0

Spóźniony start, zdeterminowany pasażer, zła pogoda, inne maszyny rezygnujące z lądowania, obca osoba w kokpicie, zniżanie poniżej dopuszczalnych minimów, zderzenie z ziemią w pobliżu pasa startowego. Tragedia w Smoleńsku w 2010 r.? Nie - w Aspen, USA w 2001 r.


Znamy zapisy z czarnych skrzynek ze Smoleńska. Wiele osób wciąż ma jednak wątpliwości. Złamali przepisy, nie powinni w ogóle podchodzić do lądowania w takich warunkach. Ale to przecież nie tłumaczy przyczyn katastrofy - mówi mi znajoma prawniczka. - Jeszcze na bezpiecznej wysokości padła komenda: "Odchodzimy", ale nikt nie zareagował. Byli samobójcami? Dlaczego wciąż się obniżali?

Zwolennicy spisku oferują najprostsze wytłumaczenia. Czytam na profilu młodego polityka PiS z Trójmiasta: „Po komendzie »odchodzimy « nie odchodzą, bo nie mogą. A nie, bo nie chcą (...). Wpisz w Google Tu154M ster wysokości plus »odchodzimy «. Z pewnością poradzisz sobie z wyszukaniem odpowiedzi na nurtujące Cię pytanie”.

Znajduję. Tekst w "Naszym Dzienniku" - mieszanina insynuacji i pseudotechnicznych wywodów. Brak jakichkolwiek dowodów, odniesienia się do informacji, że do tej pory usterek technicznych nie stwierdzono. Ale spirala się nakręca - spiskowcy odsyłając się od jednego tekstu do drugiego, budują wrażenie istnienia równoległego świata, gdzie podana jest na tacy "skrywana przez układ prawda".

Tymczasem prawda wydaje się bardziej skomplikowana, trudniejsza do przyjęcia. Widać to choćby ze stenogramów. Nikt nie naciska wprost na załogę: "Lądujcie, bo was zdegraduję!". Pilot nie deklaruje buńczucznie kolegom: "Wyląduję w tej mgle, choćby nie wiem co".

Jest wręcz odwrotnie. Najpierw słyszymy: "W tych warunkach nie damy rady usiąść", potem "Spróbujemy, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie". W krytycznych, najbardziej interesujących nas sekundach tuż przed katastrofą nie słychać nic poza odczytującym kolejne wysokości nawigatorem i alarmami TAWS.

Dlaczego załoga Tu-154 nie zareagowała w porę - to ustali ostatecznie komisja. Wcześniej możemy jednak spojrzeć na inne, zbadane już katastrofy lotnicze. Pozwalają zrozumieć, jak to możliwe, że piloci za sterami w pełni sprawnej maszyny świadomie łamią przepisy i rozbijają się przy próbie lądowania. Oto jedna z takich historii, w której znajdziemy elementy lotu znane ze Smoleńska.

Kolacja w Aspen

Jest 29 marca 2001 r. Nad Aspen w stanie Kolorado, nazywanym zimową stolicą USA, prószy śnieg. W jednym z hoteli w kurorcie czeka ekskluzywne przyjęcie wydane przez biznesmena, który na miejsce - wraz ze swoimi 14 gośćmi - zmierza wynajętym business jetem typu Gulfstream III. O godz. 19.02, kilka minut po zmierzchu, samolot zderza się z ziemią ok. 700 m od progu pasa. Wszyscy na pokładzie - 15 pasażerów, 2 pilotów i stewardesa - giną na miejscu.

W USA wyjaśnianiem przyczyn wypadków lotniczych zajmuje się National Transportation Safety Board (NTSB) - odpowiednik naszej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Według ustaleń amerykańskich ekspertów główną przyczyną katastrofy było zniżanie się poniżej minimalnej wysokości bez nawiązania odpowiedniego kontaktu wzrokowego z pasem startowym.

Ale to tylko jedno z ostatnich zdań liczącego 40 stron dokumentu. Raporty komisji - czy w Polsce, czy w USA - mają przede wszystkim pomóc innym pilotom zrozumieć, co się stało, by nie powtórzyli nigdy takiego błędu. Zakończenie badania na stwierdzeniu: "Ci piloci złamali przepisy, ale wy ich nie łamcie", niewiele by wniosło. Co więc ustalili eksperci?

Zapasowe lotnisko? Nie

Gulfstream III o numerze N303GA był użytkowany przez czarterującą samoloty firmę Avjet. Jeden z jej klientów zamówił lot z Los Angeles do Aspen - ok. 1,2 tys. km w linii prostej. Wylot z Los Angeles był zaplanowany na godz. 16.30. Pozwalało to z rezerwą - po trwającym około półtorej godziny locie - dotrzeć na lotnisko docelowe. Czas był bardzo ważny, bo zgodnie z antyhałasowymi procedurami dla samolotów takich jak Gulfstream lotnisko w Aspen było zamykane pół godziny po zachodzie słońca. To oznaczało, że lądowanie powinno się odbyć przed godz. 18.58.

Około godz. 16.30 dyspozytorka z firmy Avjet dzwoni do asystenta biznesmena, który zamawia podróż - mija godzina planowanego odlotu, a na lotnisku nie ma ani jednego pasażera! Informuje go, że ostateczna możliwa godzina startu, by zdążyć do Aspen, to 16.55.

Asystent znajduje szybko wszystkich pasażerów poza dwoma, m.in. swoim szefem. Kiedy ten w końcu dociera do samolotu, słyszy, że jeden z pilotów uprzedzał pasażerów, że być może będą zmuszeni lądować na odległym ok. 80 km od Aspen lotnisku Rifle. Zirytowany natychmiast instruuje swojego asystenta: "Dzwoń do Avjet i powiedz im, żeby nakazali pilotowi, by trzymał takie komentarze dla siebie!". Żąda, by asystent przekazał dyspozytorce, że samolot ma nie być przekierowany na inne lotnisko. - Lądowałem w Aspen w nocy i mam zamiar zrobić to ponownie - mówi biznesmen. Asystent gorliwie wypełnia polecenia szefa.

Lotnisko w Aspen jest dość trudne - otoczone górami, niewyposażone w system precyzyjnego lądowania typu ILS. Na pokładzie gulfstreama jest dwóch doświadczonych pilotów: 44-letni kapitan - nalot 9,9 tys. godzin, i 38-letni drugi pilot - 5,5 tys. godzin (dla porównania naloty załogi rozbitego Tu-154M: kapitan - 3,5 tys. godzin, drugi pilot - 1,9 tys. godzin).

Obaj piloci wiedzą, jak bardzo klientowi ich firmy zależy na dotarciu do Aspen - już podczas lotu kapitan opowiada przez radio dyspozytorowi z centrali, że klient wydał "spore pieniądze na kolację w kurorcie".

Widać pas?

Dla katastrofy kluczowych jest ostatnie kilkanaście minut lotu.

18.44 - Załoga słyszy pierwszy radiowy komunikat o przerwanym z powodu złej widzialności podejściu innego samolotu do lądowania w Aspen.

18.47 - Jakiś pilot zgłasza, że widzi lotnisko i będzie lądować (i to mu się udaje). Drugi pilot się cieszy: "Ach, to dobrze".


18.48 - Kiedy piloci bezskutecznie wypatrują ziemi, pierwszy oficer wspomina, że gdy ostatnio byli już na ziemi w Aspen, "szalony facet w learjecie [typ odrzutowca] potwierdzał kontrolerowi, że widzi lotnisko, kiedy naprawdę go nie widział".

18.50 - Dowódca informuje stewardesę, że spróbują wykonać jedno podejście. Jeśli się nie uda - polecą do Rifle, bo będzie za późno, by zgodnie z przepisami podjąć drugą próbę lądowania w Aspen.

18.51 - Piloci słyszą o kolejnej maszynie, której nie udało się wylądować. "Niedobrze" - komentuje znowu drugi pilot.

18.53 - Stewardesa pyta pilotów o możliwość zajęcia miejsca w kokpicie przez jednego z pasażerów (komisja nie ustaliła, czy był to zamawiający lot biznesmen). Ci zgadzają się, by siadł na tzw. jump seacie - dodatkowym fotelu tuż za plecami pilotów zajmowanym czasami np. przez kontrolujących załogę egzaminatorów.

18.55 - W radiu odzywa się kolejna załoga, która przerwała podejście, bo nie zdołała zobaczyć lotniska. Kapitan stwierdza: "Pogoda się pogarsza, nie są w stanie wylądować". Pasażer w kokpicie wzdycha: "Naprawdę?".

19.00.39 - Samolot przekracza minimalną wysokość zniżania wyznaczoną dla tego lotniska, bez kontaktu wzrokowego z pasem.

19.00.43 - Kapitan pyta drugiego pilota: "Widzisz pas?". Po dwóch sekundach pada niezrozumiała odpowiedź.

19.00.49 - To samo pytanie zadaje pilotom kontroler z wieży w Aspen. Sekundę później drugi pilot odpowiada mu: "Pas widzimy". Eksperci mają jednak wątpliwości, czy rzeczywiście widział. Być może - podobnie jak wspominany przez niego "szalony pilot" z learjeta - nie chciał, by kontroler przerwał podejście i nakazał odejście na drugi krąg.

19.01.13 - Drugi pilot: "W prawo będzie dobrze". Sugeruje poprawkę kursu w prawo. W tym momencie wiemy już, że piloci nie widzą pasa albo za pas biorą inne światła. Bowiem zgodnie z tym, co zapisały radary, pas był po lewej stronie samolotu.

19.01.36 - Kapitan: "gdzie to jest?". Nie widząc lotniska, nie przerywa podejścia.

19.01.42 - Drugi pilot: "W prawo" (choć pas mają nadal po lewej stronie).

19.01.47 - Samolot rozpoczyna gwałtowny zakręt w lewo. Prawdopodobnie dopiero w tym momencie kapitan dostrzega światła lotniska. Są po jego lewej stronie. Samolot jest na wysokości ok. 120 metrów.

19.01.49 - Automatyczne urządzenie GPWS krzyczy: "Sink rate, sink rate". To ostrzeżenie dla pilotów o zbyt gwałtownym zniżaniu.

19.01.52 - Czarna skrzynka rejestruje dźwięk - drganie sterów. Tak samolot ostrzega pilotów przed zbyt małą prędkością lotu. Za mała prędkość powoduje przeciągnięcie - czyli utratę siły nośnej, połączoną z gwałtownym opadaniem samolotu.

19.01.53 - Pilot zwiększa moc do maksymalnej, ale maszyna nadal - w coraz głębszym zakręcie - traci wysokość.

19.01.58 - Samolot w mocnym przechyleniu na lewe skrzydło (ok. 40 stopni), 700 metrów od progu pasa, 90 metrów na prawo od jego osi zderza się z ziemią.

Presja pasażera

W analizie przyczyn wypadku eksperci zwrócili uwagę m.in. na:

• proceduralne błędy w wykonywaniu podejścia do lądowania (m.in. przekraczanie minimalnych wysokości, nieprzerwanie podejścia mimo braku kontaktu wzrokowego ze światłami lotniska); • słabą współpracę kapitana i drugiego pilota (m.in. nie omówili procedury podejścia do lądowania i ewentualnego odejścia na drugi krąg, nie wymieniali ustalonych, obowiązkowych komend podczas lotu);

• warunki zewnętrzne: ciemność, ograniczoną widzialność, opady śniegu; • nieprecyzyjny, źle rozdystrybuowany oficjalny komunikat dla pilotów, który w takich warunkach, jakie występowały, miał w ogóle zabraniać wykonywania tego typu podejść do lotniska w Aspen; • istotną rolę zdaniem ekspertów z NTSB odegrała także presja na pilotów, by wylądować w Aspen.


O jaką presję chodzi? Piloci wiedzieli o silnej determinacji ich klienta, aby lądować w Aspen i niechęci do zakończenia lotu na lotnisku zapasowym. Z powodu opóźnienia i obowiązujących procedur wiedzieli też, że będą mogli wykonać tylko jedno podejście do lądowania w Aspen (byli spóźnieni już przy pierwszym podejściu - przypomnijmy: samolot powinien wylądować najpóźniej o 18.58).

Co ważne, z raportu NTSB jednoznacznie wynika, że mężczyzna w kokpicie do niczego pilotów nie namawiał, nie nakazywał, dwa razy westchnął tylko: "Naprawdę?" - jako odpowiedź na informacje kapitana o pogarszającej się pogodzie. Jednak sama "obecność pasażera w kokpicie, zwłaszcza jeśli był to zamawiający lot klient, bardzo prawdopodobnie zwiększała presję odbieraną przez pilotów na lądowanie w Aspen" - czytamy w raporcie.

Od razu przychodzi nam na myśl Tu-154. Tam także - jak wynika ze stenogramów - nie ma mowy o nakazach, groźbach. Obecny w kokpicie dyrektor Mariusz Kazana (jeśli to był on), komentując informację, że pogoda może uniemożliwić lądowanie w Smoleńsku, stwierdza tylko: "No, to mamy problem...".

Nikt nie lubi planu B

Dalej w raporcie z Aspen czytamy o wynikach badań, z których wynika, że piloci, zwłaszcza ze znacznym doświadczeniem, dążą do wykonania lotu zgodnie z planem, usatysfakcjonowania pasażerów, trzymania się rozkładu, co może odbywać się kosztem bezpieczeństwa i prowadzić do nierealistycznej oceny własnych umiejętności.

Eksperci z NTSB cytują badania, z których wynika, że ludzie mają tendencję do trzymania się pierwotnego planu działania, co koliduje z procesami krytycznej analizy, niezbędnymi do ponownej oceny sytuacji i wykorzystania ewentualnych alternatywnych rozwiązań (o możliwych psychologicznych uwarunkowaniach działań pilotów pisał Piotr Pacewicz "Nikt nie zawołał: opamiętajcie się" "Gazeta" 4 czerwca). W przypadku katastrofy w Aspen taką alternatywą było przerwanie podejścia i odlot na lotnisko zapasowe z powodu ewidentnie pogarszających się warunków meteorologicznych.

Badania wykazały też, że ludzie postawieni przed wyborem dwóch hipotez na ogół szukają informacji, które potwierdzają hipotezę wybraną przez nich, ignorując te, które ją podważają. Zjawisko to jest szczególnie wyraźne, gdy obciążenie pracą jest duże i występuje presja czasu (podejście do lądowania w trudnych warunkach atmosferycznych doskonale spełnia kryteria takiej sytuacji).

To może tłumaczyć to, że piloci, widząc przez chmury jakieś światła na ziemi, nie dopuszczali do siebie myśli, że być może to, co widzą, wcale nie jest lotniskiem. Otuchy wyraźnie dodawała im także informacja, że jeden z samolotów wylądował w Aspen. Nie zwracali większej uwagi na informacje o tym, że trzy inne podejścia się nie udały.

Znów rzuca się w oczy analogia ze Smoleńska - piloci wiedzą o udanym lądowaniu polskiego jaka-40, informacja o późniejszych nieudanych próbach podejścia przez rosyjski ił-76 zbyta zostaje tylko słowem kapitana "fajnie".

Analogie w tym tekście nie mają na celu stwierdzenia przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Chodziło mi tylko o pokazanie, że w podobnych okolicznościach dochodziło już do katastrof, że splot niekorzystnych wydarzeń może doprowadzić do tego, że doświadczona załoga w sprawnym samolocie łamie procedury, a potem rozbija się podczas próby lądowania.

Post scriptum

Co stało się po katastrofie? Z powodu orzeczenia przez sąd winy pilota firma Avjet musiał wypłacić niemal 12 mln dol. odszkodowań rodzinom ofiar.

Avjet wprowadziła dla swoich załóg zakaz lądowania od zachodu do wschodu słońca w Aspen i na podobnych górskich lotniskach. Wszyscy pasażerowie korzystający z transportu na te lotniska muszą być poinformowani o tej zasadzie. Członkowie załogi mają zgłaszać swojemu szefowi jakiekolwiek naruszenia tej zasady lub presję ze strony pasażerów na jej złamanie.

W firmie wprowadzono zakaz zajmowania miejsca w kokpicie przez kogokolwiek poza wyznaczonymi członkami załogi, instruktorami sprawdzającymi pilotów oraz obserwatorami z federalnej instytucji odpowiadającej za lotnictwo.


Mikołaj Chrzan, Gazeta Wyborcza Trójmiasto


http://wyborcza.pl/1,75515,7988043,Aspe ... &startsz=x

Rafael3D
Gastarbeiter
Posty: 12
Rejestracja: 15 maja 2010 01:41

Postautor: Rafael3D » 09 cze 2010 07:15

co niektórzy tu od pamiętnego roku lemminga są odporni na wiedzę wszelaką, powtarzając to co zapodała im centrala z Czerskiej.
No trudno. Tak to już niestety jest - jedni potrafią SAMODZIELNIE wyciągać wnioski, inni potrzebują gotowca.
Dla odprężenia:
http://www.youtube.com/user/minPRAWDY#p ... yLwwbK0lPA

muha
Gastarbeiter
Posty: 39
Rejestracja: 09 cze 2010 17:12

Postautor: muha » 09 cze 2010 17:16

Pytania do kandydata Komorowskiego:



1. W jakich okolicznościach podczas internowania w roku 1982 poznał późniejszego współpracownika WSI o pseudonimie „Tomaszewski”(stomatolog leczący internowanych) i jak długo trwała ta znajomość?

2. Czy prawdą jest, że w latach 1991-92, gdy był wiceministrem ON powierzył WS „Tomaszewski” dużą kwotę pieniędzy (260 tys.DM), aby ten wpłacił je do tzw. „Banku Palucha” za pośrednictwem płk. Janusza Rudzińskiego i skąd pochodziły środki przeznaczone na tę lokatę?

3. Czy odzyskaniem tych pieniędzy, za pośrednictwem WS „Tomaszewski” zajmował się Kontrwywiad WSI?
(Raport w Weryfikacji WSI str.77 i nast.)

4. Czy prawdą jest, że będąc wiceministrem ON, po pierwszej turze wyborów prezydenckich w roku 1990 informował Krzysztofa Wyszkowskiego, że otrzymał od WSW szczegółowe informacje w sprawie zawartości tzw. „czarnej teczki” Stana Tymińskiego - czyli dokumentów potwierdzających współpracę Lecha Wałęsy z SB?
Jakiego rodzaju informacje otrzymał wówczas od służb wojskowych?

5. Na czyją prośbę lub polecenie działał w roku 1992, gdy zwrócił się do dr. Andrzeja Grajewskiego (późniejszego szefa Kolegium IPN) z propozycją, by ten podjął się opracowywania na rzecz WSI analiz na temat zewnętrznych zagrożeń państwa?
Jak wynika z Raportu z Weryfikacji WSI, oficerowie tej służby zamierzali wykorzystać Grajewskiego także do typowania i werbunku dziennikarzy.


6. Z jakich powodów na początku lat 90 zdecydowano o wynajęciu przez Departament Wychowania MON (podległy wiceministrowi Komorowskiemu) budynku przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie na salon sprzedaży mercedesów firmy Sobiesława Zasady oraz o zakupie samochodów tej marki na potrzeby armii?
Transakcję nadzorował gen. Adam Tylus, który po otrzymaniu szlifów generalskich odszedł z wojska i został dyrektorem biura obsługi zamówień publicznych i specjalnych w firmie Sobiesław Zasada Centrum S.A.. Firma ta współpracowała z Fundacją Pro Civili. W dokumentach informacyjnych Fundacji „Pro Civili” z 1998 roku, podpisanych przez Krzysztofa Werelicha wymienia się wśród dostawców różnych towarów firmy Sobiesław Zasada Centrum SA., Volvo Poland i Pati Soft sp. z o.o., a wśród „odbiorców strategicznych” Ministerstwo Obrony Narodowej. Następnie Tylus został zastępcą prezesa firmy Ster-Projekt i Ster-Projekt Technologie C4I, zajmującej się projektowaniem i wdrażaniem systemów dowodzenia i kierowania, przeznaczonych dla wojska. Jednocześnie był stałym doradcą sejmowej Komisji Obrony Narodowej, której przewodniczył Bronisław Komorowski. Jak informowała prasa „zdaniem Bronisława Komorowskiego, przewodniczącego komisji, regulamin Sejmu nie zabrania być doradcą osobie, która zasiada w zarządzie firmy, oferującej wojsku sprzęt i usługi.”

7. Co zdecydowało o zatrudnieniu gen. Adama Tylusa jako doradcy w gabinecie politycznym ministra MON Komorowskiego oraz powierzeniu mu roli stałego doradcy sejmowej Komisji Obrony Narodowej, której przewodniczył Bronisław Komorowski?

8. Co zdecydowało, że w roku 1991 awansował byłego szefa Zarządu WSW WOPK płk. Lucjana Jaworskiego na stanowisko szefa Kontrwywiadu Wojskowego?
W latach 80. płk. Jaworski, odznaczał się szczególną gorliwością w zwalczaniu opozycji, niszczył prasę podziemną, ścigał współpracujących z opozycją filmowców, tropił „obce pochodzenie” członków opozycji, zakładał podsłuchy, werbował agenturę. To na skutek jego działań w więzieniu znalazła się min. Hanna Rozwadowska, kierująca logistyką „Wiadomości”. Po nominacji na szefa KW, płk. Jaworski w latach 1991-93 prowadził działania operacyjne, skierowane przeciwko środowiskom opozycji niepodległościowej oraz przeciwko rządowi Jana Olszewskiego. Nadzorował również SOR „Szpak” – dotyczącą rozpracowania Radosława Sikorskiego.

9. Czy w latach 1990 – 93, jako wiceminister ON odpowiedzialny za nadzór nad kontrwywiadem wojskowym wiedział o działaniach płk. Jaworskiego w ramach SOR „Szpak” dotyczącą Radosława Sikorskiego oraz o działaniach operacyjnych podejmowanych przez WSI przeciwko środowiskom opozycji niepodległościowej?

10. Czy będąc ministrem ON w roku 2001 znał właściciela firmy Auto-Hit Krzysztofa Strykiera – dealera Fiata z Tychów, dzierżawcę wilii położonej w miejscowości Władysławów 24 km od Janowa Lubelskiego i czy przez wiele lat bywał na polowaniach w tej miejscowości wraz z rodziną i znajomymi?

11. Czy prawdą jest, że za czasu ministrowania Komorowskiego, MON zakupiło 48 samochodów Fiatów Seicento od firmy Fiat Auto Poland z przeznaczeniem dla Żandarmerii Wojskowej oraz 10 Fiatów bezpośrednio od firmy Auto-Hit ?

12. Jaka była przyczyna usunięcia ze stanowiska dyrektora Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON Krzysztofa Borowiaka w roku 2001 i czy fakt ten ma związek z rozpoczęciem (w budynkach Wojskowej Akademii Technicznej) działalności prywatnej Szkoły Wyższej Warszawskiej, założonej przez Fundację Rozwoju Edukacji i Techniki, która okazała się biznesem kierowanym przez oficerów WSI.
(Raport z Weryfikacji WSI rozdział 10. „Działalność oficerów WSI w Wojskowej Akademii Technicznej”)

13. Czy prawdą jest, że w 2001 roku dyrektor Krzysztof Borowiak zwracał uwagę ministrowi Komorowskiemu na kryminogenną prywatyzację WAT, dokonywaną rękoma członków władz tej uczelni, na co Komorowski miał nie reagować?

14 .Jaki przebieg miała i czym się zakończyła reforma szkolnictwa wojskowego, dokonywana pod kierunkiem protegowanego ministra Komorowskiego, radcy w jego gabinecie – gen. Bogusława Smólskiego?

15. Czy prawdą jest, że zlecił Wojskowym Służbom Informacyjnym prowadzenie działań operacyjnych wobec R.Szeremietiewa i Z. Farmusa? (Życie Warszawy" -07.05.2004.-. – „Zleciłem WSI objęcie działaniami Zbigniewa F. (asystenta wiceministra) i Romualda Sz. - mówi były szef MON Komorowski.) i jakie były racjonalne powody podjęcia tej decyzji?

16. Z jakich przyczyn, w roku 2001 po zdymisjonowaniu Romualda Szeremietiewa posadę stracił płk Janusz Zwoliński dyrektor Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych MON, któremu bezpośrednio podlegała kontrola nad przetargami, a na stanowisku tym zastąpił go oficer szkolony w Moskwie płk Paweł Nowak - protegowany Komorowskiego?

17. Co zdecydowało że, po nominacji płk. Nowaka podjęto natychmiast procedurę przetargową na zakup transportera kołowego (KTO) i rakiety przeciwpancernej, choć wcześniej minister Komorowski nie chciał wyrazić zgody na przetarg?
W roku 2004 oskarżono Nowaka i jego podwładnych o spowodowanie niemal 10 mln zł szkody, w związku z tzw. „aferą bakszyszową”. Sąd Okręgowy uniewinnił wszystkich podsądnych, nie dopatrując się w ich działaniach przestępstwa. W roku 2007 Sąd Najwyższy uchylił wyrok uniewinniający Nowaka z zarzutów w sprawie nieprawidłowości przy realizacji umowy na pociski przeciwpancerne dla polskiej armii. Gen. Nowak ma też zarzuty w śledztwie w sprawie nieprawidłowości przy zakupie kołowego transportera opancerzonego. Wojskowa prokuratura zarzucała mu niedopełnienie obowiązków lub przekroczenie uprawnień.


18. W jaki sposób, podpisując w 2001 roku umowę zakupu wojskowych samolotów transportowych CASA (za 211 mln. dolarów) od hiszpańskiego koncernu EADS zabezpieczył kwestię serwisowania tych maszyn w Polsce?
W zamian za zamówienie spółki EADS CASA i Avia System Group kupiły wówczas większościowy pakiet PZL Warszawa-Okęcie. Miało tam powstać centrum serwisowe dla samolotów. Centrum to nigdy nie powstało, a samoloty musiały wszystkie przeglądy i naprawy przechodzić w Hiszpanii, co zwiększało koszty eksploatacji i ryzyko użytkowania maszyn. 25.02.2008 r., po katastrofie CASY (w której zginęło 20 oficerów WP) Prokuratura Wojskowa wszczęła śledztwo, w trakcie którego badano czy nie doszło do korupcji przy zakupie samolotów oraz kwestie związane z wyborem dostawcy, zawarciem umowy i jej aneksowaniem.
Jak zakończyło się śledztwo w tej sprawie?

19. Dlaczego zakupu samolotów CASA dokonano bez zastosowania procedury przetargowej ?

20. Czy prawdą jest, że w roku 2001, gdy był ministrem ON doszło do największej zapaści finansowej w wojsku polskim po 1989 roku?

21. Czy prawdą jest, że to wówczas wydatki majątkowe wynosiły 9,5% budżetu MON, zabrakło pieniędzy na żołd dla żołnierzy, kolejka kadry oficerskiej czekającej na mieszkanie wzrosła do 17 tys. osób., a eksport uzbrojenia spadł do 20 mln dolarów rocznie?

22. Czy prawdą jest, że w roku 2001 kwota 89 mln złotych, przeznaczona na zakontraktowanie nowoczesnych systemów bezpiecznego lądowania, z powodu kłopotów z negocjowaniem offsetu została niewykorzystana i zwrócona do państwowej kasy, a tym samym nie zrealizowano umowy offsetowej i nie wykonano zobowiązań wobec NATO?

23. Czy we wrześniu 2001 roku podjął decyzję o przekazaniu kwoty 50 mln zł na rzecz jednej z nowo powstałych spółek, z przeznaczeniem na zakup amfibii dla wojsk lądowych?
Jakiej spółce zostały przekazane te fundusze i czy zostały zwrócone wojsku?
Od kiedy spółka ta istniała na rynku i jakie miała doświadczenie na rynku związanym z zaopatrywaniem wojska w skomplikowany sprzęt, jakim jest amfibia?
Jakie zabezpieczenia finansowe przedstawiała ta spółka?


24. Z jaki przyczyn, w ostatnich dniach urzędowania na stanowisku ministra ON w październiku 2001 r. wydał rozporządzenie o drastycznym obniżeniu zarobków żołnierzy jednostki GROM (miesiąc po atakach terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton) ?
Na skutej tej decyzji, w lutym 2003 r. odeszło z GROM 40 doskonale wyszkolonych żołnierzy (połowa składu jednostki). Koszt wyszkolenia jednego komandosa z tej jednostki to dwa miliony złotych. Osiągnięcie takiego poziomu wyszkolenia zajmuje 5 - 6 lat. Na emeryturę odeszli wówczas żołnierze w wieku 34 - 38 lat.

25. Jakie były koszty tej decyzji dla budżetu MON i czy miała ona związek z naciskami generałów ze Sztabu Generalnego WP?


26. Dlaczego w roku 2001 nie unieważnił decyzji poprzedniego ministra ON o sprzedaży gruntów Wojskowego Instytutu Medycznego do firmy Euro-Medical Lilianny Wejchert (byłej żony współwłaściciela ITI) - choć wskazywano na szkodliwość tej decyzji?
W 2007 roku „Gazeta Polska” pisała: „w wyprowadzeniu gruntu do Euro-Medicalu brał udział jego[Komorowskiego] zaufany człowiek, wieloletni pracownik Agencji Mienia Wojskowego Krzysztof B. – szef kampanii Komorowskiego do parlamentu w 2001. Według dokumentów, do których dotarła „GP”, B. przejmował w imieniu AMW działkę przy ul. Szaserów w Warszawie od Stołecznego Zarządu Infrastruktury MON.”


27. Jakie związki łączyły Komorowskiego z Krzysztofem Bucholskim, radnym Platformy Obywatelskiej w warszawskiej Białołęce, szefem kampanii parlamentarnej Komorowskiego w roku 2001, a następnie szefem warszawskiego oddziału Agencji Mienia Wojskowego, aresztowanym w lutym 2007 pod zarzutem korupcji?
W sprawie zatrzymano 17 osób: urzędników AMW, w tym Bucholskiego, oraz przedsiębiorców. Wszyscy otrzymali zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, a Bucholski ponadto o jej kierowanie

28. Czy zna płk. Henryka D - byłego logistyka w 3. Warszawskiej Brygadzie Rakietowej, oskarżonego w roku 2002 przez Prokuraturę Wojskową o korupcję, jaka miała miejsce w jednostce wojskowej na Bemowie i z tego powodu wydalonego z wojska ?

29. Czy to z poręczenia Komorowskiego Henryk D. – jeden z głównych podejrzanych w aferze korupcyjnej w AMW w 2007 roku został dyrektorem terenowego oddziału Agencji Mienia Wojskowego w Warszawie?


30. Czy wiedział, że w 2004 roku płk. Aleksander L. przedstawiając się jako rzecznik prywatnych interesów Bronisława Komorowskiego oferował dziennikarzowi Leszkowi Misiakowi informacje o wypadku syna Komorowskiego Piotra, potrąconego w Warszawie przez auto znanego biznesmena?
Czy jest mu wiadome: skąd Aleksander L. posiadał szczegółową wiedzę o kulisach zdarzenia, skoro nie informowały o nim media?


31. Skąd posiadał niejawną wiedzę na temat procesu tworzenia nowych służb Wywiadu i Kontrwywiadu Wojskowego, gdy w wypowiedzi dla „Trybuny” w dniu 02.02.2007 roku stwierdził: „Poza tym tam się ciągle odbywa nabór nowych ludzi. Częściowo sa to pewnie agenci ze starych służb. A reszta to pewnie studenci, harcerze itp. Zanim te służby będą w stanie działać skutecznie, upłynie 10, 15, a może 20 lat” ?
Twierdzenie to jest zbieżne z tezą zawartą w sporządzonym rok później tzw. raporcie płk. Grzegorza Reszki, o którym informowały media w dniu 20.02.2008 roku. Przekaz ten zawierał uwagę: „w SKW zatrudnieni zostali też dawni harcerze i działacze partii, z którymi związany był Macierewicz.”


32. Czy prawdą jest, że we wrześniu 2007 roku spotkał się z Jerzym G. – byłym oficerem WSI, obecnie prezesem warszawskiej spółki zajmującej się systemami telekomunikacyjnymi?
Czy Jerzy G oferował mu zakup aneksu do raportu i czy jest mu wiadome, że rozmówca nagrał treść tej rozmowy?
Jak podaje Leszek Szymowski w artykule „Polityczna prowokacja” – „Najwyższy Czas” nr.25 (966) z 20 czerwca 2009r: „ ABW wszczęła przeciwko Jerzemu G. śledztwo dotyczące jego udziału w nielegalnym handlu bronią oraz przeszukała jego mieszkanie i biuro, poszukując nagrania rozmowy z Komorowskim. Ponieważ nagrania nie znaleziono, sprawa stanęła w miejscu”.

33. Dlaczego, w październiku 2007 roku, mając możliwość złożenia wyjaśnień i ustosunkowania się do treści aneksu odmówił stawienia się przed Komisją Weryfikacyjną WSI ?

34. Czy spotykając się z płk. Aleksandrem L. miał wiedzę, że ten były szef kontrwywiadu WSW jest rozpracowywany przez ABW na okoliczność kontaktów z wywiadem rosyjskim?

35. Dlaczego przez ponad dwa tygodnie ukrywał fakt spotkań z oficerami byłej WSI, którzy ofiarowali mu zdobycie i dostarczenie tajnego aneksu do raportu o WSI?

36. Dlaczego natychmiast nie powiadomił organów ścigania lub którejś ze służb specjalnych, choć oficerowie ci mieli mu też oferować dowody na domniemaną korupcję w komisji weryfikacyjnej?
Zgodnie z art. 304 § 2 k.p.k.: „Instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub Policję (...)”.

37. Dlaczego, pełniąc obowiązki marszałka Sejmu przystał na propozycję płk. Aleksandra L. nielegalnego uzyskania informacji stanowiących tajemnicę państwową i umówił się z nim w kwestii dalszych kontaktów?
W dniu 27.07.2008r., składając zeznania w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds. 26/07 Bronisław Komorowski pod rygorem odpowiedzialności karnej zeznał: „Ja wyraziłem wstępnie zainteresowanie jego propozycją. Umówiliśmy się, że on odezwie się, gdy będzie miał możliwość dotarcia do tych dokumentów”.
Tym samym - pod pozorem zdobycia dowodów popełnienia przestępstwa przekroczył swoje uprawnienia i mógł naruszyć normę art. 231 § 1 kk, zastępując powołane do tego służby i organy państwowe, takie jak prokuratura lub Policja. Mógł także nakłaniać do popełnienia przestępstwa z art. 265 § 1 kk (gdyż dalsza część aneksu do raportu o WSI miała dopiero zostać zdobyta przez płk. Aleksandra L. i mu przekazana), działając przy tym na szkodę interesu publicznego, jaką spowodowałoby ujawnienie tajemnicy państwowej, czym mógł wyczerpać znamiona art. 18 § 1 i 2 kk.

38. Z jakimi jeszcze oficerami WSW/WSI (poza płk. Aleksandrem L. i płk. Leszkiem Tobiaszem) spotykał się w okresie od października do grudnia 2007 roku?

39. Czy jest mu wiadome, by jego wieloletni współpracownik z czasów, gdy był ministrem obrony narodowej gen. Józef Buczyński spotykał się z byłymi oficerami WSI w sprawie aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI ?

40. Czy spotkania te były realizowane na polecenie Komorowskiego?

41. Z jakiego powodu nie zawiadomił "o prowokacyjnych działaniach oficerów WSI" ówczesnego szefa komisji weryfikacyjnej premiera Jana Olszewskiego?

42. Z jakiego powodu w lutym 2008 roku stwierdził: „muszę zobaczyć aneks przed publikacją” i jakimi informacjami, potencjalnie zawartymi w aneksie był osobiście zainteresowany?
(wypowiedź Komorowskiego dla prasy z 05.02.2008r.)

43. Dlaczego w dniu 27.07.2008r., składając zeznania w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie syg. akt PR-IV-X-Ds. 26/07 zataił istotną informację mogącą świadczyć, że działając wspólnie i w porozumieniu z Krzysztofem Bondarykiem (Szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego), Grzegorzem Reszką (p.o. Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego), Pawłem Grasiem (zastępcą przewodniczącego sejmowej komisji ds. Służb Specjalnych) oraz płk. Leszkiem Tobiaszem (negatywnie zweryfikowanym oficerem b. Wojskowych Służb Informacyjnych) mógł starać się zdyskredytować członków Komisji Weryfikacyjnej kierując na nich podejrzenie o przestępstwo korupcji?
Jak zeznał płk.Leszek Tobiasz, na początku listopada 2007 r. doszło do jego spotkania z w/w osobami, a na spotkaniu poczyniono ustalenia w zakresie postępowania z członkami Komisji Weryfikacyjnej. Biorąc pod uwagę dalsze zdarzenia w zakresie szeroko zakrojonych działań wobec członków Komisji i jej pracowników można stwierdzić, iż poczynione ustalenia były realizowane przy udziale płk. Leszka Tobiasza, jako jedynego świadka w śledztwie w sprawie domniemanej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej.
Poseł Paweł Graś oraz płk Leszek Tobiasz (jak wynika z informacji prasowych) zeznali, iż takie spotkanie miało miejsce.
Fakt ten nie pojawił się natomiast w zeznaniach Bronisława Komorowskiego.

44. Dlaczego w swoich zeznaniach w dniu 27.07.2008r., złożonych w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds. 26/07 zataił informację o rzeczywistych kontaktach płk Leszka Tobiasza z ABW twierdząc, iż płk Tobiasz stawił się do dyspozycji ABW w grudniu 2007 r., natomiast sam płk. Tobiasz oraz poseł Paweł Graś twierdzą, iż pierwsze spotkanie z ABW miało miejsce na początku listopada 2007 r.?
Jak donosiła prasa („Nasz Dziennik, 13 października 2008 r., nr 240) z zeznań płk Leszka Tobiasza wynika, iż spotykał się z Bronisławem Komorowskim ponad miesiąc wcześniej niż podawał to marszałek.

45. Dlaczego w swoich zeznaniach w dniu 27.07.2008r., złożonych w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds.26/07 podał nieprawdziwą informację w kwestii terminu i okoliczności poznania płk Leszka Tobiasza zeznając: „po kilku dniach pani Jadwiga Zakrzewska, poseł PO, przekazała mi, że chce się ze mną spotkać pułkownik z WSI, który jest jej sąsiadem” podczas gdy posłanka Jadwiga Zakrzewska zaprzeczyła tej informacji ?

46. Dlaczego w swoich zeznaniach w dniu 27.07.2008r., złożonych w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds. 26/07 pod rygorem odpowiedzialności karnej zeznał: „nazwisko Wojciecha Sumlińskiego kojarzę jedynie z prasy. Nie znam go osobiście”, podczas gdy w listopadzie 2008 roku Wojciech Sumliński składając wyjaśnienia przed sejmową komisją ds. służb specjalnych oświadczył, że spotykał się wielokrotnie z Komorowskim w roku 2007, a tematem ich rozmów był przygotowywany dla programu „30 minut" w TVP Info materiał o Fundacji Pro Civili?

47. Czy może potwierdzić lub zaprzeczyć, że w roku 2007 spotykał się z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, a tematem ich rozmowy była m.in. działalność Fundacji Pro Civili ?

48. Dlaczego, podczas wywiadu dla programu I PR w dniu 1.08.2008 roku, odpowiadając na pytanie o treść zeznań w Prokuraturze Krajowej i znajomość z Wojciechem Sumlińskim stwierdził nieprawdę mówiąc: „o panu Sumlińskim nic nie wiem, chyba nie znałem tego pana, więc moje zeznania dotyczyły byłego czy pułkownika dawnych służb komunistycznych.”?

49. Czy prawdą jest, że podczas spotkania z płk. Leszkiem Tobiaszem jesienią 2007 roku obiecywał rozmówcy, że po zeznaniach obciążających Wojciecha Sumlińskiego pomoże mu załatwić posadę attache wojskowego w Tadżykistanie, a po skończeniu tej rozmowy płk. Tobiasz został przewieziony do siedziby ABW służbowym samochodem Agencji oddanym do dyspozycji jej szefostwa i złożył tam zeznania?

50. Czy po objęciu stanowiska p.o. prezydenta zapoznał się z treścią Uzupełnienia nr 1 do Raportu Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej, tj. tzw. aneksu do raportu o WSI ?

Pytania są zamieszczone zgodnie z porządkiem chronologicznym.


Aleksander Ścios


http://bezdekretu.blogspot.com/2010/05/ ... o-cz1.html

http://bezdekretu.blogspot.com/2010/05/ ... kiego.html


http://cogito.salon24.pl/77702,afera-marszalkowa-2

http://cogito.salon24.pl/77703,afera-marszalkowa-3
http://cogito.salon24.pl/162290,czego-s ... nislaw-k-1
http://cogito.salon24.pl/164849,czego-s ... nislaw-k-3
http://cogito.salon24.pl/168450,czego-s ... nislaw-k-4
http://cogito.salon24.pl/160905,szpak-c ... orowskiego
http://cogito.salon24.pl/175471,wszyscy ... onislawa-k
http://www.raport-wsi.info/
http://www.wsi.emulelinki.com/untitled5.htm

http://cogito.salon24.pl/77701,afera-marszalkowa-1
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... 91772.html
http://wyborcza.pl/1,76842,4944189.html
http://cogito.salon24.pl/77704,afera-marszalkowa-4
http://orka.sejm.gov.pl/Druki6ka.nsf/wgdruku/1402
http://cogito.salon24.pl/77714,protokol ... morowskieg


Wróć do „Hyde Park”



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika. i 34 gości