niestety beti rzeczywistosc nas otaczajaca jes brutalna. i trzeba po czesci sie przystosowac. ufnosc i wiara w ludzi gubi wiele osob. ja nie wierze ludziom, ktorych nie znam, traktuje ich z dystansem, ale to nie znaczy ze jestem zla, tylko po prostu staram sie byc ostrozna.
mam nadzieje ze nauczylas sie czegos wyjezdzajac z polski i bedac a anglii, czasem to jest dobra lekacja zycia, poznaje sie prawdziwe twarze swoich przyjaciol (bo i tak sie zdarza, ze ludzie ktorych znamy bardzo sie zmienaila)
Lizette
to nie chodzi o przystowanie się do rzeczywistości, ale o jej zmianę:)...co byłyby warte moje przekonania i wychowanie?...coz wart byłby świat?...ludzkość?...wiem napiszesz , ze jestem głupia i oczekuje rzeczy nie realnych?....lekcja życia ....o tak nabyłam jej, ale ona nie jest inna od lekcji w Polsce. Przyjaciele?znajomi?partnerzy?....to nie jest inny związek, tylko inne terytorium-zawsze ich poznajemy w biedzie:).....i nie ma znaczenia gdzie się znajdujemy, tylko od fundamentów na jakich zbudowaliśmy nasze relacje. To nie o to mi chodziło
...chodziło mi o coś zupełnie innego..wiem jestem młoda(wychowanie-przystosownie-nauki pobrane z domu) zawsze słyszałam- pomagaj i czyń dobro innym-ono do Ciebie wróci:)....to też już przeanalizowałam, ale dziwi mnie ciągle podejście ludzi...zamiast sobie ułatwiać-to utrudniają. Zawsze w masie siła, pomoc od rodaków,porada jednośc i nie pokazywanie jak jesteśmy dla siebie wilkowaci-ostatni serial w TVN pokazywał jaki to Polak jest do du.... i niezaradny, a przecież to nie prawda.
To nie jest mój krzyk rozpaczy...zawsze mam wybór...ale jednak mam niesmak....jestem osamotniona, a nie samotna
To nie jest tak, że pisze niezadowolona smarkula której nie wyszło, przyjechałam tu bardziej z ciekawości i z pomocy bratu -mój brat stracił trzy zwiazki, bo ciagle za mało zarabiał i za mało mógł dać swoim partnerkom-o zgrozo to działo się w Polsce( robi jakąś tam swoją kariere w tescko-mniejszą, większą, ale to jest jego wybór i jakies w Polsce osiagnięcie) obecnie jest w związku z kobietą, która(uważała, że przylot jej pomorze, a on póżniej przyleci) przyleciała tu ze mną i słabo widzę ich związek na odległość, ale to szczegół- nie o tym chciałam pisać, chociaż ona poddaje się właśnie z przyczyn tu zastanych:)))...wracając do tematu....napiszcie mi proszę skąd tak małow was wiary w drugiego człowieka i ta zawiść na każdym kroku:(...dlaczego nie ma tej jedności i pomocy?...dlaczego tak się nie lubimy tu?przeciez to od nas w większości zależy jak nam tu będzie....samotni, opuszczeni czy osamotnieni?