Rozmawialam ostatnio z kolezanką która wraz z nowym partnerem postanowiłą wybrać się na testy do GUM (sexual health clinic). Zapytałam, czy nie łatwiej jest jej pójść do GP i dowiedzialam sie, ze chodzenie z tym do GP moze sie 'zle skonczyc'. Poinstruowano mnie, ze jesli choc raz zrobię sobie test na HIV i zostanie to w mojej oficjalnej karcie pacjenta, w przyszłości firmy ubezpieczeniowe będą uważały mnie za osobę z podwyższonym ryzykiem zakażenia i mogę 'mieć problemy'.
Z wypowiedzi wnioskuję, że koleżance chodziło o polisę na życie. Nie muszę chyba dodawać, że informacja brzmi dla mnie dość nieprawodopodobnie i zakrawa na teorie spiskowe. Ale cóż... pozostanę otwarta na odmienne spojrzenia, i zapytam się szacowne forum, czy słyszeliście kiedyś takie opinie?
1) Czy spotkaliście się z tym, żeby firma ubezpieczeniowa brała pod uwagę sam fakt badania czegoś (nie mówię o wynikach, ale samych badaniach) i oferowała z tego powodu droższą polisę?
2) Czy są jakieś inne 'uczciwe' przyczyny dla których wolelibyście udać się na anonimowe badanie do GUM i omijać GP?
Dodam, że według mojego rozumienia nie chodzi w tym wszystkim o bycie nosicielem HIV, ale fakt BADANIA się na obecność wirusa. Wszak każda osoba która zapadła na chorobę zakaźną ma obowiązek powiedzieć o tym swojemu lekarzowi/dentyście/kosmetyczce etc. więc nie mówimy tu, o droższych polisach dla osób zakażonych, ale dla zdrowych, które chodzą na badania z poczucia odpowiedzialności
)