Witam.
To mój pierwszy post, ale zanim ktoś postanowi się zdenerwować i odesłać mnie do "szukajki" chciałbym poinformować, że już z niej skorzystałem i cokolwiek wyjaśniające posty mają w dacie 2008. Od tego czasu coś się chyba zmieniło...
Na początku miesiąca miałem w pracy wypadek. Wybity staw barkowy, szpital, nastawianie itp. za kilka dni do ortopedy... Pracodawca nie robił problemów, wysłał raport i mówi że wszystkiego dopilnował, czyli będę miał płacone chorobowe.
Wszystko wydaje się być ok.
Niestety to co czytam optymizmem mnie raczej nie napawa. Otóż jeśli za tydzień przymusowego siedzenia w domu mam otrzymać Ł 85.85, to cytując żonę "Siary" graną przez Katarzynę Figurę w "Kilerze"...
"Co ja sobie za to kupię? Waciki?!"
Nie twierdzę, że zarabiam krocie, ale około 250 na tydzień było, a teraz co? Wiem, ze odpadną mi dojazdy, ale za sam pokój płacę 110... A landlorda raczej mało interesuje że choruję (od razu zaznaczam - bo już miałem przyjemność słuchać ciekawych opinii - zwichnięcia w stawie barkowym i porażenia nerwu a co za tym idzie niedowładu ręki nie można symulować). I mimo wszystko nadal kalorii potrzebuję, a nawet puszek fasoli nie dają za darmo-pytałem w tesco
I co z ludźmi, którzy zarabiają np 500 na tydzień i muszą opłacić dom, samochód itd?
Niektórzy proponowali abym zaskarżył pracodawcę, bo mogę dostać spore odszkodowanie. Wszystko fajnie, tylko, że ja jestem zwykłym kucharzem, który spadł ze schodów i na pewno znajdą się setki dowodów ze to z mojej winy, a niedługo potem znajdą się następne które będą przemawiały za tym, że nie nadaję się już do pracy w kompanii. Krótko mówiąc boję się o pracę i nie chcę sobie przechlapać. I tak mam już przewalone.
Jeśli ktoś może, to proszę o potwierdzenie, sprostowanie, wyjaśnienie, porady, tudzież wszelkie inne informacje w tym temacie...