O wszystkim i o niczym forum ogólne bez ograniczeń terytorialnych
MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 26 kwie 2010 13:13

Informujcie o Smoleńsku

Panie Prokuratorze Generalny, odpowiada Pan za wyjaśnienie okoliczności śmierci ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Za rzetelność, obiektywizm prokuratorów, za dojście do prawdy. Także za jakość informacji o śledztwie.

"Chciałbym, żeby prokuratura zachowała w tej sprawie maksymalną jawność" - powiedział Pan kilka dni po katastrofie. Kolejne wypowiedzi, zwłaszcza Pana zastępcy - Krzysztofa Parulskiego, naczelnego prokuratora wojskowego - oddalały nas od tej deklaracji.


Najważniejszemu śledztwu niezależnej prokuratury towarzyszy chaos informacyjny. Chaos ten daje pożywkę spiskowym teoriom o przyczynach katastrofy. Teoriom z rozmysłem przez prokuraturę niedementowanym. "Niczego nie możemy wykluczyć" - słyszymy od prokuratorów. Także gdy pytamy o podstawowe, niekontrowersyjne i znane prokuraturze fakty, np. o godzinę tragedii.

To "niewykluczanie" kompromituje prokuraturę. Ociera się o wprowadzanie w błąd opinii publicznej - bo jeśli czegoś wykluczyć nie można, to mogło się zdarzyć. Czy jest możliwe, że w prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem uderzył meteoryt? Jest. Ale Polacy zasługują na odpowiedź, że to równie prawdopodobne jak zestrzelenie Tu-154 z tajnej rosyjskiej broni.

Wyjaśnienie przyczyn katastrofy przypomina rozwiązanie równania z wieloma niewiadomymi. Pomóc w tym mogą informacje z czarnych skrzynek - zapis parametrów lotu i rozmów w kokpicie pilotów. Ich rozszyfrowanie, zestawienie ze sobą da odpowiedź na pytania: kto, kiedy i dlaczego podjął decyzję o lądowaniu. I w jaki sposób piloci ten manewr wykonali.

Ujawnienie pełnej informacji z trzech czarnych skrzynek ma decydujące znaczenie dla ustalenia faktów, a więc też odpowiedzialności karnej za wypadek. Rozumiem, że dla "dobra śledztwa" nie można tego zrobić szybko. Ale upublicznienie zapisów tylko z rejestratora rozmów w kokpicie, co Pan zapowiedział, przesądza o jednej kwestii - czy w ostatnich minutach lotu pilot podjął decyzję o podejściu do lądowania sam. Spekulacje na ten temat trzeba przerwać.

Biegu śledztwa nie zakłóci ujawnienie informacji o procedurach właściwych dla tego lotu. O przygotowaniach do niego. A nawet ujawnienie, czy wskaźniki pokładowe tupolewa były sprawne.

Konieczna jest rzetelna informacja o relacjach w pracach dwóch komisji badających wypadek - rosyjskiej Międzypaństwowej Komisji Lotniczej i naszej Komisji Badania Wypadków Lotniczych przy MON - oraz prokuratur rosyjskiej i polskiej. Te informacje też "dobru śledztwa" nie zaszkodzą. A szum wokół nich rośnie.

Panie Prokuratorze Generalny, sytuacje nadzwyczajne wymagają nadzwyczajnych działań. Katastrofa smoleńska wymaga codziennych briefingów, codziennych odpowiedzi na pytania stawiane przez dziennikarzy w imieniu opinii publicznej. Nawet absurdalne. Dzisiejsze przemilczenia, półprawdy jutro skończą się zanegowaniem nawet najrzetelniejszych końcowych ustaleń prokuratury.

Źródło: Gazeta Wyborcza


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,7812960,Info ... z0mCwXDYq8

darekzlondku
Emigrant
Posty: 858
Rejestracja: 15 paź 2007 23:09

Postautor: darekzlondku » 26 kwie 2010 15:27

...moim zdaniem obiektywna prawda nie bedzie podana w formie opartej o 100 procent ogolniedostepnych dowodow... taka prawda bylaby ciagiem dalszym katastrofy tym razem juz politycznej dla sporej czesci politykow najglosniej lamentujacych...
...poszumia poszumia i przestana... jakis temat zastepczy, igrzyska dla ludu, cos sie znajdzie aby rozmyc oczekiwania... czas zrobi swoje

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 05 maja 2010 11:24

Piąty głos w kokpicie. Ale czyj? Stewardessy, czy kogoś spoza załogi?


Wrak samolotu Tu-154, który rozbił się na wojskowym lotnisku w Smoleńsku Fot. Mikhail Metzel AP - Rejestratory zapisujące rozmowy w kokpicie prezydenckiego Tu-154 zarejestrowały głos osoby, która nie należała do ścisłej załogi samolotu - podaje nieoficjalnie radio RMF. Nie wiadomo kto to był



W kokpicie były cztery osoby: pilot, drugi pilot, nawigator i mechanik. Według osoby z kręgu prokuratury, z którymi rozmawiali reporterzy RMF, oprócz tych czterech głosów na nagraniu pojawia się również głos piąty.

"Nie można wykluczyć, że ten głos należy do stewardessy lub innej osoby z załogi pokładowej. Ale nie można wykluczyć również, że ktoś z pasażerów wchodził do kabiny pilotów przed lądowaniem." - zastrzega RMF.


W dzisiejszej "Gazecie" piszemy, że w Moskwie trwa rozszyfrowywanie zapisów rejestratora rozmów w kabinie pilotów MARS BM. Nagranie oczyszczono już z szumów. Jednak część tego, co zostało nagrane, wymaga "dodatkowej identyfikacji" - informuje MAK. Ekspert, z którym rozmawiała "Gazeta", wyjaśnił, że chodzi o określenie, kto w kokpicie wypowiedział konkretne słowa. W tej pracy udział biorą, jak czytamy w komunikacie MAK, "wysoko kwalifikowani tłumacze".


Źródło: Gazeta Wyborcza


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,7844011,Piat ... z0n37xE8iD

banita
Rezydent
Posty: 7320
Rejestracja: 31 sie 2007 07:34

Postautor: banita » 05 maja 2010 12:05

ja stawiam na kota ...

darekzlondku
Emigrant
Posty: 858
Rejestracja: 15 paź 2007 23:09

Postautor: darekzlondku » 05 maja 2010 23:18

...za cytatem z w/w:
"...W tej pracy udział biorą, jak czytamy w komunikacie MAK, "wysoko kwalifikowani tłumacze".

no tak, przeciez znajdowali we wrogim obszarze wiec rozmawiali w narzeczu Navaho...

10042010
Gastarbeiter
Posty: 21
Rejestracja: 11 maja 2010 12:05

Postautor: 10042010 » 11 maja 2010 14:48

(Tłumaczenie L.V.) http://blogmedia24.pl/node/29064

W zabójstwie Kaczyńskiego widać styl Putina



1.5.2010 18:43

Gieorgij Gordin, „Komentarz z Rosji”


Teraz, gdy ciała Prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego i jego współtowarzyszy spoczywają w ziemi, jest najwyższy czas, aby wymienić tych, którzy zorganizowali rozbicie się samolotu, dobijanie w miejscu upadku samolotu ocalałych Polaków i nieustannie dezinformują światową społeczność co do wyników tak zwanego „śledztwa”.

Wiadomo, że „śledztwo” katastrofy przebiega pod kierownictwem tych samych osób, które organizowały rozbicie się samolotu i posłały komandosów do „oczyszczenia terenu” z tych, którzy przeżyli. Wiadomo, jaki będą „wyniki śledztwa” przeprowadzonego przez osoby, których głównym zadaniem jest zatarcie śladów zbrodni. Gdy ci sami zabijają i ci sami prowadzą śledztwo, sprawcy zazwyczaj pozostają niewykryci. Jednakże istnieje światowa społeczność.

Potomek jednego z naszych kolegów znajdował się na stanowisku, przez które przechodziło duża ilość pierwotnych informacji z miejsca katastrofy. Wiele szczegółów znamy z pierwszej ręki. Porównanie tekstów rosyjskiej propagandy z materiałami pochodzącymi ze źródeł pierwotnych umożliwia wniesienie poprawek do powszechnie znanych informacji. Niech będzie to naszym wkładem w śledztwo jednej z najbardziej bezczelnych zbrodni 21 wieku.

Poprawka pierwsza. Powszechnie wiadomo, że od pierwszych minut po katastrofie zamiast informacji płynących z lotniska „Północne”, w eter poszła pośpiesznie sklecona dezinformacja kiepskiej jakości.
Dezinformowano dokładnie o wszystkim, co się działo naprawdę. O gęstości mgły, o dźwiękach, jakie słyszeli spotykający. O czterech podejściach do lądowania. O rzekomym rozkazie samego Kaczyńskiego posadzić samolot w Smoleńsku. O tym, że w ten sam sposób omal nie doprowadził do rozbicia samolotu w Gruzji. O zachowaniu różnych służb oraz rzekomej „barierze językowej”. O tym, o czym naprawdę zeznawali miejscowi mieszkańcy, przede wszystkim lotnicy i pracownicy lotniska. O każdy drobiazg.

Mieliśmy możliwość odtworzenia procesu powstawania czekistowskiego kłamstwa w trybie on line. Wyraźnie zarysowały się dwie tendencje. Jedna polega na przeinaczaniu wiadomości tak, że dane wyjściowe stają się zupełnie różne od danych wejściowych. Często są wręcz przeciwieństwem informacji, która rzekomo była podstawą ogłoszonych oficjalnych komunikatów.

Zestawienie wiadomości na wejściu i wyjściu w trybie online pozwala na stwierdzenie, że wszystkie materiały bez wyjątku były poddawane przeróbce według jednej konkretnej „odgórnej” wytycznej. Taka przeróbką zajmowali się nie tylko dziennikarze poszczególnych czasopism (choć oni także), ale przede wszystkim oficjalne rosyjskie agencje informacyjne.

Wszystkie rosyjskie agencje informacyjne i mass media – „przekaziory” musiały przekonać swoich czytelników, słuchaczy i widzów, że „samolot rozbił się z winy załogi, która nie sprostała swojemu zadaniu w trudnych warunkach pogodowych”.

Drugą tendencję tworzenia czekistowskiego kłamstwa w trybie online można określić następująco: na wejściu całkowity brak jakichkolwiek informacji z miejsca zdarzenia. Natomiast na wyjściu – niewiadomo skąd pojawiają się „wiarygodne wiadomości”, w tym rzekome informacje z ostatniej chwili z miejsca katastrofy. Informacje te oczywiście nie pochodzą z miejsca upadku samolotu. Chyba nie ma potrzeby wyjaśniać, że najczystsze wymysły na wyjściu preparowano według wspomnianej już dyrektywy – „samolot rozbił się z winy załogi, która nie sprostała swojemu zadaniu w trudnych warunkach pogodowych”.

Z pierwszej poprawki wynika, że wytyczna, według której zbierano się do kłamania po katastrofie, została opracowana jeszcze przed rozbiciem samolotu Lecha Kaczyńskiego. Natomiast zamieszanie i rozbieżności były spowodowane przede wszystkim przesadnym wysiłkiem kremlowskich propagandystów, którzy starali się ze wszystkich sił, by skłamać jak najbardziej wyraziście i przekonująco.

W pierwszych minutach zdarzenia nie mogą pojawiać się jasne i jednoznaczne informacje. Dla porównania przypomnijmy sobie przynajmniej jeden przykład, jak zachowują się kremlowskie agencje informacyjne i mass media, gdy nie ma żadnej zawczasu przygotowanej wytycznej.

Gdy zmarł pierwszy prezydent Rosji Borys Jelcyn, wszystkie rosyjskie mass media przez kilka godzin milczały, jakby wepchnęły języki w jedno miejsce. Wszystkie duże zachodnie już dawno ogłosiły tę wiadomość, gdy na Kremlu dopiero opamiętano się i wydano wskazówkę, jak i co ogłaszać.
Po katastrofie samolotu Lecha Kaczyńskiego wskazówka „jak i co ogłaszać” pojawiła się od razu. Oznacza to, że były osoby odpowiedzialne, które zawczasu wiedziały, że samolot spadnie.

Poprawka druga. Nasi eksperci obejrzeli wszystkie dostępne materiały wideo i doszli do następującego wniosku. Nawet gdyby straż pożarna w ogóle nie przyjechała i wszystkie te fragmenty samolotu, które żarzyły się w pierwszych minutach filmowania (materiał wideo Andrieja Mienderieja), spłonęły całkowicie, nie mogło być mowy o żadnych „dwudziestu nierozpoznawalnych zwłokach”. Nawet przy tym stromym stopniu kątowym, pod jakim zwalono samolot prezydenta Polski.

Nie mówiąc już o tym, że pożar szybko zgaszono (widać to na późniejszych zdjęciach tych samych fragmentów samolotu) oraz że traf chciał, iż większość „nierozpoznawalnych” to wojskowi i ochroniarze prezydenta. Nie da się zwrócić bliskim ciała „ofiary katastrofy lotniczej” z rosyjską kulą w głowie, jak w 1940 roku.

Takie zwroty jak „uspokój się!”, „nie zabijajcie nas!”, „patrz mu w oczy!”, „dawaj pistolet!” w języku polskim mogły zostać wypowiedziane tylko przez pasażerów samolotu. Natomiast komenda w języku rosyjskim: „Wszyscy z powrotem, wychodzimy stąd!” mogła być oddana przez dowódcę oddziału specjalnego, który rozstrzeliwał rannych Polaków.
O innych momentach w filmie nawet nie ma co mówić. Kto jeszcze wczesną wiosną – 10 kwietnia, rankiem, mógł stać w samej białej koszuli w zimnych smoleńskich lasach, obok samolotu, który przed chwilą runął, oprócz członka załogi? Inne znane i bezpośrednie dowody Katynia – 2 każdy zdrowy człowiek może zobaczyć sam.

Swoją drogą, nasz kolega – w przeszłości starszy oficer oddział specjalnego Ministerstwa Obrony, twierdzi, że po zawaleniu operacji (wideo, które zdążył sfilmować Andriej Mienderiej) jej wykonawcy już nie żyją. Tak samo jak i strzelcy drugiego eszelonu – ci, którzy brali udział w likwidacji nieudolnego oddziału specjalnego.

Polacy, którzy przeżyli katastrofę, zrozumieli, że komandosi „w czarnych ubraniach” (w filmie) przyszli ich zabić i odstrzeliwali się. To słychać w filmie. Wykonawcy dyspozycji Putina „pracowali” z tłumikami. Ale nagranie wideo z dźwiękiem i widokiem zarówno atakujących jak i ocalałych zdemaskowało wszystkie ich wybiegi.

Dlatego jedne „rosyjskie osoby oficjalne” przez dwa tygodnia nie mogą podrobić treści „czarnych skrzynek”, a drugie, pojąwszy, że sprawa pali się, puściły do mass mediów balon próbny na temat „kaukaskiego śladu” w rozbiciu się samolotu prezydenta Polski. Ciąg dalszy nastąpi, rosyjskie i polskie „osoby oficjalne” dopiero rozpędzają się. Jednakże nie zdołają już zatrzeć śladów.

Z drugiej poprawki dochodzimy do wniosku, że „oficjalne dane” na temat „materiału genetycznego” zamiast ciał 21 Polaków nie są zgodne ze stanem szczątków samolotu. Oznacza to, że zginęli z innej przyczyny. Przyczynę tę wyjaśnia film Andrieja Miendierieja.

Poprawka trzecia. Wszyscy eksperci jednogłośnie przytoczyli paralelę z niedawnego upadku samolotu przy lądowaniu na lotnisku Domodiedowo w Moskwie. Ale warunki tam były zupełnie inne. Załoga samolotu Ту-204 lecącego z Egiptu była na nogach od wczesnego ranka, czyli prawie całą dobę. Po odlocie z Moskwy do Hurghady nastąpiło krótkie spięcie kabla i pojawiło się dymienie. Po przebyciu sporej odległości trzeba było zawracać. Oczywiście nerwy wszystkich były napięte.

Po wymianie instalacji załoga tym samym samolotem, z tymi samymi pasażerami znowu poleciała do Hurghady. Trzeba było namawiać i uspokajać pasażerów, że nie ma więcej żadnego niebezpieczeństwa. Bezpośredni lot do Hurghady trwa, w zależności od typu samolotu, około 5 godzin. Przylecieli do Egiptu. Z uwzględnieniem awaryjnego powrotu i remontu, załoga Ту-204 miała już przepracowane 9 godzin. Norma godzin lotu została wyczerpana. Normalnie należało iść odpocząć.
Co robić – zamawiać hotel i płacić za postój samolotu? Strata tym większa, że planowych pasażerów już wywieziono na lot powrotny. Kompania lotnicza za to nie podziękuje. Zgodzili się więc lecieć z powrotem.

Niedaleko od Moskwy popsuł się sprzęt nawigacyjny. W odróżnieniu od polskiego samolotu panowała głęboka noc, i 21-22 marca nad całą Moskwą stała gęsta mgła. Lądowanie według przyrządów „koszących” nie udało się, załoga zmęczona i rozdrażniona, a tu jeszcze radiowy wysokościomierz zawył. Dokucza, że niby to ziemia jest blisko – a idź ty…! W rezultacie – typowy błąd zaufanego do siebie doświadczonego pilota, który setki razy sadzał samolot w podobnych warunkach. Prawie na lotnisku macierzystym.

Na smoleńskim lotnisku „Północny” nic podobnego nie miało miejsca. Nie była to noc, nie było takiej mgły, załoga nie była zmęczona, nie musiała spędzić całego dnia w napiętej i nerwowej atmosferze. Sytuacja normalna, załoga wypoczęta i czujna. Sprzęt nawigacyjny pracuje doskonale, aż do postronnej ingerencji w sterowanie samolotem na małej wysokości.

Z trzeciej poprawki dochodzimy do wniosku, że warunki pogodowe i stan załogi w danym przypadku nie mogły być główną przyczyną katastrofy.
Poprawka czwarta. Oba samoloty, których wypadki były porównywane przez ekspertów, są podobnego typu. W Smoleńsku ТU-154, w Domodiedowo ТU-204. Samolot, który leciał z Hurghady, też spadł do lasu, i także oderwało mu skrzydła. W efekcie – dwie osoby w oddziale reanimacji, reszta odniosło rany różnego stopnia ciężkości. Po upadku w lesie samolotu podobnego typu w chwili znalezienia szczątków Tu-204, który leciał z Hurghady, wszystkie osoby żyły!

Rzecz jasna, jest różnica między upadkiem samolotu z kilkoma członkami załogi (ТU-204 w Domodiedowo) a upadkiem samolotu z 96 osobami na pokładzie. Ale samolot polskiego prezydenta był załadowany mniej niż na dwie trzecie. Pokład ТU-154 może mieścić 163 osoby. Jeśli samolot jest załadowany mniej niż na 2/3, można nim sterować bez trudu.

Następna okoliczność – polski samolot po zaczepieniu skrzydłem drzew obrócił się. Jednakże podczas lądowania załoga i pasażerowie muszą mieć zapięte pasy. Nie ma powodu do przypuszczenia, że tego przepisu nie przestrzegano przy lądowaniu w niezbyt gęstej, ale jednak mgle.
Ostatnia okoliczność mogąca wpłynąć na liczbę ofiar śmiertelnych to kąt ataku samolotu w momencie uderzenia o ziemię. Istnieje informacja od doświadczonych lotników wojskowych, że TU-154 Lecha Kaczyńskiego „schodził do lądowania, jak myśliwiec”. Czyli pod bardziej stromym kątem niż zwyczajnie. To faktycznie może zwiększyć liczbę ofiar śmiertelnych. Świadczą o tym także szczątki samolotu oraz ich rozmieszczenie.

Wersja oficjalna – „podczas katastrofy zginęli wszyscy”. Orzeczenie ekspertów: prawdopodobieństwo zgonu wszystkich co do jednej osoby w samolocie polskiego prezydenta jest takie same, jak gdyby woda z odkręconego kranu poleciała do góry zamiast na dół – prosto do sufitu. Innymi słowy, prawdopodobieństwo, że w tej katastrofie zginęły wszystkie 96 osób znajdujących się na pokładzie samolotu TU-154, jest zerowe.

Z czwartej poprawki dochodzimy do wniosku, że w każdym przypadku ktoś z pasażerów musiał przeżyć katastrofę polskiego samolotu, a może nawet uniknąć zranień. Wszyscy zginąć mogli tylko w jednym przypadku: jeżeli oddział specjalny dobił ich już po upadku.

Nie jesteśmy w stanie nawet wymienić liczby dostrzelonych – liczba ta waha się od 10 do 21 osób. Zgodnie z oceną najbardziej doświadczonych ekspertów, nierozpoznawalnych (zmasakrowanych lub spalonych) mogło być najwyżej 10 – 12 ciał. Nie wszyscy podczas katastrofy znajdowali się w przedniej części samolotu. Płomień szybko zgaszono. Naprawdę nie rozpoznawalnych zwłok na miejscu upadku zapewne było bardzo mało lub nie było w ogóle.

A więc „jedynie materiał genetyczny pozostały po 21 osobach”, o którym mowa w wersji FSB, w rzeczywistości jest liczbą osób, którzy przeżyły katastrofę prezydenckiego samolotu Lecha Kaczyńskiego. Dobili ich rosyjscy komandosi, po czym wywieźli i zamienili w kawałki spalonego mięsa, aby ukryć ślady zbrodni.

Poprawka piąta. W jaki sposób zorganizowano rozbicie samolotu polskiego prezydenta? Eksperci nam wyjaśnili, że to bardzo proste. Samolot został strącony przez rosyjskie specsłużby na małej wysokości, po podmianie parametrów lądowania. Tego dokonać można kilkoma sposobami. Na przykład, poprzez sekundowe zmanipulowanie systemu naprowadzania na niedużym wysokości tuż przed lądowaniem.
Albo poprzez impuls elektromagnetyczny skierowany do bocznych kanałów sterowania samolotem (sterów, lotek) przed lądowaniem. Piloci wszystko widzieli i rozumieli, ale nic już nie mogli zrobić. Zabrakło czasu.

Właśnie dlatego, aby ukryć ślady zbrodni, ocalałych członków załogi i tych, którzy mogli słyszeć ich rozmowy, należało dobić na ziemi.
Wykonawcy rozkazu Putina przeliczyli się jednak w tym, że wśród ocalałych były osoby uzbrojone i odważne, które nawet w tej sytuacji stawiały czynny opór. Oddział specjalny nie mógł bez przeszkód powystrzelać rannych Polaków w przewidzianych ramach czasowych. Musiał zatrzymać się na miejscu kaźni, gdzie ich zastały osoby, które przybiegły na miejsce katastrofy, przede wszystkim Andriej Mienderiej, który nagrywał sytuację kamerą.

Następnie wszystko potoczyło się dokładnie według przewidzianego w Kremlu planu. Miejsce katastrofy zostało otoczone, nikogo nie przepuszczano, a ciała ofiar katastrofy lotniczej i zastrzelonych na ziemi wywieziono. Ślady napadnięcia i egzekucji zostały usunięte.
Ta poprawka jest kluczem do zrozumienia, co się zdarzyło; wyjaśnia ona wszystko, i komentarze tu nie są potrzebne.

Poprawka szósta. Dlaczego Putin postanowił popełnić zbrodnię na swoim terytorium? Zdaniem ekspertów, w ten sposób strącić samolot i zapewnić wiarygodne przykrycie aktu terrorystycznego można jedynie na terytorium całkowicie kontrolowanym przez rosyjskie służby specjalne.
Po pierwsze, niezbędnego impulsu elektromagnetycznego nie można nadać na odległość tysięcy kilometrów. A na system naprowadzania oddziaływać można tylko ten, kto siedzi za pulpitem kontrolera lotów lub kontroluje go z zewnątrz. Ale owo „z zewnątrz” powinno być tuż obok, na niedużej odległości.

Po drugie, na swoim terenie są najlepsze możliwości zatarcia śladów. Co miało miejsce od pierwszej sekundzie po katastrofie, ma miejsce obecnie i dopiero nastąpi, gdy zaczną ogłaszać wyniki oficjalnego „wspólnego” śledztwa.

Eksperci wymienili mnóstwo pozycji. Niezbędność dwukrotnej wymiany fizycznych źródeł zakłóceń – „żarówek” przed przylotem samolotu Kaczyńskiego i od razu po katastrofie.

Dostrzelić tych, którzy przeżyli, rozerwać na strzępy i spalić ciała zastrzelonych pasażerów i członków załogi. Zapewnić „tajemnicze zniknięcie” dowodów, na przykład, broni, z której odstrzeliwali się ochroniarze Lecha Kaczyńskiego i wojskowi, którzy przeżyli katastrofę.
Wyszukiwać naboje wystrzelone przez oddział specjalny i polskich wojskowych w szczątkach samolotu i drzewach w miejscu egzekucji. Podrabiać wskazania „czarnych skrzynek”. Podawać wykaz pogody oraz inne parametry katastrofy niezbędne do potwierdzenia fałszywej wersji o rzekomej „winie załogi, która nie zdołała wylądować w trudnych warunkach pogodowych”. Itd.

Z szóstej poprawki dochodzimy do wniosku, że rozwiązanie techniczne zamachu, a przede wszystkim „środki przykrycia” wymagały, aby samolot został strącony na terytorium kontrolowanym przez putinowskie specsłużby.

Przechodzimy do poprawki siódmej – „celowości politycznej” (z punktu widzenia Kremla) tego aktu terrorystycznego.

Lech Kaczyński był względnie bezpieczny, dopóki Putin nie upatrzył sobie „polskiego Janukowycza” – ciężko myślącego „przyjaciela Rosji”, polskiego premiera Donalda Tuska. Był to zwrot, po którym czekistowską wierchuszkę Rosji zajmowało tylko jedno: jak przeczyścić drogę dla swojej marionetki lub komuś podobnego z tegoż grona „przyjaciół Rosji”. Wiedząc o zwyczajach i wcześniejszych czynach Putina, nietrudno domyśleć się, w jaki sposób planowali tego dokonać. Co i jak oni zrobili, cały świat dowiedział się rankiem 10 kwietnia.

Z siódmej poprawki dochodzimy do wniosku, że stawka Kremla na „polskiego Janukowycza” – Donalda Tuska, jego towarzyszy i elektorat uruchomiła mechanizm fizycznej likwidacji Lecha Kaczyńskiego. Najlepiej razem z najwybitniejszymi jego zwolennikami. Metody – najzwyczajniejsze z arsenału Putina oraz jego towarzyszy z KGB.
Poprawka ósma. Na co liczyli organizatorzy zamachu w tak ryzykownej sprawie? Przecież skutki naprawdę mogą być – i niechybnie będą – najbardziej niekorzystne dla Kremla. Nic nowego: tak samo, jak i w ciągu ostatnich dziesięciu lat, stawiano na najzwyczajniejszych durniów.
Przywódców państw zachodnich na Kremlu zawsze uważano za nieco głupawych. Takich, którzy przysłuchują się opinii swojego społeczeństwa i obnoszą się z jakimiś prawami człowieka, jak k...a z kapeluszem. Tę tezę ja mogę uzasadnić i zaświadczyć osobiście.

Na Kremlu po dziś dzień uważają, że nikt nie uwierzy, iż lider Federacji rosyjskiej mógł zdecydować się na coś takiego. Zobowiązać swoich podwładnych do zorganizowania zabójstwa prezydenta innego państwa na swoim terytorium! Nie uwierzą także własnym oczom i uszom. Nawet gdyby politykom i mieszczanom z krajów dobrobytu zostały przedstawione niezbite dowody – i tak nie uwierzą.

W głowach zachodnich obywateli są własne wyobrażenia na temat granic kremlowskiego podstępu. Takie ryzyko! Takie okrucieństwo! Po co? Moi drodzy, przecież to Rosja! Tu nigdy nie było inaczej. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana!

I nikt z zadowolonych sobą mieszczan nie przypomni sobie prawdziwej twarzy Putina, gdy ten w porywie nieokiełznanego gniewu obiecał „powiesić za jaja” prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego. Mówił to w obecności przywódców krajów zachodnich.
Nikt nie przypomni sobie szczerego żalu Putina, że nie udało się do końca otruć Wiktora Juszczenki. Prezydenta Ukrainy – państwa, które, zgodnie z publiczną wypowiedzią Putina, „w ogóle nie istnieje”.
Nikt nie przypomni sobie nadania przez Putina trucicielom prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki stopni generałów rosyjskich resortów siłowych i specsłużb.

A przecież Lech Kaczyński był trzecim prezydentem sąsiedniego państwa po Saakaszwilim i Juszczenką, którego Putin nienawidził bardziej od pozostałych. Nikt nie spodziewał się takiego spotkania? Do tego jest szkoła rosyjskich specsłużb. Wśród ścian KGB Putin był długo szkolony do działań zaskakujących i niespodziewanych dla przeciwnika.
Z ósmej poprawki dochodzimy do wniosku, że Putin zawsze mordował ludzi, których uważał za swoich wrogów. Przy czym zawsze ryzykował, przeprowadzając najbardziej skandaliczne operacje specjalne, w tym za granicą. Lech Kaczyński znajdował się w pierwszej trójce wrogów Putina i był jedynym, do którego mógł dobrać się. A tu jeszcze „polski Janukowycz” nadarzył się.

Co zaś tyczy się liczenia Kremla na beznadziejne durnie, którzy nie dadzą wiary nawet niezbitym dowodom popełnionej zbrodni, to na dzień dzisiejszy sprawdza się to nawet w Polsce.

Poprawka dziewiąta. Każdy człowiek posiada swoją „firmową” cechę określającą jego postępowanie. Posiada ją także Putin. Zachód tak i nie potrafił prawidłowo odpowiedzieć na pytanie: „Who is Mister Putin?”. Słusznie zauważono jego skłonność do rozwiązań siłowych, ale to drobiazgi.

Wyróżniająca cecha Putina od razu rzuca się w oczy. Jest to skrajne okrucieństwo na granicy szaleństwa.

Uczniowie w Biesłanie we wrześniu 2004 roku. Rozkaz Putina – przerwać negocjacje i zielone światło do spalania dzieci z dział czołgów. W efekcie – ponad 350 ofiar śmiertelnych, grubo ponad 500 rannych, włącznie z najlepszymi komandosami rosyjskich oddziałów specjalnych wystawionych na ogień zaporowy powstańców. Ogromna ilość inwalidów.
Zakładnicy w teatrze muzycznym „Nord-Ost” na moskiewskiej Dubrowce w październiku 2002 roku. Powstańcy zabili trzech osób, na rozkaz Putina otruto co najmniej 174 widzów spektaklu. To tylko te ofiary śmiertelne, których rodzinom udało się udowodnić ich nazwiska. Fałszywej oficjalnej liczby nawet nie warto wymieniać.

Od swojego patrona nie odstają zaufani Putina, na przykład, „mały Kadyrow”. Dzisiaj oni popełniają bestialstwa, które raz już były poddane ocenie prawnej w Norymberdze. Całe najbliższe otoczenie Putina to naturalni kandydaci na ławę oskarżonych Międzynarodowego Trybunału Wojennego.

Co jeszcze należy wiedzieć, aby przewidzieć postępowanie Putina i jego podwładnych przy spotkaniu zajadle znienawidzonego na Kremlu prezydenta sąsiedniego państwa?

Z dziewiątej poprawki dochodzimy do wniosku, że zabójstwo Lecha Kaczyńskiego i 95 jego współtowarzyszy pasuje do podstawowej charakterystyki Putina tak samo dokładnie, jak nabój do komory.
Poprawka dziesiąta. Punkty przełomowe w biografii Putina. Są monotonne, ale bardzo wymowne w świetle zabójstwa Lecha Kaczyńskiego oraz znacznej części polskiej elity.

Czy pozostały jeszcze jakieś wątpliwości, gdy jesienią 1999 roku wysadzono domy w Moskwie i Wołgodońsku? Przy czym na poziomie rządowym zawczasu wymieniono miejsce wybuchu! Nawet Adolf Hitler nie pozwalał sobie wysadzać spokojnie śpiących Niemców. Ograniczył się do podpalenia Reichstagu.

A nieprzerwany szereg „tajemniczych” zabójstw poważnych przeciwników politycznych Putina, obrońców praw człowieka, dziennikarzy, przedstawicieli organizacji młodzieżowych i publicznych? Od momentu, gdy Putin otrzymał władzę, zabójstwa polityczne w Rosji i poza jej granicami stały się codziennością.

Bezbronnym kobietom w bramie strzelają w plecy lub mordują prosto w putinowskiej milicji. Zdrowych mężczyzn wyrzucają przez okna, trują i strzelają zza rogu. Aby złamać niepokornych, rosyjskie struktury siłowe spalają ich domy, porywają ich dzieci i mordują ich rodziców. O czym jeszcze trzeba wiedzieć, aby po kolejnej zbrodni władzy rosyjskiej nie ględzić: „Tego nie może być! Na to nikt nie pójdzie!” i podobne głupoty.
Z dziesiątej poprawki dochodzimy do wniosku, że cała dotychczasowa biografia Putina jest nasycona takimi samymi monotonnymi zbrodniami, jakie popełniono 10 kwietnia na lotnisku „Północne”. Byłoby nawet nieco dziwne, gdyby Putin nie spróbował przynajmniej otruć swoich wrogów.
Teraz podchodzimy do istoty zagadnienia.

Pozycja jedenasta – styl Putina. Postępowanie każdego zbrodniarza posiada charakterystyczne cechy i niuanse, które są nie do podrobienia. Nawet gdyby ktoś bardzo tego chciał – nie da rady.
Przyjrzyjmy się przykładom.

Akt terrorystyczny w lutym 2004 roku w stolicy Kataru Ad-Dauhy. Wysadzono znienawidzonego przez Kreml Zelimchana Jandarbijewa oraz jego 13-letniego syna. Źle przygotowani dywersanci z Moskwy wpadli jak frajerzy. W wynajętym samochodzie zostawili skrawki kabli i kawałki taśmy izolacyjnej. Zostali schwytani , jak należało. Putin dopiął, aby zwrócono ich Moskwie.

A teraz uwaga! Podchodzimy do najważniejszej rzeczy. Przekazanych z Kataru bandytów średniej rangi na lotnisku spotykano jak głowy obcych państw. Są teraz bohaterami i przykładem dla kremlowskiej młodzieży.
Tu właśnie kryje się charakterystyczny wykrętas jego stylu. Jest to, można rzec, podpis Putina pot tymi zbrodniami, których ideowym inspiratorem on był, jest i będzie, aż zasiądzie na ławie oskarżonych Międzynarodowego Trybunału. Jest to styl Władimira Władimirowicza Putina.

Ta właściwość stylu rozszyfrowuje się następująco: oficjalnie nic wspólnego z tym nie mamy, ale wszyscy muszą wiedzieć i rozumieć, że tylko my mogliśmy uczynić coś takiego! I tak będzie ze wszystkimi, kto wystąpi przeciwko nam!

Przykładów są tysiące. Znane są przeważnie te zbrodnie, w sprawie których prowadzono śledztwa w innych krajach. Na przykład, sprawa otrucia Saszy Litwinienko. Jego truciciela nazwiskiem Ługowoj demonstracyjnie mianowano do Państwowej Dumy. Macie wy wszyscy, Europejczycy i inni Anglicy! Żeby wszyscy wiedzieli, kto naprawdę zabił swojego wroga i za co. I tak będzie z każdym, kto ośmieli się sprzeciwiać majorowi rezerwy KGB.

Nie odstają jego ulubieni mianowańcy. Czy mógłby „mały Kadyrow” bez wiedzy Putina organizować serię zamachów za granicą? Śmiech pomyśleć.
W Rosji wszystko jest o wiele prościej. Sami zabijają i sami „poszukują”. Wszystkie bez wyjątku „zamówienia” Putina nie zostały wyjaśnione. Przebrzmiało publiczne porwanie Magasa na lotnisku i demonstracyjne rozstrzelanie – prosto w milicyjnym samochodzie – właściciela inguskiej witryny internetowej Mahometa Jewłojewa.

Drodzy blogerzy! Nawet jeżeli zostaniecie demonstracyjnie, na oczach dużego skupiska ludzi zastrzeleni przez usłużnego pułkownika putinowskich specsłużb, odpowiadać będzie szeregowy gliniarz – „zwrotniczy”. I ten więcej niż rok w zawieszeniu nie dostanie.
Szczególnym przypadkiem było zabójstwo Anny Politkowskiej. Tu Putin pozwolił sobie nawet publicznie zakpić, mówiąc, że „jej zabójstwo spowodowało nam szkodę o wiele większą niż to, co ona napisała. Zarozumiała forma tegoż przesłania – drżyjcie, my możemy nie tylko zabić, ale także zabić, splunąć i nie zauważyć!

Ta matryca jest nie do podrobienia. Wylazła ona od razu po zabójstwie Lecha Kaczyńskiego. Od nagłówków „Wszyscy nieprzyjaciele Rosji znajdą swój koniec pod Smoleńskiem” do form bardziej zakamuflowanych – „czy teraz przyjaciele Rosji wezmą górę?”.

Ten sam styl – oficjalnie była to katastrofa, ale wszyscy powinni wiedzieć i rozumieć, kto i dlaczego zakatrupił prezydenta Polski oraz jego współtowarzyszy. I tak będzie z pozostałymi, w razie czego. A poza tym – ubolewamy i jesteśmy pogrążeni w żałobie razem z przyjacielskim narodem polskim po strasznej katastrofie lotniczej”.
Z jedenastej poprawki dochodzimy do wniosku, że Putin zawsze umieszczał swój autograf pod organizowanym i przeprowadzonym aktem terrorystycznym. Umieścił i teraz.

Ostatnia uwaga – dwunasta. Jak będą reagować oficjalne osoby innych państw? Nietrudno przewidzieć. Bardzo wielu postara się przemilczeć oczywiste i niezbite fakty. Będą zamykać oczy, zatykać uszy, nie widzieć, nie wiedzieć, i nie słyszeć.

Dlaczego? To bardzo proste. Jak w świetle dzisiejszych wydarzeń muszą wyglądać wszyscy ci kozły tudzież, przepraszam za neologizm, koźlice polityczne, które przez lata całowały się i zadawały z majorem rezerwy KGB?

Kto zapraszał tego czekistowskiego chłopca do swojego stołu obiadowego, wygadywał pochwalne peany, prawił komplementy i namawiał do odpoczynku na prywatnej wyspie wśród ciepłego morza?
Kto po dziś dzień walczy za „dobre stosunki” z taką putinowską Rosją i taką jej władzą, wszelcy budowniczowie rurociągów i inni „pragmatycy”? Przecież teraz poły ich galowych marynarek i mankiety spódnic są splamione krwią Lecha Kaczyńskiego i polskiej elity.

Nie zdziwię się, jeżeli Putina i „polskiego Janukowycza” – Donalda Tuska – dwóch głównych partnerów w sprawie zabójstwa prezydenta Polski – w najbliższym czasie znowu zobaczymy razem. I obaj będą w dwa gardła będą opowiadać jedna i te samą kremlowską fabułę na temat „osiągniętych wyników wspólnego śledztwa” i nierozłączną przyjaźń między narodami rosyjskim i polskim”.

A w dalszym planie usłużni komentatorzy, niby ot tak, napomkną, że przed pewnym czasem niejaki Lech Kaczyński i jego kamraci próbowali skłócić dwa „brackie narody”. Ale im się nie udało.
Dlatego zabójstwo prezydenta Polski oraz znacznej części jej elity politycznej obecnie staje się poważną próbą dla wielu krajów zachodniej demokracji.

Jednak są na tym świecie tacy politycy i przywódcy państw, którzy nie są niczym zobowiązani wobec Putina. Co więcej, są tacy, którzy już wcześniej widzieli istotę Putina i jego reżimu. Znali prawdziwe poglądy majora rezerwy i dlatego wcale nie są zdziwieni tym , co zaszło. Są widzący parlamentarzyści, organizacje pozarządowe i prasa.
W tych krajach Europy, których elity polityczne dokarmia rosyjski „Gazprom” i inne deripaski, jest opozycja.

Są zachodnie służby specjalne, NATO i światowa społeczność.
Wreszcie jest wideo nakręcone przez Andrieja Miendiereja, zawodowi eksperci oraz mnóstwo uczciwych, porządnych i odważnych ludzi. Dlatego zbliża się wasz koniec, kremlowskie małpy.

P. S. Użytkownicy czeczeńskiego forum Adamalla (www.adamalla.com) pisali, że pod imieniem „Gieorgij Gordin” ukrywa się Proszyn Sergiusz, syn Aleksandra, rosyjski wicekonsul w Stambule. Forum to zostało wyczyszczone, wiadomość o Gieorgiju Gordinie zachowała się w „pamięci podręcznej” Google pod następującym linkiem:

http://webcache.googleusercontent.com/s ... nt=firefox

banita
Rezydent
Posty: 7320
Rejestracja: 31 sie 2007 07:34

Postautor: banita » 11 maja 2010 14:57

bardzo dobrze
zasmiecajcie dalej fora internetowe atakami na rosjan
to tylko pomoze platformie a zaszkodzi pisowi (efekt odwrotny do oczekiwanego)
jak widac np po ilosci ludzi na ruskich cmentarzach wiekszosc spoleczenstwa chce w koncu "zgody" a to tylko komorowski moze zapewnic a nie sciemniacz kaczynski

aina24
Rezydent
Posty: 2989
Rejestracja: 29 sty 2010 15:34

Postautor: aina24 » 11 maja 2010 15:43

blondynek pisze:
MarcFloyd pisze:Piąty głos w kokpicie. Ale czyj?

zaloze sie ze to bedzie ufoludek :lol:



moze i kaczynski bo skoro to tak dlugo trwa przez ten piaty glos to widocznie cos waznego bylo powiedziane skoro zastanawiaja sie czy to nie kaczynski wskoczyl do kabiny... ktos wspomial ze moze zone wyslal :shock: ktos kto mial decydujacy glos bo watpie by stewardessa sie wtracala, ona tylko jedzenie roznosi i jak ktos zwymiotuje to sprzata :roll:

10042010
Gastarbeiter
Posty: 21
Rejestracja: 11 maja 2010 12:05

Postautor: 10042010 » 11 maja 2010 16:20

Bronisław Komorowski – Taki jestem

PiotrZylka, wt., 11/05/2010 - 09:32

Bronisław Komorowski nie miał do tej pory okazji do wystąpień stricte kampanijnych, bo jak podkreśla on sam i ludzie z jego otoczenia, jako marszałek i pełniący obowiązki prezydenta nie ma na to czasu. Wczorajszy występ w programie Tomasza Lisa był pierwszą możliwością dla Komorowskiego do tego typu wypowiedzi. Czego dowiedzieliśmy się o Komorowskim-kandydacie?



Kaczyński do Rosjan



Komorowski na początku programu próbował ustosunkować się do „rosyjskiego” przemówienia Kaczyńskiego. Zrobił to w sposób bardzo niefortunny – powtarzając manipulację medialną. Powiedział, że cieszy się z rzekomej zmiany jaka nastąpiła u Jarosława Kaczyńskiego w stosunku do polityki polsko-rosyjskiej i wyraził nadzieję, że nie jest to przemiana na pokaz, na potrzeby kampanii.

Pytanie jakie się pojawia brzmi: czy kandydat PO nie potrafi rozróżnić narodu rosyjskiego, zwykłych Rosjan – do których w przemówieniu zwracał się lider PiS-u – od władzy rosyjskiej, czy też może świadomie powtarza on manipulację (a mówiąc dosadniej kłamstwo) medialne w celu zdyskredytowania politycznego przeciwnika?



O nekrofilii i pedofilii



W dalszej części programu Tomasz Lis zapytał marszałka o jego stosunek do wypowiedzi Władysława Bartoszewskiego, w której członek jego komitetu honorowego zasugerował, iż kampanijne poczynania Kaczyńskiego są pedofilią i nekrofilią. Komorowski z pełną powagą odpowiedział, że tej wypowiedzi, jak i innej bardzo subtelnej opinii Kazimierza Kutza nie zna.

Naprawdę Panie Marszałku mamy wierzyć, że nie zna Pan wypowiedzi swoich stronników? Wypowiedzi, o których media trąbią przez kilka ostatnich dni? Czy Pan Marszałek nie czyta gazet, nie ogląda telewizji? W takim razie Panie Marszałku, albo jest Pan totalnie oderwany od rzeczywistości, albo Pan zwyczajnie skłamał.

Komorowski nie poprzestał jednak na stwierdzeniu, że wypowiedzi nie zna. Przyciśnięty przez Lisa, stwierdził, że co prawda on nie używa takiego języka, ale jeśli tak wielki autorytet jakim jest Władysław Bartoszewski tak powiedział, to coś w tym musi być i trzeba się nad tą refleksją pochylić i poważnie zastanowić.



Jaruzelski lepszy od Staniszkis



Najciekawsze jednak cały czas było przed nami. Tomasz Lis zapytał kandydata PO, jak ustosunkowuje się do zarzutów pod jego adresem o brak charyzmy. Odpowiedź Komorowskiego zaskoczył chyba nawet jego zwolenników. Otóż dowiedzieliśmy się, że Pan Marszałek dużo bardziej ceni sobie opinię gen. Jaruzelskiego od opinii prof. Jadwigi Staniszkis, która – jak powiedział Komorowski – „nawet nie była harcerką”.

Stwierdzenie ogromnie zaskakujące, biorąc pod uwagę rodowód polityczny kandydata PO. Przyznam, że gdy pierwszy raz zobaczyłem w TVN24 wypowiedź Jaruzelskiego, w której komplementował on Pana Marszałka, byłem pewien, że Komorowski będzie rękami i nogami odcinał się od takiego wsparcia.



Ja zmieniać się nie muszę



Całe wczorajsze wystąpienie pełniącego obowiązki prezydenta, można by starać się zrzucić na zmęczenie, może na gorszą dyspozycję dnia. Problem jednak w tym, że Pan Marszałek, w trakcie całego programu, jak mantrę powtarzał, że on jest jaki jest, że zawsze taki był i będzie i nic zmieniać w sobie nie musi. W kontekście tego stwierdzenia wniosek nasuwa się sam – wczorajsze wypowiedzi Pana Marszałka nie były wypadkiem przy pracy. Bronisław Komorowski po prostu taki był, jest i będzie. Pogratulować Panie Marszałku!

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 11 maja 2010 16:24

Mozesz skonczyc zasmiecac temat o czarnych skrzynkach, trollu?

10042010
Gastarbeiter
Posty: 21
Rejestracja: 11 maja 2010 12:05

Postautor: 10042010 » 11 maja 2010 16:43

To nie wątek pod tytułem :))

Czarne skrzynki ?

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 11 maja 2010 16:45

Tak, ten sam ktory zasmiecasz swoim zalosnym spamem :twisted:

10042010
Gastarbeiter
Posty: 21
Rejestracja: 11 maja 2010 12:05

Postautor: 10042010 » 11 maja 2010 16:49

PRZED KATASTROFĄ

Zamiast zerwać z przeszłością i odtworzyć po 1989 roku niepodległe państwo zachowujemy nienaruszone instytucje, struktury, prawa oraz personalną ciągłość z PRL.

Zamiast odtworzyć własne elity państwowe, wojskowe, kulturalne pozwalamy aby ich miejsce dwadzieścia lat później zajmowały w dużym stopniu "elity" postkomunistyczne.

Zamiast nowoczesnej konstytucji mamy przegadany i populistyczny akt prawny obiecujący wszystkim obywatelom przysłowiowe gruszki na wierzbie, a nie zagwarantowane przez państwo i jego agendy równe szanse i warunki do nieskrępowanej działalności politycznej, społecznej i gospodarczej.

Zamiast posiadać polskie media i obieg informacji publicznej pozwalamy na działalność polskojęzycznych mediów zagranicznych lub postkomunistycznych , które dezinformują społeczeństwo, uprawiają dywersję polityczną i gospodarczą, deprawują i wynarodawiają kolejne pokolenia Polaków.

Zamiast polskiego wojska zdolnego do obrony naszego kraju mamy elitarne siły interwencyjne przystosowane do walki w warunkach zupełnie odmiennych od tych, które doświadczamy na naszym teatrze wojennym.

Zamiast upragnionej wolnej i niepodległej Rzeczypospolitej mamy państwo, które boi się wolności i niepodległości.

Zamiast pełnoprawnego udziału w działalności instytucji międzynarodowych, do których przynależymy - takich jak NATO czy UE - zadowalamy się w dużym stopniu nominalnym członkostwem bez istotnego wpływu w ciałach zarządzających, bez koniecznej rozbudowy i wykorzystania własnego potencjału kadrowego i koncepcyjnego.

Zamiast podejmować decyzje w oparciu o rację stanu zgadzamy się po wielokroć na dyktat ze strony państw i organizacji, które realizują w ten sposób swoje cele.

Zamiast szukać bezpieczeństwa energetycznego w oparciu o własne zasoby i dywersyfikację źródeł wybieramy uzależnienie od dostaw z jednego kierunku.

Zamiast współpracy rządu i prezydenta w oparciu o konstytucję mamy walkę podjazdową o kompetencje i zdominowanie konstytucyjnego partnera.

Zamiast legalizmu i kultury politycznej obserwujemy działania niegodne, wręcz podłe, które nie napotykają na krytykę stronniczych antypolskich mediów.

Zamiast działań propaństwowych mamy prywatę, korupcję, podskórną walkę o niejasne interesy nieformalnych grup wpływu.

Zamiast jednej polityki zagranicznej i historycznej mamy niekonsekwencję, niespójność a często i sprzeczność.

Zamiast wzajemnego wsparcia reprezentantów państwa mamy nielojalność, odmowę współpracy i samodzielne akcje o nieprzewidywalnych konsekwencjach.

Zamiast realnej, opartej na faktach oceny sytuacji politycznego konfliktu pomiędzy dwoma krajami mamy nie liczącą się z zagrożeniami lekkomyślną politykę "miłości" koguta do lisa wielce ryzykowną dla kur.

Zamiast troski o bezpieczeństwo reprezentantów państwa mamy skrajne zaniedbania, dezynwolturę, brak przestrzegania elementarnych zdroworozsądkowych zasad.

PO KATASTROFIE

Zamiast mobilizacji wszystkich organów państwa w godzinie próby mamy działania pozorowane, PR-owe, werbalne a nie rzeczywiste.

Zamiast realistycznej oceny sytuacji i podjęcia stosownych działań obserwujemy zbędne gesty świadczące o niezrozumieniu powagi sytuacji i nieliczeniu się z odczuciami rodaków.

Zamiast odwagi i konsekwencji w dążeniu do ustalenia prawdy mamy paraliż woli, zachowawczość, obawę przed odpowiedzialnością.

Zamiast oparcia się o szczegółową umowę dwustronną w 1993 roku dotyczącą wojskowych katastrof lotniczych zgadzamy się przyjąć za podstawę konwencję międzynarodową z lat pięćdziesiątych dotyczącą lotnictwa cywilnego.

Zamiast samodzielnego śledztwa mamy pozory partnerskiego uczestnictwa w śledztwie innego państwa.

Zamiast międzynarodowej współpracy w wyjaśnieniu katastrofy mamy dwustronne ale nie partnerskie tylko asymetryczne relacje pomiędzy stronami.

Zamiast wyważonej ale otwartej i merytorycznej polityki informacyjnej mamy dezinformację, bezmyślne cytowanie obcych źródeł, brak elementarnych konkretów.

Zamiast dowodów mamy- poszlaki.

Zamiast naśladowania najlepszych wzorów międzynarodowych mamy zgodę na drastycznie obniżone standardy zabezpieczenia dowodów i śledztwa.

Zamiast szeroko zakrojonych badań najnowszymi technikami, które możemy otrzymać ze strony naszych sojuszników z NATO mamy uproszczone, ułomne procedury, które nie są w stanie zebrać wszystkich dostępnych dowodów.

Zamiast logiki w ocenie procedur i materiałów dowodowych mamy gotowość do przyjęcia gotowych wniosków drugiej strony.

Zamiast podjęcia wszystkich ponadstandardowych kroków prowadzących do wyjaśnienia katastrofy również w oparciu o dane wywiadowcze państw sprzymierzonych obserwujemy zaniechanie tych innych możliwych działań.

Zamiast odwagi przyjęcia choćby najgorszej prawdy i przygotowania się do niej na płaszczyźnie dyplomatycznej mamy lęk przed odpowiedzialnością i gotowość na przyjęcie pozoru prawdy, niepełnej prawdy, braku prawdy.

Zamiast dialogu ze społeczeństwem, które samodzielnie dąży do poznania prawdy mamy znaną strusią politykę wewnętrzną opartą na pustosłowiu i kreacji medialnej.

Zamiast gotowości do wzięcia odpowiedzialności za przyczyny katastrofy leżące po stronie polskiej mamy chęć uniknięcia za wszelką cenę konsekwencji zaniedbań, obronę szefów MON i MSZ, podwójną gardę premiera, który swoją lekkomyślnością stworzył okoliczności nie pozostające bez wpływu na to co się wydarzyło.

Zamiast ...


Wróć do „Hyde Park”



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika. i 143 gości