O wszystkim i o niczym forum ogólne bez ograniczeń terytorialnych
muha
Gastarbeiter
Posty: 39
Rejestracja: 09 cze 2010 17:12

Postautor: muha » 09 cze 2010 20:31

ZAKŁADNICY KŁAMSTWA SMOLEŃSKIEGO ?

Odnoszę wrażenie, że większość Polaków nadal nie zdaje sobie sprawy, co naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku, zaś obecna sytuacja coraz mocniej zaczyna przypominać stan świadomości, jaki przez lata towarzyszył zbrodni katyńskiej. Okrucieństwo tamtego mordu sprzed 70 lat, gdy rozstrzelano połowę kadry oficerskiej, którą posiadała przedwojenna armia polska było zdarzeniem, którego tragiczne skutki dotknęły kilka następnych pokoleń i zaważyły na całej historii Polski. Choć w czasach PRL –u większość Polaków miała świadomość kłamstwa katyńskiego, prawda o tej zbrodni - jako „akcie założycielskim” Polski powojennej docierała tylko do nielicznych. Nie mogło być inaczej, bo zbrodnia katyńska stała się natychmiast przedmiotem rozgrywek politycznych. Wiemy, że zachodnim sojusznikom ZSRR nie zależało na ujawnieniu prawdy. Gdy w roku 1943 rząd angielski otrzymał tajny raport Owena O'Malleya, brytyjskiego ambasadora przy rządzie polskim w Londynie, z którego wynikało niezbicie, że sprawcą zbrodni byli Sowieci, Churchill zataił ten fakt przyjmując i głosząc wobec świata sowieckie kłamstwo, że mordu dokonali Niemcy. To samo kłamstwo podtrzymywał później Roosevelt, zaś administracja Eisenhowera zignorowała w roku 1952 wyniki dochodzeń komisji Izby Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych, która uznała winę Sowietów za udowodnioną.
Zgodnie z zasadą, iż ten, kto zaciera ślady zbrodni i utrudnia poznanie prawdy odpowiada za współudział w jej popełnieniu, przywódcy Zachodu stali się wspólnikami zbrodni sowieckiej, przyjmując również moralną i prawną odpowiedzialność za kłamstwo katyńskie. Ten stan zbrodniczej odpowiedzialności trwa do dnia dzisiejszego, o czym świadczy choćby wiele przykładów utrudniania polskim emigrantom ujawnienia prawdy o Katyniu.
Wiemy również, że od początku sprawie towarzyszyły przemilczenia, fałszerstwa i skrupulatnie preparowane kłamstwa. Rosjanie – którzy zawsze byli mistrzami dezinformacji zadbali nawet o amunicję niemieckiej produkcji, trafnie zakładając, że pierwsze wnioski z ekshumacji zwłok będą wskazywały na udział Niemców. Działania tzw. komisji Burdenki i akt oskarżenia przeciwko niemieckim przestępcom wojennym odczytany w Berlinie, w imieniu Wielkiej Brytanii, Francji, Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, gdzie o popełnienie zbrodni katyńskiej oskarżono Niemcy – dopełniał powojennej skali fałszu i dezinformacji.
Kłamstwa powtarzały świadomie kolejne rządy PRL, powstałe na bazie sowieckiej agentury - nazywającej się partią komunistyczną. Ponieważ ten sam porządek i ci sami ludzie stali u podstaw budowy III RP - również państwo powstałe po 1989 roku nigdy nie wykazało determinacji, by wyjaśnić kulisy zbrodni, ujawnić wszystkich sprawców i żądać moralnego i prawnego zadośćuczynienia.
O rzeczywistym stosunku III RP do zbrodni katyńskiej, w miejsce pustych deklaracji o wiele mocniej świadczy przykład majora KGB ze Smoleńska Olega Zakirowa, który pod koniec lat 80. i na początki 90. z narażeniem życia odnajdywał żyjących świadków katyńskiego mordu, a zebrane dowody przekazywał polskiemu konsulowi Michałowi Żurawskiemu. To dzięki Zakirowi mógł powstać polski film dokumentalny "Las katyński". Gdy wyrzucony z KGB i zagrożony śmiercią, przyjechał wraz z rodziną do Polski w roku 1998 nikt nie udzielił mu pomocy. Przez kilka lat pracował ciężko na budowach, a zimą żebrał, by utrzymać rodzinę. Zakirow i tak miał szczęście, że uniknął losu prokuratora wojskowego Stiepana Rodziewicza, który chciał osobiście przekazać konsulowi Żórawskiemu dowody odkryte w toku śledztwa katyńskiego i 17 listopada 1993 r., w dniu w którym miał spotkać się z konsulem zmarł nagle na atak serca.
Adam Macedoński, opozycjonista i założyciel Instytutu Katyńskiego wspominał niedawno w „Gazecie Polskiej”, jak w 1979 roku chciał przekazać Michnikowi i Lityńskiemu komplet materiałów wydawniczych na temat Katynia, w celu ich dalszego druku i rozpowszechniania. Usłyszał wówczas od Lityńskiego, że KOR nie jest za ujawnianiem sprawy Katynia: ”bo to pogłębi przepaść między Rosjanami i Polakami”. Podobnie zareagował Michnik, stwierdzając, że „to jest przeszłość, a KOR się nią nie interesuje”. Ten przykład – stokroć lepiej, niż obszerne analizy powinien uświadomić, że zakładnicy kłamstwa katyńskiego nadal decydują o polskiej historii.
Chociaż dziś, już nikt nie usiłuje fałszować faktów, większość tzw. elit III RP uważa przecież, że sprawę katyńską należy zamknąć w imię przyszłości i ułożenia dobrych stosunków z rosyjskim sąsiadem. Historia, która ma „nie dzielić” - winna stać się kartą zamkniętą, zdławioną nakazem kazuistycznej moralistyki i mętnych interesów.
Całkowicie ignoruje się przy tym fakt, że państwo rosyjskie nigdy nie uznało mordu na polskich obywatelach za zbrodnię ludobójstwa, nie ujawniło wszystkich okoliczności sprawy, nie otworzyło archiwów, a w oficjalnym stanowisku rządu rosyjskiego przekazanym do Trybunału w Stasburgu stwierdzono, że „ Nie ma dowodu na to, iż Polaków zamordowano”. Ten sam rząd Putina w kwietniu 2010 roku odmówił jakiejkolwiek rehabilitacji ofiar, twierdząc, że „nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono”.
Nadal też płk. Putin powiela nową wersję kłamstwa katyńskiego, głosząc, że zbrodnia „ była osobistą zemstą Józefa Stalina za porażkę w wojnie polsko-bolszewickiej roku 1920”. To fałszerstwo jest szczególnie bliskie obecnym elitom III RP, wyrosłym na „pustej ziemi” Polski powojennej. Dokonana z premedytacją fizyczna likwidacja tysięcy oficerów II Rzeczpospolitej – autentycznej elity narodu polskiego miała przecież, w zamyśle Stalina otworzyć drogę do budowy „nowego państwa” pod przywództwem skarlałych, poddanych sowieckiej woli „przewodników” W tym znaczeniu - katyńska eksterminacja miała stworzyć przestrzeń dla zbrodniczego porozumienia z ludźmi podległymi Moskwie, a w perspektywie doprowadzić do zniszczenia polskiej tradycji i kultury. Nie była aktem zemsty, a zamierzonym i precyzyjnie przeprowadzonym mordem politycznym, wpisanym w strategię sowieckiej ekspansji i podboju Europy.
Wiele już napisano o symbolicznych i rzeczywistych analogiach mordu katyńskiego i tragedii z 10 kwietnia. Nie sposób ich nie zauważyć, ani przemilczeć. Chcę zwrócić uwagę na dwie, bodaj najgroźniejsze i rzeczywiste analogie.
Przed 10 laty Jan Nowak Jeziorański w artykule „Rosja zbrodni, Rosja prawdy” napisał: „Są dwa oblicza Rosji. Jedno to straszliwe, nieludzkie i zbrodnicze, które objawiło się w Katyniu, Miednoje i Charkowie, a dziś objawia się ponownie w Czeczenii. I jest to drugie, które oglądamy w bohaterskim odkłamywaniu własnej przeszłości i oczyszczaniu swego narodu z popełnionych zbrodni. [...] Jeśli chcemy dla samych siebie i dla ludzi, bez względu na ich narodowość i wyznanie, lepszej przyszłości, musimy okazywać tym, którzy walczą o to lepsze oblicze Rosji, nasze uznanie, wsparcie, wdzięczność i pamięć. Musimy ich wspomagać i osłaniać przed zagrożeniami, jakie gromadzą się dziś nad ich głowami. Niebezpieczeństwo staje się realne w chwili, gdy człowiek wychowany w szkole zbrodni i fałszu, jaką była i jest KGB, obejmuje wszechwładzę nad rosyjskim olbrzymem.”
Jeziorański pisał to w czasie, gdy władzę na Kremlu obejmował płk. Putin i nietrudno domyśleć się kogo miał na myśli, ostrzegając przed „człowiekiem wychowanym w szkole zbrodni i fałszu”.
Wszystko, co działo się w Rosji po roku 2000 mogło jedynie potwierdzić mądrą przestrogę „kuriera z Warszawy”. To za rządów Putina 21 września 2004 roku Główna Prokuratura Wojskowa Rosji umorzyła śledztwo Nr 159 w sprawie Katynia, „z powodu śmierci winnych”. Informację o umorzeniu dochodzenia strona rosyjska trzymała w tajemnicy przez niemal pół roku, podając ją dopiero w marcu 2005 - na krótko przed obchodami 60. rocznicy zwycięstwa nad Niemcami. Jednocześnie, podjęto decyzję o utajnieniu większości akt śledztwa, jak również samego postanowienia o jego umorzeniu, co oznaczało utajnienie listy osób odpowiedzialnych za mordowanie Polaków. 24 maja 2005 roku Główna Prokuratura Wojskowa Rosji podtrzymała opinię, że w mordzie NKWD na polskich oficerach nie było żadnych znamion ludobójstwa. Rządy Putina sprowadziły represje na przedstawicieli rosyjskiego Memoriału i ludzi opozycji, domagających się otwarcia archiwów i uznania katyńskiego ludobójstwa przez władze Federacji.
Dzisiejsza Rosja jest państwem dalekim od ideałów demokracji i wolności. Gra, jaką płk. Putin prowadzi na arenie międzynarodowej nie pozwala zapomnieć, że traktuje on państwa byłego Bloku Sowieckiego jako należną Rosji strefę wpływów, a ponieważ nie spotyka na sprzeciw państw Zachodu, dążenia imperialne Putina nabierają rozmachu.
Głównymi strategami polityki rosyjskiej są od lat ludzie tajnych służb sowieckich, których nieograniczona i scentralizowana władza upodabnia Rosję do państwa totalitarnego. Mówią o tym wyraźnie rosyjscy opozycjoniści, twierdząc nawet, że zakres kontroli służb specjalnych nad obywatelami przewyższa uprawnienia „siłowników” z czasów sowieckich. Mordy polityczne, zabójstwa dziennikarzy, dławienie wolności słowa, represje wobec niepokornych – są codziennością putinowskiej Rosji. Zbrodnie ludobójstwa, dokonywane w Czeczenii dopełniają obrazu postsowieckiej „tradycji”.
Dlatego, dzisiejsze kalkulacje rosyjskiej polityki nie wolno oceniać poprzez pryzmat oględnych deklaracji i okolicznościowych gestów, a w kategoriach ofensywnej strategii realizowanej przez służby specjalne FR, w interesie mocarstwowych ambicji płk. Putina i władających Rosją „siłowników”. Jej narzędziami, są w równiej mierze ropa i gaz, jak agresja militarna i gra operacyjna., zaś jedyną, godną uwagi tradycją rosyjskich służb zarządzających polityką tego państwa stanowi przemoc, gwałt i zbrodnia – stosowane jako środek dla osiągnięcia celu.
Tragedia, jaka rozegrała się na lotnisku w Smoleńsku nie może być dziełem przypadku. Nie tylko dlatego, że w świecie zaawansowanych technologii, ścisłych procedur i środków bezpieczeństwa –wydarzenie na taką skalę nie miało prawa zaistnieć. Ponad wszystko inne, śmierć polskiego prezydenta i dziesiątek osób najgodniejszych miana elity narodu, zbyt precyzyjnie wpisuje się w plany kremlowskich strategów, by można było odrzucić refleksję o związku przyczynowo –skutkowym.
Najpoważniejszym następstwem tego zdarzenia, może być nowy podział sił w tej części Europy i poddanie Polski w strefę politycznego i gospodarczego dominium Kremla. Ostatnie miesiące, podczas których zrezygnowano z rozmieszczenia w Polsce „tarczy antyrakietowej”, podpisano nowy „traktat rozbrojeniowy” i zaakceptowano aneksję części terytorium Gruzji świadczą o milczącym przyzwoleniu państw Unii Europejskiej i USA na realizację planów Putina.

Na pokładzie prezydenckiego samolotu byli ludzie, których działalność i wizja Polski mogła przeszkodzić zamysłom Kremla, opóźnić je, a nawet skutecznie zablokować. Podobnie, jak 70 lat wcześniej na przeszkodzie planom Stalina stał patriotyzm polskich oficerów, ich potencjał intelektualny i kulturowy. Przezwyciężeniem tej przeszkody był mord katyński. Czy zatem nie mamy prawa sądzić, że smoleńska śmierć przedstawicieli polskiej elity, wpisuje się w ten sam zbrodniczy scenariusz?
Tym bardziej, gdy skala dezinformacji jaką natychmiast zastosowano, by ukryć prawdziwe przyczyny katastrofy jest porównywalna tylko do sowieckich matactw w sprawie Katynia. Wiele również wskazuje, że brak zdecydowanych reakcji NATO i państw UE przypomina ten sam mechanizm polityczny, który z przywódców „wolnego świata” uczynił po roku 1940 zakładników kłamstwa katyńskiego.
Ta historyczna, wsparta na faktach analogia nie jest jedyną.
Racjonalna ocena ponadmiesięcznych działań Rosji i zachowań obecnych władz III RP jednoznacznie wskazuje na brak intencji rzetelnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Natychmiastowe i bezwarunkowe wyrażenie pełnego zaufania do płk. Putina, rezygnacja z własnego śledztwa i zapewnienia, że „tragedia nie wpłynie na pogorszenie wzajemnych stosunków i nie przeszkodzi pojednaniu” nie mieści się w żadnej logice polskich interesów i nie znajduje usprawiedliwienia w zachowaniach rządu rosyjskiego sprzed i po 10 kwietnia.
Wbrew powszechnym opiniom, jakoby reakcje rządu Donalda Tuska były efektem słabości i nieudolności obecnej ekipy, a przyjęcie wobec Rosji roli petenta świadczyło o błędnych kalkulacjach politycznych uważam, że przyczyna tych rażących zachowań jest znacznie poważniejsza.
Trzeba byłoby zadać pytanie: jaką rolę w realizacji putinowskiej strategii spełniają dziś niektórzy, znaczący politycy? Jaką spełniali wcześniej, gdy wielomiesięczna kombinacja operacyjnych i politycznych zabiegów Kremla doprowadziła do zbudowania „smoleńskiej pułapki” i zamknięcia przedstawicieli polskiej elity w prezydenckim samolocie?
Czy bierne zachowanie strony polskiej jest rzeczywiście tylko efektem słabości rządu, podległości wobec Rosji, bądź elementem nierozważnej polityki prorosyjskiej; czy może raczej wskazuje, że kilku ludziom z najwyższych władz III RP powierzono rolę zakładników wiedzy o zdarzeniu z 10 kwietnia? Można sobie wyobrazić, że gdyby ktoś z kręgów władzy miał świadomość celu rosyjskiej gry i nie uczynił nic, by zapobiec katastrofie z 10 kwietnia - stałby się zakładnikiem tej wiedzy. Podobnie - brak reakcji na stosowne „sugestie" dotyczące przyczyn katastrofy, przekazane choćby w osobistej rozmowie, - czy nie uczyni ze słuchacza osoby "wtajemniczonej", a tym samym wspólnika, obarczonego odpowiedzialnością za ukrycie prawdy?
Poprzez taki mechanizm, służby sowieckie wielokrotnie rozgrywały swoje interesy, wiedząc, że gwarantuje on pełne bezpieczeństwo operacji. Zgodne z tą logiką, narzucony państwom Zachodu depozyt kłamstwa katyńskiego stanowił przecież istotną gwarancję nienaruszalności wpływów Rosji Sowieckiej w Polsce, a ukrywanie prawdy o mordzie założycielskim PRL-u uczyniło ze wszystkich rządów komunistycznego państwa faktycznych wspólników zbrodni.
Tę samą zasadę zastosowano w latach 80., gdy tajemnica zabójstwa księdza Jerzego, a później kulisów „okrągłego stołu” posłużyła jako gwarancja sojuszu, stając się jednocześnie aktem założycielskim III RP. Uczestnictwo wybranych ludzi Kościoła i opozycji w rozpisanej na lata kampanii dezinformacji w sprawie mordu na kapelanie „Solidarności” uczyniło z nich faktycznych wspólników i zakładników planów sowieckiej strategii „transformacji ustrojowej”.
Powstały wówczas układ i zmowa milczenia stanęły na przeszkodzie wyjaśnieniu prawdziwych okoliczności zabójstwa i wskazaniu jego mocodawców. Obowiązujący do dnia dzisiejszego stan, pozwala nazwać to zdarzenie - mordem założycielskim III RP.
Tylko tą, jednoczącą tajemnicą można wytłumaczyć zachowania decydentów w sprawie Katynia i na tej samej zasadzie wolno uzasadnić systemowy sprzeciw władz III RP wobec rozliczenia zbrodni komunistycznych i odsunięcia ludzi pereelowskiej bezpieki od wpływu na sprawy państwa.
Jeśli pułkownik KGB, na stanowisku wszechwładnego premiera Rosji również dziś zastosował sowiecką taktykę wzięcia „zakładników zbrodni”, nie będziemy mieli żadnej gwarancji, że działania przedstawicieli władz państwowych służą rzeczywiście polskim interesom.

Artykuł opublikowany w nr.20/2010 Gazety Polskiej

aina24
Rezydent
Posty: 2989
Rejestracja: 29 sty 2010 15:34

Postautor: aina24 » 09 cze 2010 21:22

muha pisze:ZAKŁADNICY KŁAMSTWA SMOLEŃSKIEGO ?

Odnoszę wrażenie, że większość Polaków nadal nie zdaje sobie sprawy, co naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku, zaś obecna sytuacja coraz mocniej zaczyna przypominać stan świadomości, jaki przez lata towarzyszył zbrodni katyńskiej. Okrucieństwo tamtego mordu sprzed 70 lat, gdy rozstrzelano połowę kadry oficerskiej, którą posiadała przedwojenna armia polska było zdarzeniem, którego tragiczne skutki dotknęły kilka następnych pokoleń i zaważyły na całej historii Polski. Choć w czasach PRL –u większość Polaków miała świadomość kłamstwa katyńskiego, prawda o tej zbrodni - jako „akcie założycielskim” Polski powojennej docierała tylko do nielicznych. Nie mogło być inaczej, bo zbrodnia katyńska stała się natychmiast przedmiotem rozgrywek politycznych. Wiemy, że zachodnim sojusznikom ZSRR nie zależało na ujawnieniu prawdy. Gdy w roku 1943 rząd angielski otrzymał tajny raport Owena O'Malleya, brytyjskiego ambasadora przy rządzie polskim w Londynie, z którego wynikało niezbicie, że sprawcą zbrodni byli Sowieci, Churchill zataił ten fakt przyjmując i głosząc wobec świata sowieckie kłamstwo, że mordu dokonali Niemcy. To samo kłamstwo podtrzymywał później Roosevelt, zaś administracja Eisenhowera zignorowała w roku 1952 wyniki dochodzeń komisji Izby Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych, która uznała winę Sowietów za udowodnioną.
Zgodnie z zasadą, iż ten, kto zaciera ślady zbrodni i utrudnia poznanie prawdy odpowiada za współudział w jej popełnieniu, przywódcy Zachodu stali się wspólnikami zbrodni sowieckiej, przyjmując również moralną i prawną odpowiedzialność za kłamstwo katyńskie. Ten stan zbrodniczej odpowiedzialności trwa do dnia dzisiejszego, o czym świadczy choćby wiele przykładów utrudniania polskim emigrantom ujawnienia prawdy o Katyniu.
Wiemy również, że od początku sprawie towarzyszyły przemilczenia, fałszerstwa i skrupulatnie preparowane kłamstwa. Rosjanie – którzy zawsze byli mistrzami dezinformacji zadbali nawet o amunicję niemieckiej produkcji, trafnie zakładając, że pierwsze wnioski z ekshumacji zwłok będą wskazywały na udział Niemców. Działania tzw. komisji Burdenki i akt oskarżenia przeciwko niemieckim przestępcom wojennym odczytany w Berlinie, w imieniu Wielkiej Brytanii, Francji, Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, gdzie o popełnienie zbrodni katyńskiej oskarżono Niemcy – dopełniał powojennej skali fałszu i dezinformacji.
Kłamstwa powtarzały świadomie kolejne rządy PRL, powstałe na bazie sowieckiej agentury - nazywającej się partią komunistyczną. Ponieważ ten sam porządek i ci sami ludzie stali u podstaw budowy III RP - również państwo powstałe po 1989 roku nigdy nie wykazało determinacji, by wyjaśnić kulisy zbrodni, ujawnić wszystkich sprawców i żądać moralnego i prawnego zadośćuczynienia.
O rzeczywistym stosunku III RP do zbrodni katyńskiej, w miejsce pustych deklaracji o wiele mocniej świadczy przykład majora KGB ze Smoleńska Olega Zakirowa, który pod koniec lat 80. i na początki 90. z narażeniem życia odnajdywał żyjących świadków katyńskiego mordu, a zebrane dowody przekazywał polskiemu konsulowi Michałowi Żurawskiemu. To dzięki Zakirowi mógł powstać polski film dokumentalny "Las katyński". Gdy wyrzucony z KGB i zagrożony śmiercią, przyjechał wraz z rodziną do Polski w roku 1998 nikt nie udzielił mu pomocy. Przez kilka lat pracował ciężko na budowach, a zimą żebrał, by utrzymać rodzinę. Zakirow i tak miał szczęście, że uniknął losu prokuratora wojskowego Stiepana Rodziewicza, który chciał osobiście przekazać konsulowi Żórawskiemu dowody odkryte w toku śledztwa katyńskiego i 17 listopada 1993 r., w dniu w którym miał spotkać się z konsulem zmarł nagle na atak serca.
Adam Macedoński, opozycjonista i założyciel Instytutu Katyńskiego wspominał niedawno w „Gazecie Polskiej”, jak w 1979 roku chciał przekazać Michnikowi i Lityńskiemu komplet materiałów wydawniczych na temat Katynia, w celu ich dalszego druku i rozpowszechniania. Usłyszał wówczas od Lityńskiego, że KOR nie jest za ujawnianiem sprawy Katynia: ”bo to pogłębi przepaść między Rosjanami i Polakami”. Podobnie zareagował Michnik, stwierdzając, że „to jest przeszłość, a KOR się nią nie interesuje”. Ten przykład – stokroć lepiej, niż obszerne analizy powinien uświadomić, że zakładnicy kłamstwa katyńskiego nadal decydują o polskiej historii.
Chociaż dziś, już nikt nie usiłuje fałszować faktów, większość tzw. elit III RP uważa przecież, że sprawę katyńską należy zamknąć w imię przyszłości i ułożenia dobrych stosunków z rosyjskim sąsiadem. Historia, która ma „nie dzielić” - winna stać się kartą zamkniętą, zdławioną nakazem kazuistycznej moralistyki i mętnych interesów.
Całkowicie ignoruje się przy tym fakt, że państwo rosyjskie nigdy nie uznało mordu na polskich obywatelach za zbrodnię ludobójstwa, nie ujawniło wszystkich okoliczności sprawy, nie otworzyło archiwów, a w oficjalnym stanowisku rządu rosyjskiego przekazanym do Trybunału w Stasburgu stwierdzono, że „ Nie ma dowodu na to, iż Polaków zamordowano”. Ten sam rząd Putina w kwietniu 2010 roku odmówił jakiejkolwiek rehabilitacji ofiar, twierdząc, że „nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono”.
Nadal też płk. Putin powiela nową wersję kłamstwa katyńskiego, głosząc, że zbrodnia „ była osobistą zemstą Józefa Stalina za porażkę w wojnie polsko-bolszewickiej roku 1920”. To fałszerstwo jest szczególnie bliskie obecnym elitom III RP, wyrosłym na „pustej ziemi” Polski powojennej. Dokonana z premedytacją fizyczna likwidacja tysięcy oficerów II Rzeczpospolitej – autentycznej elity narodu polskiego miała przecież, w zamyśle Stalina otworzyć drogę do budowy „nowego państwa” pod przywództwem skarlałych, poddanych sowieckiej woli „przewodników” W tym znaczeniu - katyńska eksterminacja miała stworzyć przestrzeń dla zbrodniczego porozumienia z ludźmi podległymi Moskwie, a w perspektywie doprowadzić do zniszczenia polskiej tradycji i kultury. Nie była aktem zemsty, a zamierzonym i precyzyjnie przeprowadzonym mordem politycznym, wpisanym w strategię sowieckiej ekspansji i podboju Europy.
Wiele już napisano o symbolicznych i rzeczywistych analogiach mordu katyńskiego i tragedii z 10 kwietnia. Nie sposób ich nie zauważyć, ani przemilczeć. Chcę zwrócić uwagę na dwie, bodaj najgroźniejsze i rzeczywiste analogie.
Przed 10 laty Jan Nowak Jeziorański w artykule „Rosja zbrodni, Rosja prawdy” napisał: „Są dwa oblicza Rosji. Jedno to straszliwe, nieludzkie i zbrodnicze, które objawiło się w Katyniu, Miednoje i Charkowie, a dziś objawia się ponownie w Czeczenii. I jest to drugie, które oglądamy w bohaterskim odkłamywaniu własnej przeszłości i oczyszczaniu swego narodu z popełnionych zbrodni. [...] Jeśli chcemy dla samych siebie i dla ludzi, bez względu na ich narodowość i wyznanie, lepszej przyszłości, musimy okazywać tym, którzy walczą o to lepsze oblicze Rosji, nasze uznanie, wsparcie, wdzięczność i pamięć. Musimy ich wspomagać i osłaniać przed zagrożeniami, jakie gromadzą się dziś nad ich głowami. Niebezpieczeństwo staje się realne w chwili, gdy człowiek wychowany w szkole zbrodni i fałszu, jaką była i jest KGB, obejmuje wszechwładzę nad rosyjskim olbrzymem.”
Jeziorański pisał to w czasie, gdy władzę na Kremlu obejmował płk. Putin i nietrudno domyśleć się kogo miał na myśli, ostrzegając przed „człowiekiem wychowanym w szkole zbrodni i fałszu”.
Wszystko, co działo się w Rosji po roku 2000 mogło jedynie potwierdzić mądrą przestrogę „kuriera z Warszawy”. To za rządów Putina 21 września 2004 roku Główna Prokuratura Wojskowa Rosji umorzyła śledztwo Nr 159 w sprawie Katynia, „z powodu śmierci winnych”. Informację o umorzeniu dochodzenia strona rosyjska trzymała w tajemnicy przez niemal pół roku, podając ją dopiero w marcu 2005 - na krótko przed obchodami 60. rocznicy zwycięstwa nad Niemcami. Jednocześnie, podjęto decyzję o utajnieniu większości akt śledztwa, jak również samego postanowienia o jego umorzeniu, co oznaczało utajnienie listy osób odpowiedzialnych za mordowanie Polaków. 24 maja 2005 roku Główna Prokuratura Wojskowa Rosji podtrzymała opinię, że w mordzie NKWD na polskich oficerach nie było żadnych znamion ludobójstwa. Rządy Putina sprowadziły represje na przedstawicieli rosyjskiego Memoriału i ludzi opozycji, domagających się otwarcia archiwów i uznania katyńskiego ludobójstwa przez władze Federacji.
Dzisiejsza Rosja jest państwem dalekim od ideałów demokracji i wolności. Gra, jaką płk. Putin prowadzi na arenie międzynarodowej nie pozwala zapomnieć, że traktuje on państwa byłego Bloku Sowieckiego jako należną Rosji strefę wpływów, a ponieważ nie spotyka na sprzeciw państw Zachodu, dążenia imperialne Putina nabierają rozmachu.
Głównymi strategami polityki rosyjskiej są od lat ludzie tajnych służb sowieckich, których nieograniczona i scentralizowana władza upodabnia Rosję do państwa totalitarnego. Mówią o tym wyraźnie rosyjscy opozycjoniści, twierdząc nawet, że zakres kontroli służb specjalnych nad obywatelami przewyższa uprawnienia „siłowników” z czasów sowieckich. Mordy polityczne, zabójstwa dziennikarzy, dławienie wolności słowa, represje wobec niepokornych – są codziennością putinowskiej Rosji. Zbrodnie ludobójstwa, dokonywane w Czeczenii dopełniają obrazu postsowieckiej „tradycji”.
Dlatego, dzisiejsze kalkulacje rosyjskiej polityki nie wolno oceniać poprzez pryzmat oględnych deklaracji i okolicznościowych gestów, a w kategoriach ofensywnej strategii realizowanej przez służby specjalne FR, w interesie mocarstwowych ambicji płk. Putina i władających Rosją „siłowników”. Jej narzędziami, są w równiej mierze ropa i gaz, jak agresja militarna i gra operacyjna., zaś jedyną, godną uwagi tradycją rosyjskich służb zarządzających polityką tego państwa stanowi przemoc, gwałt i zbrodnia – stosowane jako środek dla osiągnięcia celu.
Tragedia, jaka rozegrała się na lotnisku w Smoleńsku nie może być dziełem przypadku. Nie tylko dlatego, że w świecie zaawansowanych technologii, ścisłych procedur i środków bezpieczeństwa –wydarzenie na taką skalę nie miało prawa zaistnieć. Ponad wszystko inne, śmierć polskiego prezydenta i dziesiątek osób najgodniejszych miana elity narodu, zbyt precyzyjnie wpisuje się w plany kremlowskich strategów, by można było odrzucić refleksję o związku przyczynowo –skutkowym.
Najpoważniejszym następstwem tego zdarzenia, może być nowy podział sił w tej części Europy i poddanie Polski w strefę politycznego i gospodarczego dominium Kremla. Ostatnie miesiące, podczas których zrezygnowano z rozmieszczenia w Polsce „tarczy antyrakietowej”, podpisano nowy „traktat rozbrojeniowy” i zaakceptowano aneksję części terytorium Gruzji świadczą o milczącym przyzwoleniu państw Unii Europejskiej i USA na realizację planów Putina.

Na pokładzie prezydenckiego samolotu byli ludzie, których działalność i wizja Polski mogła przeszkodzić zamysłom Kremla, opóźnić je, a nawet skutecznie zablokować. Podobnie, jak 70 lat wcześniej na przeszkodzie planom Stalina stał patriotyzm polskich oficerów, ich potencjał intelektualny i kulturowy. Przezwyciężeniem tej przeszkody był mord katyński. Czy zatem nie mamy prawa sądzić, że smoleńska śmierć przedstawicieli polskiej elity, wpisuje się w ten sam zbrodniczy scenariusz?
Tym bardziej, gdy skala dezinformacji jaką natychmiast zastosowano, by ukryć prawdziwe przyczyny katastrofy jest porównywalna tylko do sowieckich matactw w sprawie Katynia. Wiele również wskazuje, że brak zdecydowanych reakcji NATO i państw UE przypomina ten sam mechanizm polityczny, który z przywódców „wolnego świata” uczynił po roku 1940 zakładników kłamstwa katyńskiego.
Ta historyczna, wsparta na faktach analogia nie jest jedyną.
Racjonalna ocena ponadmiesięcznych działań Rosji i zachowań obecnych władz III RP jednoznacznie wskazuje na brak intencji rzetelnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Natychmiastowe i bezwarunkowe wyrażenie pełnego zaufania do płk. Putina, rezygnacja z własnego śledztwa i zapewnienia, że „tragedia nie wpłynie na pogorszenie wzajemnych stosunków i nie przeszkodzi pojednaniu” nie mieści się w żadnej logice polskich interesów i nie znajduje usprawiedliwienia w zachowaniach rządu rosyjskiego sprzed i po 10 kwietnia.
Wbrew powszechnym opiniom, jakoby reakcje rządu Donalda Tuska były efektem słabości i nieudolności obecnej ekipy, a przyjęcie wobec Rosji roli petenta świadczyło o błędnych kalkulacjach politycznych uważam, że przyczyna tych rażących zachowań jest znacznie poważniejsza.
Trzeba byłoby zadać pytanie: jaką rolę w realizacji putinowskiej strategii spełniają dziś niektórzy, znaczący politycy? Jaką spełniali wcześniej, gdy wielomiesięczna kombinacja operacyjnych i politycznych zabiegów Kremla doprowadziła do zbudowania „smoleńskiej pułapki” i zamknięcia przedstawicieli polskiej elity w prezydenckim samolocie?
Czy bierne zachowanie strony polskiej jest rzeczywiście tylko efektem słabości rządu, podległości wobec Rosji, bądź elementem nierozważnej polityki prorosyjskiej; czy może raczej wskazuje, że kilku ludziom z najwyższych władz III RP powierzono rolę zakładników wiedzy o zdarzeniu z 10 kwietnia? Można sobie wyobrazić, że gdyby ktoś z kręgów władzy miał świadomość celu rosyjskiej gry i nie uczynił nic, by zapobiec katastrofie z 10 kwietnia - stałby się zakładnikiem tej wiedzy. Podobnie - brak reakcji na stosowne „sugestie" dotyczące przyczyn katastrofy, przekazane choćby w osobistej rozmowie, - czy nie uczyni ze słuchacza osoby "wtajemniczonej", a tym samym wspólnika, obarczonego odpowiedzialnością za ukrycie prawdy?
Poprzez taki mechanizm, służby sowieckie wielokrotnie rozgrywały swoje interesy, wiedząc, że gwarantuje on pełne bezpieczeństwo operacji. Zgodne z tą logiką, narzucony państwom Zachodu depozyt kłamstwa katyńskiego stanowił przecież istotną gwarancję nienaruszalności wpływów Rosji Sowieckiej w Polsce, a ukrywanie prawdy o mordzie założycielskim PRL-u uczyniło ze wszystkich rządów komunistycznego państwa faktycznych wspólników zbrodni.
Tę samą zasadę zastosowano w latach 80., gdy tajemnica zabójstwa księdza Jerzego, a później kulisów „okrągłego stołu” posłużyła jako gwarancja sojuszu, stając się jednocześnie aktem założycielskim III RP. Uczestnictwo wybranych ludzi Kościoła i opozycji w rozpisanej na lata kampanii dezinformacji w sprawie mordu na kapelanie „Solidarności” uczyniło z nich faktycznych wspólników i zakładników planów sowieckiej strategii „transformacji ustrojowej”.
Powstały wówczas układ i zmowa milczenia stanęły na przeszkodzie wyjaśnieniu prawdziwych okoliczności zabójstwa i wskazaniu jego mocodawców. Obowiązujący do dnia dzisiejszego stan, pozwala nazwać to zdarzenie - mordem założycielskim III RP.
Tylko tą, jednoczącą tajemnicą można wytłumaczyć zachowania decydentów w sprawie Katynia i na tej samej zasadzie wolno uzasadnić systemowy sprzeciw władz III RP wobec rozliczenia zbrodni komunistycznych i odsunięcia ludzi pereelowskiej bezpieki od wpływu na sprawy państwa.
Jeśli pułkownik KGB, na stanowisku wszechwładnego premiera Rosji również dziś zastosował sowiecką taktykę wzięcia „zakładników zbrodni”, nie będziemy mieli żadnej gwarancji, że działania przedstawicieli władz państwowych służą rzeczywiście polskim interesom.

Artykuł opublikowany w nr.20/2010 Gazety Polskiej



:shock: ales nasmarowal...

muha
Gastarbeiter
Posty: 39
Rejestracja: 09 cze 2010 17:12

Postautor: muha » 09 cze 2010 22:04

2010-06-09 11:55


STENOGRAMY UPRAWDOPODOBNIŁY ZAMACH




Stenogramy rozmów z kokpitu Tu-154, które miały wykluczyć hipotezę celowego spowodowania katastrofy pod Smoleńskiem, w rzeczywistości ją uprawdopodobniły. Eksperci, z którymi rozmawiała „Gazeta Polska”, potwierdzają możliwość zakłócenia nawigacji samolotu, celowo wywołanej awarii lub podania fałszywych danych z wieży

„Zdecydowałem o ujawnieniu materiału, nie aby ten komuś coś wyjaśniał, tylko aby przerwać spekulacje i rozwiać dwuznaczną atmosferę tajemnicy” – mówił premier Donald Tusk, komentując fakt opublikowania zapisów rozmów z kokpitu prezydenckiego Tu-154. Niestety – stenogramy, pełne luk, nieścisłości i miejsc „niezrozumiałych” – „dwuznaczną atmosferę tajemnicy” wokół tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego i 95 pasażerów tylko zagęściły.

Co do jednego większość komentatorów jest zgodna: najbardziej zagadkowe jest ostatnie 15 sekund lotu, gdy po komendzie drugiego pilota Roberta Grzywny: „odchodzimy”, Tu-154 gwałtownie zaczął tracić wysokość. Wcześniej lot przebiegał – jak się wydaje – bez komplikacji. Piloci byli spokojni, mieli świadomość pogarszającej się pogody, wiedzieli o trudnościach z lądowaniem rosyjskiego Iła-76. O 10.26, kwadrans przed katastrofą, kpt. Arkadiusz Protasiuk mówił: „W tej chwili, w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść, zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie”. Sześć minut później dowódca samolotu oznajmił: „Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia odchodzimy w automacie [czyli na automatycznym pilocie – przyp.„GP”]”.

Dlaczego nie odeszli

Wysokość decyzyjna – czyli poziom, na którym załoga musi ostatecznie zdecydować o lądowaniu – wynosi dla lotniska Smoleńsk-Siewiernyj 70 m. Polscy piloci, nie łamiąc procedur, zeszli na 100 m, potem na 90. Chcieli zapewne dla formalności sprawdzić warunki do lądowania. Na wysokości 80 m – a więc przed wysokością decyzji – mjr Robert Grzywna powiedział: „odchodzimy”, dając sygnał do przerwania manewru lądowania. Tymczasem samolot z ogromną prędkością pionową (ok. 14 m/s) zaczął się obniżać. Dlaczego?

– Trzeba by sprawdzić w innych rejestratorach lotu, co w tym momencie zrobił pierwszy pilot. Zakładam dwie wersje: pierwszą, że zignorował rozkaz, mimo że to jego kolega był za to odpowiedzialny i do niego należała decyzja. Taką wersję obecnie często podaje się w mediach. Ja uważam, że było inaczej, że w tym momencie Arkadiusz Protasiuk podjął próbę odejścia z lotniska. Bez danych z rejestratorów parametrów lotu możemy jednak tylko spekulować – mówi „GP” Krzysztof Zalewski z branżowego miesięcznika „Lotnictwo”.

Zdaniem emerytowanego pilota, kpt. Janusza Więckowskiego, jeżeli faktycznie piloci próbowali poderwać samolot, to w kluczowym momencie mogło dojść do awarii lub częściowego rozpadnięcia się silnika. Taka usterka tłumaczyłaby utratę kontroli nad Tu-154 i szybkie opadanie samolotu. Jeśli doszło do awarii, zarejestrować musiał to rejestrator parametrów lotu, którego zapisów dotychczas nie ujawniono.

Tak czy inaczej, niemożliwe wydaje się, by załoga po komendzie „odchodzimy” zdecydowała się na lądowanie. Po pierwsze: nie miała wówczas wystarczającej widoczności, po drugie: w zapisach rozmów zachowałaby się jakakolwiek reakcja na samobójcze obniżanie przez dowódcę maszyny wbrew komendzie drugiego pilota. Po trzecie wreszcie: według karty podejścia, na 70 m Tu-154 powinien odebrać sygnał bliższej radiolatarni, znajdującej się 1,1 km od pasa lotniska (dalsza radiolatarnia ulokowana jest w odległości 6,1 km od pasa). Tymczasem sygnał ten został odebrany, ale – uwaga – poniżej 20 m, trzy sekundy przed pierwszym uderzeniem w drzewa! Nawet niedoświadczeni piloci nie kontynuowaliby lądowania, nie otrzymawszy sygnału bliższej radiolatarni informującego ich, że są na odpowiednim pułapie i we właściwej odległości od pasa.

FSB/GRU na wieży

Lektura stenogramów skłania również do pytań o zachowanie rosyjskich pracowników wieży lotów. – Moim zdaniem decyzje wieży były mocno spóźnione w stosunku do tego, co następowało. Już po przekroczeniu 100 m operator na wieży powinien reagować, podawać załodze samolotu komendę „horyzont”, by leciał po prostej, bez zniżania – mówi „GP” Krzysztof Zalewski.

Według redaktora miesięcznika „Lotnictwo”, w ostatnich kilkudziesięciu sekundach lotu załogę pozostawiono samej sobie: kontrolerzy nie odradzali lądowania w Smoleńsku – jak twierdziły media – w żaden sposób nie ułatwiali też polskim pilotom schodzenia. Co więcej, niemal do końca wieża informowała, że Tu-154 jest „na ścieżce i kursie”. Kontroler smoleńskiego lotniska przekazał załodze komendę zaprzestania zniżania „101 horyzont” dopiero trzynaście sekund przed katastrofą (na wysokości 50 m!), a gdy maszyna była na 20 m i zbliżała się do drzew, padł komunikat nakazujący... odejście na drugi krąg.

– Jeżeli samolot schodzi poniżej ścieżki podejścia, operator na wieży powinien zareagować: „jesteś poniżej ścieżki zniżania”. Takiej reakcji nie było. Pytanie: dlaczego? – dziwi się Zalewski. Jak poinformował „Dziennik”, podobne zastrzeżenia do pracy Rosjan ma polska prokuratura wojskowa.

O tym, że na rosyjskiej wieży działy się dziwne rzeczy, świadczy kilka tajemniczych wydarzeń: zeznania rzekomego pracownika wieży kłamliwie oskarżającego Polaków o nieznajomość rosyjskiego, zniknięcie szefa kontrolerów na lotnisku i szefa zmiany (jeden z nich odszedł na emeryturę trzy dni po katastrofie, drugi rozpłynął się w powietrzu po zabraniu go przez nieokreślonego bliżej „mundurowego”), brak zgody Rosjan na przesłuchanie obsługi lotniska przez polskich prokuratorów, a wreszcie ujawniona przez „Fakt” obecność na wieży agenta rosyjskich służb specjalnych. To właśnie zagadkowy oficer – prawdopodobnie FSB lub GRU (Smoleńsk-Siewiernyj to lotnisko wojskowe) – towarzyszył dwóm kontrolerom, którzy – przypomnijmy – zniknęli. Polska prokuratura wojskowa potwierdziła co prawda, iż „bada ten wątek”, ale biorąc pod uwagę, że po dwóch miesiącach od katastrofy Polakom nie udało się nawet przesłuchać ludzi naprowadzających Tu-154 na pas, nie należy spodziewać się ustalenia roli agenta FSB (GRU?) w tragicznym lądowaniu samolotu.

Zastanawiające, że pomocnik kontrolera wieży, Ryżenko, jak dowiedziała się „GP”, został oddelegowany na lotnisko Smoleńsk–Siewiernyj „do czasu zakończenia lotów 10 kwietnia”. Tak jest w protokołach zeznań.

Nawiasem mówiąc, w całej sprawie nie mniej od zamieszania związanego z wieżą lotów zastanawia dysproporcja między fatalną organizacją lądowania od strony rosyjskiej (brak oświetlenia, skromna obsada wieży i płyty lotniska) a ogromną liczbą funkcjonariuszy służb mundurowych i specjalnych będących rankiem 10 kwietnia w okolicach lotniska. Z raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) wynika, że już po 13 minutach od katastrofy (czyli o 8.54) teren wypadku został otoczony przez 180 (!) członków służby zarządu spraw wewnętrznych obwodu Smoleńskiego i Federalnej Służby Ochrony. Tuż po katastrofie na miejscu byli też funkcjonariusze OMON – paramilitarnych sił specjalnych rosyjskiej milicji (w uzbrojeniu m.in. karabiny szturmowe, pistolety maszynowe i granatniki). Wiemy to stąd, że już godzinę po tragedii w Smoleńsku jeden z nich miał – według rzecznika rządu Pawła Grasia – ukraść parę tysięcy złotych z karty kredytowej zmarłego w samolocie Andrzeja Przewoźnika.

Putin zagra stenogramami

W ujawnionych stenogramach dziwi wysoki stopień zaszumienia taśm. Na niektórych stronach dokumentu wyrażenia „niezrozumiałe” stanowią 20–30 proc. zapisu. To bardzo dużo w porównaniu z innymi nagraniami z rejestratorów lotu. Dla przykładu: rozmowy prowadzone w kokpicie Iła-62, który rozbił się w 1987 r. w Lesie Kabackim, zachowały się niemal w 100 proc. Czy zaszumienie to wynik ingerencji w czarne skrzynki, czy może miejsca „niezrozumiałe” zostaną odszumione przed wyborami? A może jedno i drugie?

– W stenogramach są momenty, w których nie wiadomo, kto wypowiada daną kwestię, nie wiemy, co jest treścią wypowiedzi, są całe sekwencje, pod które można podłożyć wiele różnych elementów – mówi Krzysztof Zalewski z miesięcznika „Lotnictwo”. – Z zaprezentowanego stenogramu na dobrą sprawę nic nie wynika. Nie wynika, że był jakiś nacisk, ale też, że go nie było. Powoduje to, że sytuacja jest otwarta. Napis na stronie tytułowej, że jest to wariant nr 1, przygotowuje nas, że prawdopodobnie będą inne warianty.

Według Zalewskiego, może to zmierzać do tego, że w określonym momencie pojawią się określone informacje, które będą rozszerzały naszą wiedzę nabytą z wariantu nr 1. Wiemy, że obecnie toczy się kampania wyborcza. Daje to możliwość ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski. Umiejętnie manipulując przeciekami, można będzie sterować opinią publiczną. Nagle pojawią się treści, które będzie można włożyć w miejsca wykropkowane, zostaną zidentyfikowane osoby wypowiadające dane kwestie.

Zgodność z prawdą zaprezentowanych przez rząd stenogramów także budzi poważne wątpliwości. Przede wszystkim autentyczności dokumentów nie potwierdzili... sami Rosjanie. Poza tym na opublikowanych stenogramach brakuje podpisów Bartosza Stroińskiego – polskiego pilota wojskowego, który identyfikował w Moskwie głosy swoich nieżyjących kolegów z pułku. Jakby tego było mało, głos należący według Rosjan do szefa protokołu MSZ Mariusza Kazany (który na wiadomość o mgle miał powiedzieć m.in. „no to mamy problem”) mógł być głosem zupełnie innej osoby. „To, że głos nienależący do załogi, który zarejestrowała czarna skrzynka Tu-154, należał do szefa protokołu dyplomatycznego MSZ, Mariusza Kazany, jest tylko sugestią. Nie potwierdzili tego polscy eksperci” – poinformowała rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak.

Krzysztof Zalewski nie ma złudzeń: – Co jakiś czas pojawiał się artykuł w rosyjskiej prasie, wypowiadali się rosyjscy fachowcy, którzy podając po kawałku fragmenty stenogramów, tworzyli obraz błędu pilota i nacisków. Potem wykorzystywała to prasa polska, gdzie też wypowiadali się różni eksperci, którzy budowali podobny obraz. Potem rosyjskie media cytowały te fragmenty, twierdząc, że Polacy już stwierdzili, iż przyczyną był błąd pilota. Możemy sądzić, że podobne działania będą podejmowane nadal.

Procedura pisana krwią

Z wyliczeń naszych ekspertów, dokonanych na podstawie czasów przelotu i wysokości ze stenogramów i raportu MAK, wynika, że tor lotu był zakłócony. Podobne zdanie ma mjr Waldemar Łubowski, pilot: – Nie ma w stenogramach prośby załogi o sposób zajścia do lądowania, oni zostali wyprowadzeni na styczną do kręgu o promieniu 19 km. Przy takich warunkach to jest zdecydowanie za blisko. Wyprowadza się samoloty dalej, na około 30 km i ustawia w osi pasa po to, by załoga mogła zgrać wszystkie parametry i dokładnie się w niej utrzymywać. Oni tu weszli w oś pasa na 10 km, mając niewiele czasu, by się precyzyjnie w niej ustawić. Być może lecieli według GPS, który im fałszywie pokazywał odległość do pasa. Gdybyśmy wszystko, co się działo, przesunęli do przodu, samolot znalazłby się przecież w osi.

Marek Strassenburg Kleciak, specjalista od systemów trójwymiarowej nawigacji, mówi: – Albo piloci byli samobójcami, albo na 80–90 m wydarzyło się coś, o czym jeszcze nie wiemy. Z moich wyliczeń wynika, że samolot leciał powyżej prawidłowej ścieżki podejścia, a poniżej punktu decyzji leciał poniżej tej ścieżki. Wytłumaczeniem sugerowanym przez stenogram, jeśli mu w ogóle wierzyć, jest to, że nawigator zaczął podawać pilotowi jako wysokości wskazania wysokościomierza radiowego zamiast wysokościomierza barometrycznego. Jest to kompletny absurd, ale z gatunku tych wytłumaczeń, które można przedstawić laikowi jako przyczynę katastrofy. Nawet początkujący nawigator nie popełni takiego błędu. Nie było żadnego powodu, by załoga miała złamać procedurę. Jest ona pisana krwią.

Zastanawiająca utrata sterowności

Za pomocą meaconingu piloci mogli zostać sprowadzeni nad jar (rozległą dolinę) zamiast na smoleńskie lotnisko, natomiast bezpośrednią przyczyną katastrofy mogła być awaria lub inne zdarzenie, które spowodowało, że piloci utracili wpływ na sterowność maszyny. Jedna z teorii utraty sterowności po minięciu dalszej radiolatarni (6,1 km od pasa) mówi, że mogło to być np. uszkodzenie serwozaworu hydraulicznego steru samolotu. Mgła, jeśli była na poziomie 500 m, mogła utrzymywać zawieszone cząstki (opary) substancji olejowej lub innej, która (podobnie jak pył wulkaniczny), gdy dostanie się do powolnego serwozaworu hydraulicznego steru, zatyka go, powodując jego dezorganizację funkcyjną, czyli odwrócenie działania. Problem sterowności samolotu mógł zacząć się już na wysokości poniżej 400 m. Być może to było przyczyną obecności gen. Błasika w kabinie pilotów i czytanie na głos instrukcji.

Tuż przed katastrofą w Smoleńsku pojawiła się w tej okolicy gęsta mgła, która wpłynęła na to, że piloci z opóźnieniem zorientowali się, iż znajdują się obok ścieżki podejścia i tuż nad ziemią. Kolejnym dziwnym trafem polskie służby, które o godz. 8.25 otrzymały informację o mgle w rejonie Smoleńska, zapomniały przekazać tę wiadomość na pokład prezydenckiego samolotu.

Meaconing i dziwna awaria?

Jeśli w przypadku prezydenckiego Tu-154M miało miejsce celowe zakłócenie sygnału GPS, tzw. meaconing, to aby (teoretyczny) zamach był skuteczny, musiałyby być zakłócone również dane wysokości i odległości od pasa, lub wydarzyć się awaria. Pilot korzysta ze wskazań GPS, lecz jeśli sygnał GPS został zakłócony bez zastosowania fałszywych radiolatarni, to w odległości 6,1 km, na wysokości dalszej radiolatarni, pilot zorientowałby się, że znajduje się w złym położeniu. Zdążyłby wyprowadzić maszynę na drugi krąg. W przypadku zastosowania fałszywych radiolatarni szanse na uratowanie się maleją niemal do zera.

Tajemnica radiolatarni

– Gdy pilot nastroi odpowiednio urządzenia w kabinie, samolot sam leci, tak jak mu się wytyczy ścieżkę. Leci, kierując się na anteny. Gdy samolot jest nastrojony na dalszą i bliższą radiolatarnię, pilot wie, że wyjdzie idealnie na pas startowy. Gdyby przeleciał na właściwej wysokości nad drugą, bliższą radiolatarnią, to wyleciałby równo na pas startowy. Nie ma innej możliwości. Sygnał, jaki wysyła radiolatarnia do samolotu, jest emitowany w linii pionowej. Teoretycznie istnieje możliwość odbicia sygnału radiowego poza linię pionową, tzw. listek, ale to mało prawdopodobne. Samolot musi przejść nad radiolatarnią na odpowiedniej wysokości, wtedy pilot wie, że wchodzi dokładnie w wiązkę radarów stojących na początku pasa startowego, które pomagają mu usiąść na płycie lotniska. To wszystko dowodzi, że samolot był na fałszywym kursie – mówi rozmówca „GP”, który obsługiwał urządzenia nawigacyjne na lotniskach wojskowych.

Przy nalocie na radiolatarnię pilot obserwuje radiokompas. Lot obok linii osi pasa powoduje wychylenie wskaźnika tego urządzenia. Pilot zna wysokość położenia każdej radiolatarni i jej odległość od pasa, wie też, na jakiej wysokości powinien przelecieć nad każdą z nich. Piloci już przed startem przygotowują parametry ścieżki podejścia.

– Wiemy, że bliższa radiolatarnia przerywała [co potwierdziła załoga jaka, który wcześniej lądował – przyp. red.]. Ale zarówno dalsza, jak i bliższa radiolatarnia zostały przez urządzenia pokładowe wykryte. Podejrzewam, że radiolatarnie miały znaczenie pomocnicze, bo on mógł się kierować wskazaniami GPS, wykorzystując możliwości, jakie miał samolot – mówi „GP” Krzysztof Zalewski z magazynu „Lotnictwo”. „Rzeczpospolita” ujawniła, że przed lotem do Smoleńska piloci 36. pułku transportowego bezskutecznie prosili Rosjan i polski MSZ o przydzielenie im – zgodnie z procedurami – rosyjskiego nawigatora. Pytanie, dlaczego tak się stało, brzmi dziś szczególnie mocno.

Czy jednak sprowadzenie prezydenckiego Tu-154 z właściwej ścieżki podejścia w dolinę obok pasa poprzez sygnał z fałszywej bliższej radiolatarni było w przypadku tej katastrofy prawdopodobne? Samolot odebrał go, będąc poniżej 20 m nad ziemią. Zastosowanie fałszywej radiolatarni miałoby uzasadnienie, gdyby została umieszczona wcześniej. Odebranie jej sygnału tuż nad ziemią, czyli zaledwie 9 sekund przed katastrofą i poniżej 20 m od ziemi, a nie 70, jak nakazują procedury, nie ma sensu. Chyba że odebrany sygnał, odnotowany w stenogramach, dotarł z prawdziwej radiolatarni, która w tym momencie znajdowała się w odległości około 40 m z prawej strony, a około półtora kilometra wcześniej na fałszywą ścieżkę skierował samolot marker fałszywej radiolatarni (np. w momencie, gdy prawdziwa przerywała nadawanie – to, że przerywała wysyłanie sygnału, stwierdził pilot jaka).

Może więc była to awaria. Same stenogramy, duża liczba tzw. szumów, bez podania parametrów lotu, które minister Miller także przywiózł z Moskwy, nie ucinają spekulacji – przeciwnie, potęgują je.

Jeszcze bardziej zwiększałyby powodzenie ewentualnego zamachu ustawienie przesuniętych fałszywych APM-ów, czyli specjalnego oświetlenia naprowadzającego samolot na pas, a zarazem wygaszenie lub usunięcie prawdziwych świateł (znane są zdjęcia rosyjskich służb, które po katastrofie wkręcały żarówki do lamp). Są one ustawiane na progu pasa. Jeśli pilot zobaczyłby te światła, byłby przekonany, że widzi pas startowy.

Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski


banita
Rezydent
Posty: 7320
Rejestracja: 31 sie 2007 07:34

Postautor: banita » 10 cze 2010 08:15

muha i comar w jednym watku stali
comar na gorze a muha na dole ...

w takich momentach zaluje ze nie mam podgladu na IP, szybciotko panowie z sochaczewa by wylecieli z forum za duplikaty kont ...

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 10 cze 2010 08:27

Wk... mnie trolle wklejace w tym tyemcie watki wyborcze. Przedwyborcze przebudzenie PiSeSmanow jak widze.

muha
Gastarbeiter
Posty: 39
Rejestracja: 09 cze 2010 17:12

Postautor: muha » 10 cze 2010 09:40

banita pisze:muha i comar w jednym watku stali
comar na gorze a muha na dole ...

w takich momentach zaluje ze nie mam podgladu na IP, szybciotko panowie z sochaczewa by wylecieli z forum za duplikaty kont ...

A skąd wiesz ,ze jesem z Sochaczefa ?
To piękne miasto !

banita
Rezydent
Posty: 7320
Rejestracja: 31 sie 2007 07:34

Postautor: banita » 10 cze 2010 09:58

muha pisze:A skąd wiesz ,ze jesem z Sochaczefa ?


bo tam muchy i komary maja rondo ...

muha
Gastarbeiter
Posty: 39
Rejestracja: 09 cze 2010 17:12

Postautor: muha » 10 cze 2010 10:15

Banita,
no wiesz co ! Tak siem nie robi.

banita
Rezydent
Posty: 7320
Rejestracja: 31 sie 2007 07:34

Postautor: banita » 10 cze 2010 10:26

towarzychu mucha wezcie no nam powiedzcie czy ciezko jest byc forumowym przyglupem? czy to talen wrodzony czy cecha nabyta ewentualnie wyuczona?

muha
Gastarbeiter
Posty: 39
Rejestracja: 09 cze 2010 17:12

Postautor: muha » 10 cze 2010 16:20

wy.banitowany,powiem ci na uho,że to tvn24 i gówn.warta tak mi mózg lasuje,uwierzysz ?

banita
Rezydent
Posty: 7320
Rejestracja: 31 sie 2007 07:34

Postautor: banita » 11 cze 2010 08:25

serio? wiesz nie moge sie odniesc bo nie ogldam tvn24 i nie czytam wyborczej

w ogole to nie ma dla mnie znaczenia co i gdzie ogladam/czytam bo jako osoba myslaca sam potrafie wyciagac wnioski a nie chlone wnioskow wysnutych przez innych i przyjmuje ich jako swoje

w tvn-ie moga powiedziec ze cos jest zielone, wyborcza moze napisac ze niebieskie a dla mnie bedzie czerwone

"myslisz" ze to nas odroznia?

MarcFloyd
Rezydent
Posty: 4971
Rejestracja: 31 sie 2007 12:27

Postautor: MarcFloyd » 14 lip 2010 14:05

"Jak nie wyląduję/wylądujemy, to mnie zabije/zabiją". Takie słowa kilkanaście sekund przed katastrofą prezydenckiego TU-154 pod Smoleńskiem miał wypowiedzieć kapitan Arkadiusz Protasiuk - dowiedziała się nieoficjalnie TVN24. To fragment, który wcześniej w stenogramie pojawił się jako "niezrozumiały".
TVN24 dotarła do kolejnego fragmentu odczytanego stenogramu z ostatnich minut lotu prezydenckiego TU-154. To nieoficjalne informacje.

"Jak nie wyląduję/wylądujemy, to mnie zabiją/zabije" - tak mają brzmieć słowa wypowiedziane przez kapitana Arkadiusza Protasiuka.

Nie wiadomo, w jakim kontekście padły te słowa.

Prokuratura nie chciała się wypowiadać w tej sprawie.



Joanna Komolka TVN24, jk//mat/k


http://www.tvn24.pl/0,1664953,0,1,jak-n ... omosc.html


Wróć do „Hyde Park”



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika. i 120 gości