ja w latach poczatek 90 tych mieszkałem z ojecem w RFN kiedyś jego koledzy ślązacy wzieli mnie na wycieczke do francji, juz nie pamientam jakie miasteczko ale bylo siwieto wina, w tamta stronę przejechalismy przez granice celnicy nawet nie podniesli się z nad partii szachów, machnoł ręką.
Z powrotem wracamy a tu cała granica oświetlona jak by niewadomo co, flary pełno policji psy itd, a my w samochodzie mieliśmy cały bagażnik wina, bo było niemal za darmo i ci nakupili wińska ile na pakę weszło.
wyboru nie było podjechaliśmy, podeszło dwóch z psem, zabrali paszporty, po chwili skierowali nas na boczny pas i postawili goscia, wpuścili psa na chwile i ptaja po co tyle wina, oni na to ze lubia francuskie wina, generalnie lubili wszystkie ale tak sie mu wyrwało, trzymali nas od 8 wieczorem do 2 w nocy, aż po mnie przyjechał moj ojciec a po nich szef firmy, ale zastanawiało nas że co chwile ktoś zaglądał do samochodu....
a na konec wyszło że podziwiali miłośników wina i nie mogli pojąc kiedy oni to wypiją
))
A w ogóle mieliśmy pecha trafiliśmy na akcje poszukiwania narkotyków.