nowoczesne malzenstwa, pogon za pieniadzem, szukanie przygod, bzdury w kolorowych czasopismach
1)
cd -> podstawiam konkretne przyklady pod Twoja wypowiedz, z nadzieja, ze zdasz sobie sprawe z tego, ze jest ona jest absurdalna i pelna frazesow.
podaj mi prosze jakies dane, ktore mowia, ze ilosc kolorowych magazynow czytanych przez ludzi ma zwiazek z ich 'moralnoscia'... powiedz mi, co jest zlego w szukaniu przygod? co dokladnie rozumiesz przez 'szukanie przygod?' skakanie na bungee? zdrade malzenska? seksik pozamalzenski za zgoda obojga malzonkow? a co to sa 'bzdury w kolorowych czasopismach?'
Twoja wypowiedz przypominala mi biadolenie czlowieka, ktory nie odnajduje sie we wspolczesnym swiecie, wiec psioczy na wszystko i wszystkich dookola, zaslepiony lekiem. Dlatego wlasnie sie z Ciebie nabijalam.
2)
Co do dalszych Twoich wypowiedzi, zgodze sie z Twoim argumentem o odroznieniu 'kleru' czy moze bardziej ogolnie 'religii jako instytucji' a 'religii osobistej'. Nie mam nic przeciwko osobie religijnej, ktora wierzy sobie w cos prywatnie, niezaleznie od tego, czy jest to Allah, Jahwe, Prawa Czlowieka, czy Makaronowy Potwor. Jako taka - religia sama w sobie, nie wyrzadza zla. O to wlasnie rozchodzilo sie w mojej wymianie zdan z Arturem.
Problem jednak w tym, ze religia w czystej postaci, jest dla nas niewidzialna, bo kazdy trzyma ja w swoim sercu i jesli ma te sprawe przemyslana, to niekoniecznie sie z nia dzieli.
Religia jaka ja widzialam w moim zyciu, to katechetka ktora opowiada o tym, ze masturbacja to zboczenie psychiczne, wykladowca (mialam watpliwa przyjemnosc studiowania przez rok na KUL) ktory na zajeciach ze studentami psychologii wyklada, ze seksik przedmalzenski i prezerwatywa sa patologiami, ksiadz, ktory wmawial mi w szkole, ze jestem dzieckiem grzechu, bo z drugiego malzenstwa mojej matki... wymieniac by i wymieniac.
Skoncze moze tylko na gosciu chodzacym od domu do domu po koledzie, z kartoteka wiernych pod pacha, ktory na moj komentarz, ze nic wladzom kosciola do tego, czy mieszkam z moim parem bez slubu, czy nie, wyrazil ubolewanie, ze jestem osoba niereligijna. Bo dla niego, ktos kto nie jest w klubie katolikow, jest niewierzacy, albo wierzacy w cos niewlasciwego - koniec kropka.
Powstaje wiec zasadnicze pytanie? Kogo uwazamy sa osobe religijna? Kto jest wierzacy? Jaka wiara, miesci sie w granicach zdrowego rozsadku, a jaka nie?
Jesli wiec uwazasz, ze aby wychowac kogos na udanego czlowieka, nalezy zapisac go do kosciola jako instytucji - nie zgadzam sie z Toba. Jesli uwazasz, ze nalezy mu dac wybor osobistej wiary, powiedziec, ze cos takiego istnieje, naklonic aby poszukal wlasnego punktu odniesienia w zyciu - zgodze sie.
Nie wydaje mi sie jednak, zeby jedynie religia i pismo swiete byly jedyna taka wyrocznia i kompasem moralnym. Uwazam, ze istnieje wiele alternatyw:
ETYKA
* Zamiast o religii, mozna uczyc o tym, co jest dobre, a co zle, wyksztalcajac w ludziach empatie - umiejetnosc zrozumienia tego, jak inna osoba postrzega to, co robimy i jak sie z tym czuje.
* Uswiadamiac o roznych filozofiach i szkolach etycznych.
* Mozna uczyc o umowie spolecznej.
* Mozna mowic o prawach czlowieka, ktore dla wielu osob we wspolczesnym swiecie sa wlasnie zamiennikiem dekalogu.
ZROZUMIENIE SWIATA
* Zrozumienia swiata, jego powstania i rozwoju, logiki istnienia mozna szukac w nauce
Czy religia daje ludziom cos jeszcze, czego nie daja powyrzsze rzeczy? Daj znac, jesli cos pominelam, zastanowie sie nad jakims swieckim substytutem.
Ja dekalogu (w przeciwienstwie do filmu o tym tytule) najzwyczajniej w swiecie nie lubie. W moim zyciu dekalog jest zbedny: Jego najwazniejsza tresc, czyli przykazania 5-10 jest w duzym stopniu zawarta w prawach swieckich. Przykazania 1-4 zas, jak dla mnie, maja zbyt autorytarna wymowe i zakladaja, ze to co swiete i wyzsze w hierarchii jest nietykalne, niekrytykowalne, nalezy przyjmowac to jako dogmat i bron boze kwestionowac. Jest to oczywiscie w duzej mierze moja subiektywna interpretacja, ale ja to tak wlasnie widze, i tak uczono mnie to interpretowac, zanim zerwalam moj kontakt z kosciolem katolickim.
Jesli moje dziecko, a mam nadzieje, ze sie go mimo 'pogoni za kariera' kiedys doczekam, wyrzadzi komus przykrosc albo krzywde, to nie bede mu mowic, "nie rob tak, bo tak nakazuje dekalog". Bede raczej starala sie powiedziec, "Nie rob tak, bo tej osobie jest przykro, postaw sie w jej sytuacji, czy chcialbys zeby wszystkie osoby na swiecie, robily tak jak ty? Czy ludzie byliby wtedy szczesliwsi?"
Sam nakaz nie wystarczy, zeby ludzie zachowywali sie w odpowiedni sposob. Trzeba zrozumienia, skad ten nakaz sie bierze. A dogmaty, ani prawa, takiego zrozumienia nie daja. Takie zrozumienie daje edukacja i przyzwolenie na dyskusje, ktorego religia ludziom nieraz odmawia.
Czlowiek nauczony bezkrytycznego posluszenstwa wobec autorytetu religijnego, to czlowiek slaby i podatny na manipulacje. Natomiast czlowiek rozumiejacy, dlaczego slusznie jest postepowac w taki sposob, ma duzo wieksze szanse wyrosnac na osobe dojrzala i odpowiedzialna za wlasne czyny.
Tak wiec, zgoda dla religii prywatnej. I edukacji!
Nie dla instytucji religii.
A jak postarasz sie
cd mowic nie frazesami starej babci, a konkretyzowac wypowiedzi, to moze bede nieco mniej zlosliwa, a bardziej skora do dialogu.
I jeszcze prosilabym o zmiane nicka, bo mnie ten zniesmacza, no ale moze juz prosze tutaj o zbyt wiele...