Nazywam się Krzysztof Kawczyński i miałem już zaszczyt spotkać się ze sporą grupą osób, które w tej chwili czytają me słowa.
Jestem założycielem i koordynatorem nowego projektu o nazwie „Kwiaty Ludzkich Serc”
https://www.facebook.com/pages/Kwiaty-L ... 4984634535
Od szóstego stycznia bieżącego roku prowadzę Centrum dziennego pobytu dla bezdomnych, które powstało w Fulham Broadway Methodist Church ( 452 Fulham Rd London SW6 1BY).
Projekt ten działa w ramach West London Churches Homeless Concern, pięknej chrześcijańskiej organizacji która stara się pomagać potrzebującym.
W chwili obecnej dwa nasze projekty zapewniają każdej nocy miejsca noclegowe dla około 70-80 osób, a dwa dzienne centra przyjmują 150-170 osób dziennie.
Zaszczyt kierowania centrum na Fulham powierzono mi, ponieważ jestem Polakiem a niestety znaczna część naszych gości pochodzi właśnie z Polski.
My zapewniamy wyżywienie, prysznice, pranie odzieży, i inne niezbędne do życia sprawy.
Tą część naszej pracy łatwo zauważyć i dostrzec.
Ta ważniejsza część jest jednak głębiej ukryta.
Jest to trudna i często skomplikowana praca socjalna, która ma na celu trwałą odmianę warunków życia, maksymalnej ilości naszych gości.
Mam tu na myśli pomoc w szukaniu pracy i zakwaterowania, aplikowanie o benefity, opiekę medyczna, pomoc psychologiczną i duchową, terapie odwykowe, lekcje angielskiego i inne podobne działania.
Właśnie to stanowi sedno naszej pracy i rzeczywiście pomaga naszym gościom.
Nie jest sztuką dać komuś przyrządzoną już rybę, by się najadł.
Sztuką jest dać mu wędkę, by sam nauczył się łowić ryby i wykarmił siebie, a często również swoją rodzinę.
Nigdy nie spotkałem bezdomnego emigranta, który przybyłby do „Brytyjskiego Raju” po to, by być bezdomnym.
My wszyscy przyjechaliśmy tu po to, by zbudować nowe, lepsze życie dla siebie, a często również dla naszych bliskich.
Niestety nie każdemu udało się to zrobić.
Nie każdy przecież jest dostatecznie zaradny i potrafi walczyć o swoje.
Poznałem bardzo wielu wspaniałych ludzi, którzy z dnia na dzień stawali się bezdomnymi, z powodu zbiegu złych okoliczności.
Przykładowo ktoś kto pracuje, słabo zna język i wysyła pieniądze do żony i dzieci w Polsce nie ma oszczędności, by zabezpieczyć swój los na wypadek utraty pracy.
Gdy ktoś taki traci źródło dochodów, nie ma z czego opłacić czynszu za pokój i sam nie wie kiedy ląduje na ulicy.
Ma on wtedy nadzieje, że jest to stan przejściowy i za dzień, dwa, czy za tydzień znajdzie nową pracę.
Zaczyna się spanie w parkach, na dworcach, czy w nocnych autobusach.
Taki nocleg nie daje wypoczynku i wytchnienia, tym bardziej że, trzeba pilnować zamkniętego w walizce dobytku.
Przychodzi brud, bo nie ma gdzie się wykąpać i uprać odzieży.
Pojawia się rezygnacja, apatia a pragnienia ograniczają się do najbardziej podstawowych potrzeb.
Taki człowiek przestaje wierzyć we własne siły i grzęźnie w bezdomności.
Jak iść na rozmowę o pracę, gdy nie kąpało się od tygodnia?
Jak zacząć jakąkolwiek pracę, jeżeli ciągnie się za sobą wielką walizę z całym dobytkiem?
Jak?
To prawie niemożliwe.
Co więc pozostaje?
Pogodzenie się z własnym losem, apatia i towarzystwo podobnych sobie ludzi.
Ulica staje się domem, a „normalny świat” zostaje odgrodzony barierą nie do przebicia.
Pojawiają się koledzy i zwykle alkohol.
Po pijanemu nie myśli się chociaż o żonie i dzieciach czekających w innym, zapomnianym już świecie.
Po pijanemu dusza mniej boli, a wspomnienia nie są tak nachalne.
Inni ludzie pomagają: ten da funta, a tamten dwa, dość by ponownie się upić i pogrążyć w błogim zapomnieniu.
„Normalni ludzie” obchodzą cię szerokim łukiem, bo śmierdzisz na kilometr...
Straszny los, no nie?
Kto jest temu winien?
To co teraz powiem, może być szokujące dla wielu.
W całej mojej karierze w pracy z bezdomnymi nie spotkałem żadnego bezdomnego Hindusa, Pakistańczyka, czy Filipińczyka.
Czemu, przecież oni nie są ani lepsi, ani gorsi od nas?
To dzieci tego samego Boga.
Wy wiecie czemu tak jest, ale i tak muszę to powiedzieć.
Gdy na przykład jakiś Hindus ma kłopoty, cała jego lokalna społeczność, czyli rodzina i przyjaciele radzą nad tym, jak mu pomóc.
Czy taka pomoc jest skuteczna?
Sami powiedzcie, czy widzieliście bezdomnego emigranta z azjatyckich krajów?
Kto więc odpowiada za tak dużą ilość polskich bezdomnych, którzy przemierzają codziennie ulice Wielkiej Brytanii?
Ty... ja... my wszyscy?
Smutne, no nie?
Ludzie, co się z nami porobiło?
Tak niedawno byliśmy dla całego świata symbolem jedności i solidarności.
To przecież tylko dzięki temu przetrwaliśmy wiele ciężkich chwil i obaliliśmy komunę.
Rozumiecie, co chcę powiedzieć?
Obalenie komuny było czymś niemożliwym, a dokonaliśmy tego, bo nic nie było w stanie rozbić naszej jedności!
Gdzie to się podziało?
Powiem Wam, co się z tym stało.
To nie zginęło, tylko ciągle trwa w naszych sercach.
Wszyscy mamy już przecież dość tej naszej znieczulicy i obojętności na los innych ludzi.
Ludzie, pokażmy wszystkim, że ponownie jesteśmy jednością.
Zacznijmy traktować swoich rodaków jak braci i siostry, a nie jak wrogów.
Niech każdy Polak wie, że gdy znajdzie się w kłopotach, to jego rodacy wyciągną do niego pomocną dłoń.
Czy coś takiego jest realne?
Wystarczyło, że rozrzuciłem kilka „moich ziaren”, a Polacy tłumnie zaczęli pukać do naszych drzwi.
Pomimo tego, że nasze centrum ma dopiero kilka tygodni, już zebrało się dookoła niego kilkadziesiąt osób dobrej woli.
Są to ludzie z ogromną pasją i ogniem w sercach.
Powstała duża grupa inicjatywna, która tu, na Waszych oczach stworzyła całkowicie nową organizację charytatywną,
Jest to polski projekt, skupiony w polskim ręku i służący pomocą wszystkim, nie tylko naszym rodakom czy bezdomnym.
Pokażmy, że nie jest tak jak głoszą niektórzy brytyjscy politycy i prasa brukowa.
To przecież nieprawda, że my przyjechaliśmy tu po to, by brać.
My potrafimy również dawać, czego dowiedliśmy wielokrotnie w przeszłości.
Na razie koncentrujemy się na bezdomnych, ale jest wiele innych, może nawet większych problemów, którymi ktoś musi się zająć.
Jak wielu emigrantów z Europy Wschodniej było i jest dyskryminowanych na rynku pracy?
Ilu naszych rodaków zostało oszukanych przez nieuczciwych landlordów?
Jak wielu zostało perfidnie wykorzystanych tylko dlatego, że są obcokrajowcami i nie znają swoich praw?
Ktoś musi powiedzieć temu „NIE” i my chcemy to zrobić.
Jeżeli sami sobie nie pomożemy, to nikt tego dla nas nie zrobi.
Nasi polscy politycy mają nas tam, gdzie słońce nie dochodzi.
Oni kochają nasze pieniądze, gdy wydajemy je w Polsce pompując polską gospodarkę.
Wtedy jesteśmy dobrzy i wspaniali.
Gdy jednak to my prosimy o pomoc, nikt z nich o nas nie pamięta
Ludzie, my jesteśmy w tym kraju ogromną siłą, z którą każdy musi się liczyć.
Wystarczy jedynie byśmy zaczęli mówić jednym, wyraźnie słyszalnym i donośnym głosem, a zamkniemy usta tym wszystkim, którzy przedstawiają nas jako „beneficjentów” żerujących na brytyjskim systemie opieki społecznej.
My przecież wiemy, że to nie jest prawda, no nie?
Słuchajcie, ja powiedziałem: „dość tego!” i wiele, bardzo wiele osób zrobiło to samo.
Polska organizacja o nazwie „Kwiaty Ludzkich Serc” stanie się faktem w najbliższych tygodniach.
Ona już zaczyna żyć, czego dowodem jest ta strona!
Niech zjednoczą się tutaj wszyscy ludzie dobrej woli, nie tylko z Londynu i nie tylko z Wielkiej Brytanii.
Gdy każdy dołoży nawet najmniejszą cegiełkę, to zbudujemy gmach, który zadziwi wszystkich, nawet nas samych!
Pamiętam czas, gdy Nasz Papież przyjechał do Polski i powiedział słowa, które będą pamiętane już chyba zawsze:
„Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi, Tej Ziemi!
Ja teraz proszę Boga:
Niech choć odrobina Tego Ducha zstąpi tu i teraz i odnowi oblicze Narodu, Tego Narodu!
Ten Duch już zstąpił i ja to wiem i czuję, gdy odbieram dziesiątki telefonów i maili od osób oferujących swoją bezinteresowną pomoc.
Wiem, że większość z Was również to czuje.
Ktoś mnie ostatnio pytał, co ja właściwie robię, że dzieją się takie cuda i nie wiedziałem co odpowiedzieć.
Ja chyba jestem ogrodnikiem, który sieje swoje ziarna, a one padają na ludzkie serca.
Gdy trafią na odpowiedni grunt, to wyrastają z nich przepiękne kwiaty.
Wtedy ja zbieram je w najcudowniejszy na ziemi bukiet i pozwalam im pachnieć.
Tez zapach ma magiczną moc i każdy kto go poczuje ulega przemianie, i w jego sercu również wzrasta kolejny piękny kwiat.
Hmmm... muszę wam powiedzieć że ta epidemia „kwiatowości” rozprzestrzenia się tak szybko, że zaczyna brakować mi już wazonów, na wszystkie zebrane bukiety!
To stąd wzięła się nazwa naszej organizacji, czyli „Kwiaty Ludzkich Serc”.
To przecież tylko dzięki Waszym sercom to wszystko jest możliwe!
Dość ględzenia, czas do pracy!
Witajcie w naszym gronie i nie martwcie się, że zabraknie dla Was pracy i nie ważne tu, co potraficie robić i jakim dysponujecie czasem.
Dla wszystkich starczy miejsca w gmachu, który właśnie zaczynamy wspólnie budować.
To mogę Wam zagwarantować!
Krzysztof Kawczyński
kkawczynski1@o2.pl
075 4418 4684