darekzlondku pisze:Alice Springs w Australii
Ale w Australii są skorpiony i pająki wielkości kokosów... :<
SMarek pisze:Język - jest olbrzymia różnica między znajomością na poziomie wystarczającym do pracy i studiowania a na poziomie potrzebnym do twórczości literackiej
Spokojnie. Od dwóch lat piszę, prace konsultuję z ludźmi siedzącymi w biznesie, uczę się na błędach i ciągle rozwijam. Wiem, czego unikać, czego nie. Wiem jakiego używać słownictwa w jakiej sytuacji. W tą ze swoich umiejętności akurat nie wątpię.
Co do reszty, zgadzam się. Wyjazd bez 'backgroundu' wydaje się głupi i nieodpowiedzialny. Mimo to, wolę ryzyko, niż siedzenie w tym pieprzonym kraju na uczelni publicznej z patriotyczną młodzieżą (czyt.: tymi, co nie byli wystarczająco mądrzy lub uparci by wyjechać), tylko po to, by dostać dyplom, który jest coś wart jedynie tutaj.
Zdaję sobie pełną sprawę z niebezpieczeństwa wyjazdu tak, ot sobie. Jestem jednak gotów je podjąć. Jeśli mi się uda -- wszystko w porządku. Jeśli nie, będę zmuszony wrócić. Wolę spróbować i wrócić, niż siedzieć tu na dupie jak ostatni debil.
Z Rowling jednak przywaliłeś. Cała ta wiedza i doświadczenie niewiele pomogły jej pisaniu. Pewnie, sprzedała książki, i to dużo, ale patrząc na jej koronnego Pottera krytycznym okiem, nadal widać w nim całe mnóstwo infantylności. Tak samo z ostatnim hitem: 'Twilight'. Sprzedaż? Mnóstwo. Filmy, kampanie reklamowe, wzdychania fanek. A gdy przeczytamy... Meyer wstawiła samą siebie jako główną bohaterkę. Tzw self-insert. Jedno z najbardziej haniebnych posunięć do przedsięwzięcia, jeśli nie TO najgorsze.
W pisarstwie bardziej liczy się szczęście niż umiejętności. Traf na dobrego wydawcę, a ten sprzeda i najgorszy shit. Poza tym, z moimi... hm, zainteresowaniami, niewiele jest zawodów w które mógłbym iśc, a w których dyplom wiele by mi pomógł. Moja profesja to właśnie ten literacki fart -- bo i dziennikarzyć można bez problemu i dyplomu, byle by który naczelny poznał się na talencie. No, a do kelnerzenia raczej nie trzeba studiów.